Życiowe wspomnienia i refleksje Romualda Sinoffa
– To często tragiczne wspomnienia. Przecież my żeśmy stali całą rodziną pod ścianą za ukrywanie Żydówki, z którą ożenił się jeden z wujaszków. Niemiec wyniósł nas z bratem jak kociaki, obok stała starsza siostra, mama, a cywil - tłumacz powtarzał, że jak ją znajdą, to wszyscy będą rozstrzelani. Ale nie znaleźli, przynajmniej nie wtedy... – wspomina Romuald Sinoff. Losy rodziny, czasy swojego dzieciństwa i młodości opisał w drugim tomie wspomnień, które promował na spotkaniu autorskim w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej. – Żeby nie wojna, to pewnie urodziłbym się w Łomży. Ale ojciec zaginął na wojnie, jak się potem okazało został zamordowany przez Sowietów i nigdy go nie widziałem, a mama uciekła do Zambrowa. Tam się urodziłem w lutym 1940 roku i tam dorastałem - opowiadał urywki rodzinnej historii.
II wojna światowa bardzo doświadczyła rodzinę Sinoffów. Ojciec autora wspomnień, również Romuald, funkcjonariusz policji, ostatni raz był widziany żywy w Wołkowysku jesienią 1939 i rodzina nigdy nie dowiedziała się gdzie i jak zginął. Dziadek Ludwik Jakub von Sinoff został z całą rodziną wywieziony do Kazachstanu, gdzie zmarł w roku 1943. Prześladowań i okropieństw wojny nie uniknęli też inni członkowie rodziny, dlatego po wydanej przed ośmiu laty książce „Moje miasto a w nim... ulica Mazowiecka” Romuald Sinoff przygotował jej kontynuację „Moje miasto – Zambrów. Wspomnienia i refleksje. Uzupełnienie”. Wspomina w nich członków swej rodziny mających na niego ogromny wpływ, jak np. wujka Jana Olejnika, uczestnika w wieku zaledwie 17 lat powstania wielkopolskiego, później powstania śląskiego, wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku oraz walk września 1939 w Zambrowie i konspiracji w szeregach AK, prześladowanego po wojnie, czy ciotki Janiny Rutkowskiej, cieszącej się w Zambrowie ogromnym szacunkiem pielęgniarki, często ratującej czyjeś życie z narażeniem własnego w wojennych i powojennych czasach.
– Nie miałem ojca, więc lgnąłem do wujaszków, którzy byli dla mnie wzorem – mówi Romuald Sinoff. – Ciocia z kolei była wspaniałą kobietą i zna ją cały Zambrów – takiego tłumnego pogrzebu jak jej, w życiu nie widziałem, nie znałem tam 3/4 osób!
Pomimo trudnych czasów w jakich przyszło mu dorastać wspomnienia Romualda Sinoffa zawierają też wątki humorystyczne, jak np. historię strzelby wykonanej przez jego o dwa lata starszego brata Tadeusza czy radia, co o mały włos nie skończyło się poważniejszą aferą.
– Brat uprosił mamę o jedną radiową lampę, która kosztowała tyle co bochenek chleba – wspomina Romuald Sinoff. – I zrobił to radio, antenę podłączył do blaszanego dachu, a zasilanie do „toczki”, głośników w domach i na ulicy, ale tak, że państwowe radio nie działało, a jego tak. I idą ludzie z kościoła i słyszą: „Tu mówi Wolna Europa, głos wolnej Polski”! A to rok 1952 czy 1953, czasy stalinizmu! Zatrzymuje się jedna osoba, druga, 10, 50. Przybiega Mirecki, który miał pod opieką to wszystko i krzyczy „pani Sinoffowa, co ten łobuz narobił, ja już nie mam do niego zdrowia!”.
Na szczęście w prowincjonalnym Zambrowie wybryku 14-latka nikt nie potraktował jako wywrotowej akcji, więc skończyło się tylko na laniu i zakazie takich niebezpiecznych zabaw.
W drugim tomie wspomnień Romuald Sinoff pisze też o trudnościach życia codziennego w latach 50., przybliża zwyczajne życie małego miasteczka czy dziecięce zabawy. Jak sam mówi, materiału na kolejne tomy, w tym ponad 40 lat spędzonych w Łomży, mu nie brakuje, ale obecnie woli koncentrować się na poezji, czego efektem jest pięć jak dotąd wydanych tomików i ciągle powstające nowe wiersze.
– Już tak mam i pewnie to się nie zmieni, że ciągle muszę mieć kontakt z literaturą, poezją – mówi Romuald Sinoff. – Pisząc te wspomnienia chodziło mi o to, żeby dać pewne świadectwo, przybliżyć losy swojej rodziny w tych trudnych czasach – cieszę się, że to moje pisanie spotkało się z tak pozytywnym odzewem, bo oznacza to, że udało mi się osiągnąć zamierzony cel.
Wojciech Chamryk