Dwór Jabłońskich w Pniewie we wspomnieniach służby
Żyła przed wojną zacna rodzina Jabłońskich w dworze w Pniewie. Mieli jedną kuchnię i 22 pokoje, a gospodarowali na około 1250 hektarach ziemi, łąk, pastwisk i lasów, ciągnących się 5 kilometrów wzdłuż Narwi. Jabłońscy zdążyli we wrześniu 1939 r. uciec przed sowietami, wywożącymi ziemian na Sybir, dzięki czemu ocalili w warszawskim mieszkaniu siebie i Żydów. O tym, jak się żyło przed wojną w rodzinnym majątku, syn właścicieli Janusz Jabłoński (lat 93) zapytał kilkoro pracowników dworu, spośród około 100 z 50 rodzin. Ciekawiło go wszystko: co robili, ile zarabiali, jak mieszkali, by z okruchów wspomnień rozbudować historię własnej rodziny i ziemiaństwa Ziemi Łomżyńskiej.
Okazały dwór Jabłońskich nie przetrwał wojny z Niemcami i Rosjanami w Pniewie: na jego ruinie stanęła świetlica Gminnego Ośrodka Kultury. Prowadziła do niego szeroka, obsadzona drzewami aleja, po której obu stronach znajdowały się budynki gospodarcze, m.in., obory dla 80 do 100 krów, mleczarnia, stolarnia, garbarnia. - Pracownicy dworu zarabiali lepiej niż gospodarze we wsi – mówi Janusz Jabłoński, syn właściciela Pniewa Jerzego W. Jabłońskiego (1895–1986), pijąc herbatę przy eleganckim stole w nowoczesnej Bibliotece Publicznej Gminy Łomża w Podgórzu. Towarzyszą mu: żona Hanna, dyrektor książnicy Wiesława Kłosińska i wójt Piotr Kłys, zamierzając zbiór opowieści z mapką i fotografiami wydać na urodziny Autora 20. maja. Staruszek wygląda znakomicie, na 70-tkę, świetna pamięć i poczucie humoru, nigdy nie palił papierosów. Przy energii i rzutkości Janusza Jabłońskiego określenie staruszek nie pasuje. - Mam długowieczną rodzinę – opowiada o przodkach bliższych i dalszych. - Ja przed drugą wojną światową wiodłem życie sielskie anielskie w majątku Pniewo. Miałem bardzo wiele szczęścia w życiu, w dużej mierze zawdzięczam mojej matce Marii.
Maria z d. Łączkowska dopingowała go do nauki francuskiego, którym władał biegle jak Francuz, dość dobrze opanował też niemiecki. Dzięki temu, po ukończeniu politechniki mógł wyjeżdżać z firmami i jako przedstawiciel przemysłu do Francji, Maroka czy Korei. Za szczęście uważa fakt, że przeżył wojnę, do tego będąc synem ziemianina, z czym się nie obnosił do 1989. - Trzecie szczęście to, że jako student Politechniki Warszawskiej trafiłem do Centralnego Zarządu Energetyki w 1947 r. i miałem pensje inżynierską, po wojnie wielu z wykształconych nie przeżyło – wylicza inwestycje, m.in., 1. linię energetyczną z Warszawy na Śląsk 220 tys. woltów. Zajmował się odbudową fabryk dla wojska, nadzorował elektronikę na wystawach międzynarodowych, jeździł po całym świecie. - Jako nastolatek dwa i pół roku mieszkałem w jednym mieszkaniu z Żydami - wraca do wspomnień sprzed Powstania Warszawskiego, gdy ojciec i matka należeli do AK. Przed sierpniem 1944 musiał uciekać ze stolicy z powodu aresztowania przez Niemców dwóch kolegów z tajnej podchorążówki. - Teraz największe szczęście to młoda, ładna, kochana żona, która się mną opiekuje – chwali Hanię.
Janusz Jabłoński w złożonej do druku, liczącej około 70 stron z ilustracjami, zawarł wspomnienia kilku osób, m.in., rolników Zygmunta Masny i Stefana Modzelewskiego oraz służących w dworze: Marii Kukowskiej–Kolendy i Bolesławy Szymańskiej. Publikację historyczną wzbogaciły wywiady z kilkoma pracownikami majątku Pniewo, przeprowadzone przez dziennikarzy z prasy regionalnej. W ten sposób znalazła kontynuację i rozwinięcie praca pamiętnikarska Jerzego W. Jabłońskiego.
Mirosław R. Derewońko
zobacz:
Pamiętnik Jerzego W. Jabłońskiego
Ocalone z wojennej zawieruchy