Ziarno krwi żołnierskiej przelanej w Czerwonym Borze
Damian Modzelewski w tym roku dowiedział się o wielkiej bitwie między polskimi partyzantami z AK a niemieckimi żołnierzami w czasie drugiej wojny światowej. Niedaleko Wygody, na polach i w lasach Czerwonego Boru. Szkopuł w tym, że 9-latek jeszcze nie wie, że najokrutniejsza z wojen w historii ludzkości trwała w latach 1939 – 1945. Uczeń Szkoły Podstawowej w Wygodzie nie wie też jeszcze jednego, kiedy recytuje pięknie: „Wytłumacz nam, tak jak umiesz, skąd czerwień i biel sztandarów. Niech ludzie żyją tu dumnie, że taki wydał ich naród”. Damian nie wie, że wśród sosen na ławce przed wygodzkim kościołem przysiadł w tłumie wiernych Mieczysław Zaniewski (lat 94).
Mieczysław Zaniewski z biało-czerwoną opaską i literami AK na rękawie szarej marynarki słucha z około dwustoma ludźmi kazania, jakie ks. dziekan Marian Mieczkowski wygłosił na odprawionej przez siebie mszy św. z okazji 71. rocznicy bitwy w Czerwonym Borze. 23. czerwca 1944 r. stanęło tam do nierównej walki około 300 żołnierzy z oddziałów: NOW, NSZ i AK przeciwko 5 tysiącom o wiele lepiej uzbrojonego niemieckiego wojska. Mieczysław Zaniewski słucha kazania; nikt nie wie, że na lewym udzie ma dwie podłużne, głębokie blizny. Kula trafiła go 71 lat temu w nogę na wylot.
„Popatrzmy na weteranów jako na ojców wolności...”
- Służba żołnierska to miłość Ojczyzny, drugiego człowieka i swego narodu – głosił ksiądz Marian Mieczkowski z przenośnej kazalnicy u wejścia do świątyni. - A gdy nadchodzi bitwa, taka godzina żąda czynu, ofiary, stawienia czoła złu, agresji, zniewoleniu... Gdy stajemy przy tym pamiątkowym kamieniu, gdy wpatrujemy się w listę, litanię nazwisk, to możemy w myślach przenieść się na Plac Zwycięstwa. W Warszawie 2. czerwca 1979 roku przemawiał nasz rodak papież Jan Paweł II przy Grobie Nieznanego Żołnierza: „Przyklęknąłem przy tym grobie, wspólnie z Księdzem Prymasem, aby oddać cześć każdemu ziarnu, które - padając w ziemię i obumierając w niej - przynosi owoc. Czy to będzie ziarno krwi żołnierskiej przelanej na polu bitwy, czy ofiara męczeńska w obozach i więzieniach...”. Pokolenie, które dzięki Bogu żyje kilkadziesiąt lat w pokoju, może się zastanawiać, dlaczego doszło do tamtej wojny. Dlaczego Europa, od stuleci obsiewana ziarnem Ewangelii, stała się ziemią konfliktu. Przecież ci, którzy strzelali do naszych bohaterów, również byli ochrzczonymi, wierzącymi. W Europie panowały wtedy hitlerowski faszyzm i sowiecki komunizm. Oba systemy negowały prawo Boże, Chrystusowe przykazanie miłości. Wielu zdołały otumanić, ale i wywołać reakcję sprzeciwu. Pierwszy naród, który się przeciwstawił obu totalitaryzmom, to był polski naród, „królewski szczep Piastowy”. Wojna wymordowała miliony ludzi, w tym ludzi walczących i z życia składających ofiarę za prawo do życia. Wojna zdruzgotała pomniki piękna i kultury, tworzone przez stulecia. Jednak ta sama wojna dała też wiele przykładów dojrzałości i wierności zasadom, miłości i honoru. Popatrzmy na szacownych weteranów jako na ojców wolności, którą do dziś się cieszymy.
„Niemieccy żandarmi rannych po wioskach wyłapywali...”
A kiedy skończyła się wojna, dla naszego narodu nie był to czas sielanki. To Wasze pokolenie przez mroczne lata... – tu kaznodzieja zwrócił się do siedzących na ławkach pod sosnami przygarbionych lub wyprężonych staruszków w mundurach – ...przeniosło na kolanach i we wspomnieniach, nieraz ściszonym głosem opowiadaną historię Polski i ideę wierności Ojczyźnie. Czy my z tej uroczystości odejdziemy mądrzejsi i lepsi, gdy przodkowie „szli jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec...”?
„Ta ziemia taka czysta, jakby umieciona skrzydłem anioła. Cicha i równinna, tyle już wycierpiała, a zawsze niewinna, ufa, że dobroć jest tylko dobrocią...” - śpiewała garstce weteranów, ich dzieciom, wnukom i prawnukom Weronika Zach, obdarzona anielskim głosem absolwentka SP w Wygodzie „Do snu ich kołyszą okoliczne lasy...”, „Deszcz jesienny deszcz, smutne pieśni gra”, „Dzisiaj przed Wami chylimy sztandary...” - deklamują i śpiewają uczennice. - Wspominając bohaterów bitwy w Czerwonym Borze, zadajemy sobie pytanie o miarę patriotyzmu – przemawiał wójt gminy Łomża Piotr Kłys. - Być może, codziennie całując dzieci, myśleli, że to ostatni raz...? Być może, oddychali zapachem śmierci...? Jan Jastrzębski, Franciszek Żebrowski, Zygmunt Przeździecki, kapitan Antoni Kozłowski, pseudonim „Biały” - było ich tak wielu, a nam musi starczyć pamięci dla wszystkich...
Jako pierwszy wieniec przed głazem pamięci w pobliżu kościoła złożył por. Stanisław Jaworowski (lat 89) z Kołaków Kościelnych. Patrzyli z zadumą: Wacław Milewski (lat 93) ze wsi Sanie Dąb i Mieczysław Zaniewski, pseudonim „Orzeł” ze wsi Zanie. Koledzy z jednej parafii. - To prawda, że kto z tej bitwy cało wyszedł, to Matka Boska go uratowała – wspomina „Orzeł”. - Dowódcą mojego plutonu był nauczyciel Władysław Podsiad, pseudonim „Borzoza”. Zrobił nam szkolenie, było nas tak może ze 20, na polach się ćwiczyliśmy w obchodzeniu z karabinem. W dniu bitwy goniec koło południa przyleciał od Tabędza, że obława Niemców idzie, nasz dowódca kazał nam pozycje zająć i podpuścić ich blisko. Jak otworzył się ogień, to było strasznie. Nie umiem opowiedzieć, ale według ich uzbrojenia, my z naszymi karabinami tylko na jabłka mogliśmy iść. Prędko się zaczęło i zaraz się skończyło. Wieczorem było po bitwie, Niemcy rannych po wsiach wyłapywali. Jak w Tabędzu żandarmi z Zambrowa przeszukiwali dom, ja z nogą porwaną powolutku wyczołgałem się w żyto...
Dziewięcioletni Damian Modzelewski tak wytłumaczył kolory na ojczystej fladze, że biel to barwa orła białego, a czerwień – to krew żołnierzy, przelana za wolność na świecie i w Czerwonym Borze.
Mirosław R. Derewońko