Dni Jedwabnego z motocyklistami, koncertami i rozwagą
Miasto z podkową w herbie i okoliczne wioski bawią się na całego podczas 16. Dni Jedwabnego. W trakcie 3-dniowej imprezy odbywał się też 16. Zlot Motocyklowy z udziałem około 300 miłośników szybkich i lśniących jednośladów, pokazy rękodzieła ludowego, koncerty zespołów discopolowych na scenie przed MGOK-iem, konsumpcja w ogródku gastronomicznym i erupcja emocji w wesołym miasteczku, gdzie obok dmuchańców placu zabaw stanęło kilkunastometrowe ramię do latania pod niebo. - Te Dni zaplanowaliśmy jako imprezę o charakterze rodzinnym i integrującym mieszkańców miasta i gminy – mówi burmistrz Adam Niebrzydowski (lat 43), goszczący, m.in., ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego i Marka Olbrysia z Zarządu Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku.
Zdaniem burmistrza Adama Niebrzydowskiego, Dni Jedwabnego to „największa impreza tego typu w roku”, gdzie można wybrać się z rodzinami i znajomymi, żeby „spotkać się, pobawić, wymienić poglądy, oderwać od codzienności i mieć co wspominać”. Grupka przyjaciół w czarnych kurtkach ze srebrnymi ćwiekami dyskutuje o wydarzeniach, w jakich razem wzięli udział. Najpierw w piątek bawili się na pikniku na placu przy stawie za remizą: grill, znaczki i koszulki zlotu, koncert zespołu Imperial, a dla niektórych z około 200 najwytrwalszych motocyklistów zabawa nawet do świtu. W sobotę zgromadzili się w Godzinie Miłosierdzia na mszy w kościele, gdzie wikarym jest ks. Leszek Jastrząb, również motocyklista. Około godziny 16. wyruszyli po mieście i gminie w paradzie ponad 200, a może i 300 maszyn. Odwiedzili, m.in., Przestrzele, Kucze Wielkie i Kucze Małe, Siestrzanki, Nadbory i Mocarze. W Mamuciej Dolnie w Szostakach odsapnęli i posilili się chlebem ze smalcem i ogórkami, życząc sobie bezpiecznych podróży, dobrych spotkań na trasie i zabawy w Jedwabnem.
Wanda kontra Honda
Trójkę przyjaciół łączy nie tylko to, że są mieszkańcami Ziemi Łomżyńskiej, ale i zamiłowanie do jazdy motocyklami i zajmowania się niejednym jednośladem. - Jedyną rywalką, o którą moja żona może być zazdrosna, jest moja Honda Shadow – Jarosław Gwara (lat 55) przytula czule Wandę (lat 51), z którą znają się 36 lat. Wanda także umie jeździć motorem, ale woli samochód i pewniej czuje się za kierownicą 4 kółek. Oboje lubią bywać na zlotach, panuje przyjazna atmosfera w kontakcie ze znajomymi i nieznajomymi, a życzliwość owocuje na trasie, gdy któryś jest w potrzebie. Według Jarka rodem z Siemienia, mieszkańca Łomży, rozbudzony w dzieciństwie bakcyl, tj. upodobanie do podróży motocyklem pozwala z wiekiem wrócić do czasów młodości. - Motocykl to mój randkowy środek lokomocji – śmieje się, wspominając z nostalgią dawny motorower Komar i motor MZ 150.
Trzeba mieć hamulce - w głowie
O swych maszynach motocykliści – jak twierdzą – mogą rozmawiać w nieskończoność. Podziwiają pomysłowość projektantów z różnych krajów, dyskutują o technice i rozwiązaniach konstruktorów. Czasem na to nakłada się własna biografia, np., nauka w Szkole Podstawowej w Chludniach, gdzie poznali się: Henryk Komorowski, 60-latek z Nagórek, i Jarosław Jakacki (55-latek z Piątnicy). Obaj pierwsze motory mieli jako 14-letni chłopcy, a w siermiężnej dobie socjalizmu PRL to osiągnięcie oznacza Komary. - Jeździ się szybko, coraz szybciej, ale trzeba mieć hamulce, w głowie – wyjaśnia Henryk podłoże fascynacji pędem i poczuciem wolności oraz decyzji, żeby jego synowie sprzedali motocykl. Chociaż mają 27 i 28 lat, to zdaniem taty, maszyna mogłaby dla nich być niebezpieczna. - Rozpędzić się na drodze do 200 kilometrów łatwo – puentuje ojciec. - Zahamować będzie trudno.
Ksiądz zaapelował o rozsądek w poruszaniu się na drodze
56-letni mechanik traktorów, maszyn rolniczych i – wiadomo - pamięta polskiego Komara, MZ 150 niemiecką, czeskie CZ, Javę, Panonię węgierską. - Założyłem rodzinę, sprzedałem motocykl, potem pasja wróciła i... trzyma do dziś – opowiada Jarosław, właściciel kilka razy większej kolekcji. - Mój tata miał takie zamiłowanie, mam ja i mój syn również. Motocykliści są różnych zawodów: księża, policjanci, prokuratorzy, lekarze... Patrzy na rezolutnego syna, chcącego być informatykiem. - Przy smarach robota jest brudna, przyznam, że mi zbrzydła – wyjaśnia 17-letni Jakub Jakacki. Fachowo opowiada o odkręcaniu śrub w traktorach i kilkunastu motocyklach, jakie mył, czyścił, szlifował od 5 lat. Ma dużo rzeczowej wiedzy, sympatii do urządzeń ze współpracy z tatą, czytania, Internetu. Ze śmiechem nazywa swe motocykle jako pożyczone: motorynkę, WSK 125, Javę Mustang, CZ 175. Z kazania księdza zapamiętał, że Bóg kocha motocyklistów nie mniej niż kobiety... Z kolei Sławomir Miciura, 53-letni współorganizator zlotu, wychwycił w homilii, że pasja motocyklowa nie odsuwa od Boga, wręcz odwrotnie, powinna przybliżać. Dodajmy: byle nie za szybko, nie za młodych i nie dosłownie... - Ksiądz zaapelował o rozsądek w poruszaniu się na drodze – podsumowuje burmistrz Niebrzydowski. - Poczuciu wolności, przyjemności, pasji nie powinno zagrażać niebezpieczeństwo.
Niedziela to trzeci z Dni Jedwabnego. Od godz. 13. zaczynają się pokazy Podlaskiej Brygady WOT, będą stoiska Kół Gospodyń Wiejskich, dmuchańce, stosy zabawek dla dzieci, ogródek gastronomii oraz koncerty discopolowe z tańcami. Zabawa pod gwiazdami zaplanowana została do godziny 23.
Mirosław R. Derewońko