Z plecakiem po Ameryce Południowej
– Samemu płynąć indiańskim, bardzo chybotliwym czółnem w Nikaragui to było coś niesamowitego – wspomina Mariusz Pruszko. Podróżnik z Łomży był przez pół roku w Ameryce Środkowej i Południowej, docierając do historycznych i trudno dostępnych miejsc. Wędrował śladami Majów, Azteków i Inków, miał problemy ze zdrowiem, został okradziony, ale przeżył przygodę życia. Opowiedział o niej uczestnikom spotkań „Fotograficzne wędrówki” w Galerii Pod Arkadami, ilustrując wspomnienia zdjęciami.
– Moim pierwszym planem było, że mam kilka miesięcy czasu i określony budżet, więc chcę, trochę spontanicznie, ale jednak z planem, zobaczyć zabytki historyczne Ameryki Południowej i Środkowej – mówi Mariusz Pruszko. – Marzyłem też, żeby zobaczyć kilka parków narodowych, bo to było moje marzenie z dzieciństwa – przerobiłem wtedy wszystkie książki Ericha von Dänikena, czytałem dużo Pałkiewicza, zawsze fascynowała mnie Ameryka Południowa, nawet przez komiksy z Thorgalem – dlatego chciałem to zobaczyć na własne oczy i w końcu się udało! To nie była wycieczka organizowana przez biuro podróży. Jest to podejście dosyć budżetowe i samodzielne, bo w pięć miesięcy zarobiłem pieniądze w kraju zachodnim, po czym wydałem je na podróżowanie w krajach typu Gwatemala, Kostaryka albo Boliwia.
Podczas sześciomiesięcznej wyprawy podróżnik dotarł też do Meksyku, Salwadoru, Nikaragui, Hondurasu, Kolumbii, Ekwadoru i Peru. Mimo posiadania dość sprecyzowanego planu podróży zdarzały mu się od niego odstępstwa. Niektóre wynikały z problemów zdrowotnych, kiedy musiał cofnąć się z Gwatemali do Meksyku w poszukiwaniu dentysty, dzięki czemu poznał jednak najbardziej urokliwy Region Meksyku Chiapas, albo cierpiał w stolicy Ekwadoru Quito z powodu choroby wysokościowej, kurując się aspiryną. Bywało też jednak tak, że zafascynowany pięknem przyrody czy danego miasta zatrzymywał się w nim dłużej. Zwiedzał, chłonął inny świat, ale też dużo fotografował, starając się utrwalić wszystko co oryginalne. – Zdjęcia to coś dodatkowego, coś robionego przy okazji, bo najważniejsze jest to, co zostawało w głowie – podkreśla Mariusz Pruszko. – Wspomnienia są najważniejsze, zdjęcia są tylko dodatkiem, dalszym smaczkiem. W takich krajach fajnie się fotografuje, bo gdziekolwiek zrobisz kadr, jest fajne zdjęcie. Ale jak człowiek nie skupia się na fotografowaniu, bo chce zobaczyć wszystko na żywo, to fajnych zdjęć w sumie wiele nie ma. Ale jak się później te zdjęcia ogląda, z perspektywy kilku miesięcy, to one już nie oddają tak dokładnie tego, co chciałbym przekazać komuś, kto je ogląda – ma się zdjęcie, ale człowiek ma w pamięci te zapachy, kolory i przeżycia, cały ten harmider związany z podróżą.
Podczas pokazu wróciły więc wspomnienia z miasteczka Antiqua w Gwatemali, o typowo kolonialnej zabudowie i brukowanych uliczkach, miasta Majów Tikál, zagłębia Zapatystów w San Cristóbal de las Casas w meksykańskim stanie Chiapas, wulkanicznych terenów Nikaragui, kąpieli w termach, parku narodowego Bistoya, stolicy Ekwadoru Quito, słynnego jeziora Titicaca, La Paz w Boliwii czy słynnego miasta Inków Machu Picchu w Peru. – Moja podróż była nastawiona na historię, bo to ona mnie fascynowała – mówi Mariusz Pruszko. – Ameryka Południowa, indiańskie historie, cała ta konkwista i wcześniejsze wydarzenia. Potraktowałem to w ten sposób, że chciałem zobaczyć te miejsca, które są historycznie naświetlone, więc nie skupiałem się na tym, żeby jechać do Amazonii, do Argentyny – to miała być podróż indiańska.
Podróżnik podkreśla, że chociaż większość tej wyprawy spędził samotnie i obracał się wśród różnych ludzi, to jednak czuł się bezpiecznie, a otwartość w kontaktach oraz zajomość angielskiego i hiszpańskiego bardzo mu to ułatwiały.
– Ameryka Południowa podobała mi się pod tym względem, bo jest tam chrześcijaństwo i to dawało poczucie bezpieczeństwa, bo wiedziałem czego się spodziewać nawet po ludziach z patologii czy biedniejszych – mówi Mariusz Pruszko. – Na pewno czułem się bezpieczniej niż choćby w Indochinach, nawet w większości europejskich państw. Trzeba jednak uważać gdzie się przebywa, wieczorami nie wchodzić w ciemne uliczki. Miałem kilka takich sytuacji, na przykład okradziono mnie w Peru, miałem podstawiony śrubokręt gdzieś na ulicach La Paz.
Wojciech Chamryk