Ból istnienia
Przed każdymi wakacjami, mocniej przeżywamy powody do strachu. Chcemy aby zwłaszcza najmłodsi odpoczęli od narastającego hałasu egzystencji, dominacji lemingów, kleszczy. Będzie dobrze. Damy radę, nawet w zetknięciu z resztką drutu kolczastego, to diabelstwo poczujesz w piasku, trawie - dopiero po nadepnięciu. Załatwi ci rower lub o zgrozo narty porysuje, gdy wybierzesz góry zamiast plaży. Nie da się przewidzieć - gdzie jeszcze się czai? Zdumiewajace, jak sobie nasi przodkowie radzili do tej pory bez tego amerykańskiego wynalazku z XIX wieku. Jak my opanujemy narastające wokół zło? Jakoś wszystko w pewnym momencie obraca się przeciwko Bogu ducha winnym. Przykra świadomość, że rozrastający się bez opamiętania gatunek dwunożny widzi, ale nie potrafi opanować dokuczliwości nadmiaru, narastania wszystkiego, co najgorsze. Kiedyś ten balon pęknie. Nadmiaru agresji, ekshibicjonizmu, głupoty, nadmiaru chemii w jedzeniu, braku chemii między bliskimi ... jak u desperata przed pożegnaniem, kolejność obojętna. Autor fotografii nie zważając na to, co powie jakiś lekkoduch, dostrzegł źródło emocji w miejscu, które inni obojętnie mijali. Widzi okazję do poszukiwań człowieczeństwa wokół, wśród słabszych. Widzi okazje do współczucia, refleksji nad kruchością istnienia i zbyt częstym brakiem myślenia: znowu ktoś wściekły na złodzieja lub bydło włażące w szkodę potraktował drzewo zbyt instrumentalnie. Jak niejeden dwunożny najbliższe sobie istoty.