Miły portret
Niełatwo złapać portret dziecięcy, tak aby „modelka” zachowała naturalność. Tu fotograf schował się za taboret, aby wywołać ciekawość dziecka i szczery uśmiech. Udało się bez zakłócenia proporcji a spojrzenie z tzw. „perspektywy żabiej” umożliwiło wyolbrzymienie postaci. Co ciekawe, tu wystarczyło jedno ujęcie - jedna klatka negatywu na taśmie światłoczułej: a były to czasy oszczędzania filmowej taśmy, zawierającej tylko 36 klatek do naświetlenia, co zmuszało fotografa do samodyscypliny. Dobrze jeśli doświadczenie podpowiadalo, że trafiło się za pierwszym razem - choć dopiero po wywołaniu można było sprawdzić efekt. Ryzyko? Trochę adrenaliny, np. czy ręcznie nastawiana ostrość odpowiednia, ale ogląd całości w ułamku sekundy upewniał - tak jak w tym wypadku - że nie trzeba kolejnych zdjęć. Dziś w dobie "cyfrowego nadmiaru" pewnie każdego korciłoby zrobienie wielu zdjęć „do wyboru” i tu już wątpliwe, czy energiczna „modelka” utrzymałaby filuterne ogniki w oczach. Moment silnego słońca przy oknie wygubił niepotrzebne szczegóły tła w tajemniczym zaciemnieniu, a rozświetlił włosy i przypadkiem odbijając się od jasnych powierzchni, dodał łobuzerskiej buzi dziwacznego efektu - który dzieci uzyskują chcąc się nastraszyć - podświetlaniem twarzy latarką. Wobec tylu punktów optymistycznych, może widz zechce wybaczyć miękkość obrazu, pewnie rażącą dziś dla „cyfrowych maniaków wyostrzania”?