Topili się w Narwi przy plaży miejskiej
Dwoje młodych ludzi topiło się w niedzielne popołudnie w Narwi przy plaży miejskiej. Z wody wyciągnął ich mieszkaniec Łomży. Nieprzytomną dziewczynę zabrało pogotowie ratunkowe. - Widziałem jak razem wchodzili do rzeki, trzymali się za ręce, nie było jakiegoś szaleństwa. Chwilę później usłyszałem jak dziewczyna krzyczy „niech ktoś nas uratuje” - relacjonuje pragnący zachować anonimowość mieszkaniec.
Topiący się mieli po około 20 lat. Mężczyzna, który ich uratował opowiada, że topiącym się ktoś rzucił koło. Chłopak trzymał się go kurczowo, a dziewczyna trzymała się jego i krzyczała.
Gdy doszło do wypadku on spacerował brzegiem rzeki ze swoją rodziną, a gdy usłyszał wołanie wskoczył do wody i wyciągnął tonących na mieliznę. Wówczas dziewczyna straciła przytomność.
- Ona spłynęła mi w rękach. Musiałem ją wynieść na plażę – opowiada, podkreślając, że do przyjazdu karateki pogotowia nie odzyskała przytomności, a oddech jej się urywał. - Ułożyliśmy ją na boku, a karetka przyjechała bardzo szybko. Dziewczynę natychmiast zabrano – mówi.
Mężczyzna opowiada, że wówczas w rzecze i na plaży było wiele osób, ale – co było dla niego zaskoczeniem – nikt inny nie ruszył na pomoc topiącym się. Zwraca uwagę jeszcze na jedną zaskakująca obserwację – dużo ludzi na plaży piło alkohol, a później wchodziło do wody. - Widziałem pijanego faceta, który był w wodzie chyba z czteroletnim chłopcem. On ledwo trzymał się na nogach – mówi.
Obserwację potwierdza także Tomasz Malinowski, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, którego zespół codziennie patroluje Narew. W upalne niedzielne popołudnie na miejskiej plaży nad Narwią wypoczywało kilkaset osób. - O godzinie 15. w wodzie przy plaży miejskiej naliczyłem ponad 60 osób, a na plaży było dwa – trzy razy więcej – mówi Malinowski. Opowiada, że ratownicy WOPR kilkakrotnie dziś interweniowali w związku z pijanymi ludźmi, którzy wchodzili do Narwi, ale także pływali na rowerach wodnych. Sami wzywali policję do grupy przepychających się pijanych osób na plaży.
Zarówno prezes WOPR jak i mężczyzna, który w niedzielne popołudnie wyciągnął z Narwi dwoje topiących się ludzi obawiają się, że jeśli sytuacja dalej będzie taka sama, będzie dochodziło do wielu niebezpiecznych zdarzeń...
Ratownicy przypłynęli później
Ratowników WOPR także wezwano do topiących się młodych ludzi przy plaży miejskiej, ale gdy ich łódka dotarła na miejsce, karetka pogotowia zabierała dziewczynę do szpitala. W tym roku w Łomży nad Narwią formalnie nie ma kąpieliska, ani tzw. miejsca okazjonalnie wykorzystywanego do kąpieli z ratownikami czuwającymi nad bezpieczeństwem kąpiących się. Jest tu zatem tylko „dzikie kąpielisko”, przy czym władze miasta, dla swojego bezpieczeństwa, na obu krańcach tradycyjnego kąpieliska poleciły ustawić znaki „kąpiel zabroniona”. Zlecono także WOPR patrolowanie Narwi w granicach administracyjnych miasta przez całe wakacje. Na tę usługę – przez całe wakacje - prezydent Łomży przeznaczył 20 tys. zł brutto, ponad 10 razy mniej niż na koncerty z okazji Dni Łomży. - My nie możemy cały czas być przy plaży miejskiej. Dopłyniecie łódką z plaży do drugiego mostu zajmuje około 40 minut, powrót tyle samo – mówi Malinowski tłumacząc, że łódka ratowników WOPR jest wzywana także np. do kajakarzy, którzy utkną na mieliźnie przy wyjściu z portu.