czwartek 31.03.2005
Kurier Poranny - Czarny koń na Kurlutę Gazeta Wyborcza - Jak Zambrów walczy z ptakami Gazeta Współczesna - Prątki z dobrych domów
Kurluta pójdzie w odstawkę. Wygra Łapińska - mówią wtajemniczeni. Urszula Łapińska albo Adam Kurluta - jedna z tych osób będzie zarządzać podlaską służbą zdrowia. Decyzję już dziś podejmie szef NFZ Jerzy Miller.
To od kilku dni temat numer jeden w środowisku. Dlaczego? Bo zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami prezes NFZ powinien do końca marca przedstawić nowych szefów wojewódzkich oddziałów Funduszu. Konkurs na to stanowisko toczy się już od grudnia. Na Podlasiu jego wszystkie szczeble przeszły tylko dwie osoby: Adam Kurluta, obecny szef podlaskiego NFZ i jego pracownica: Urszula Łapińska. Ta ostatnia swój start w konkursie przypłaciła utratą stanowiska szefa działu medycznego w NFZ. Odwołał ją jej konkurent i szef - Adam Kurluta.
W zawieszeniu
- Pracuję normalnie. Nie mam żadnych przecieków z Warszawy - zarzeka się Kurluta. Jego konkurentka też nabiera wody w usta: - Czekam na decyzję prezesa.
Jednak w środowisku aż huczy od plotek o tym, że Urszula Łapińska już ją zna. Ponoć miała się spotkać z szefem NFZ w ubiegłym tygodniu. Wówczas miała usłyszeć z ust Millera, że to właśnie ona zastąpi Kurlutę.
- To tylko giełda nazwisk. Do czasu ogłoszenia oficjalnej decyzji nie chcę tego komentować - mówi Łapińska.
Przedwyborcza czystka?
Komentują za to inni. Lekarze podkreślają, że w wyborach Millera nie bez znaczenia jest fakt, że jest on sympatykiem nowo powstałej Partii Demokratycznej.
- Starzy szefowie oddziałów Fundusz źle się kojarzą. To taki ładny gest: wymienić ich wszystkich tuż przed wyborami - mówią nasi informatorzy. Szef podlaskiego NFZ zarabia miesięcznie 10,5 tysiąca złotych brutto. Zarządza jednym z większych budżetów w województwie. Co roku ma do podziału ponad 900 milionów złotych. To w jego rękach jest los podlaskich zakładów opieki zdrowotnej.
więcej: Kurier Poranny - Czarny koń na Kurlutę
Gazeta Wyborcza - Jak Zambrów walczy z ptakami
Z drzew przy ulicy Wojska Polskiego w Zambrowie można usłyszeć orła i jastrzębia. Tylko wprawne ucho wyłapie, że to głosy z taśmy
Sędziwe lipy i topole to dom tzw. czarnego ptactwa. Czarnego również z charakteru, przynajmniej według zambrowian, którzy mieszkają w sąsiedztwie.
- Rzadko kto odważa się spacerować chodnikiem. Bo taka przechadzka to prawie zawsze kilka ptasich kup na ubraniu - skarży się pan Michał z bloku przy ul. Wojska Polskiego.
Wojna z ptasimi lokatorami odbywała się etapami. Najpierw zamierzano wyciąć w pień wszystkie drzewa. Takiemu barbarzyństwu sprzeciwił się konserwator zabytków, który kikludziesięcioletnie lipy i topole po obu stronach ul. Wojska Polskiego uznał za drzewa zabytkowe.
- Mimo wszystko z ptakami trzeba było coś zrobić, bo mieszkańcy skarżyli się na nie coraz bardziej. Wreszcie ktoś w urzędzie wpadł na pomysł, żeby zastosować jakieś straszaki - mówi Halina Brulińska, inspektor ochrony środowiska w zambrowskim magistracie.
Ale jak wypłoszyć ptaki, które - przyzwyczajone do obecności człowieka - nie boją się go wcale?
- Trzeba było strącić wszystkie gniazda, których w koronach było mnóstwo. A niełatwa to była sztuka, bo niektóre były tak wysoko, że nie pomagała nawet strażacka drabina - opowiada Brulińska.
Potem na wolnych od ptasich domów drzewach co 30-40 metrów ustawiono głośniki, z których co 15-30 minut (urządzenie można regulować) słychać głosy ptaków drapieżnych.
więcej: Gazeta Wyborcza - Jak Zambrów walczy z ptakami
Gazeta Współczesna - Prątki z dobrych domów
Około 300 Podlasian co roku zapada na gruźlicę. Z powodu rozległej, zaniedbanej choroby, umiera kilkudziesięciu mieszkańców regionu. Choć gruźlica przez wielu uznawana jest za chorobę przeszłości, ciągle atakuje i to nie tylko osoby z tzw. nizin społecznych.
– Choć wzrostu zachorowań nie widać w statystykach, to wcale nie znaczy, że gruźlicy nie ma – mówi Teresa Kamińska, dyrektor Specjalistycznego ZOZ Gruźlicy i Chorób Płuc w Białymstoku. – Nasze sale chorych są cały czas pełne. Mamy pacjentów z gruźlicą zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, z wszystkich grup społecznych, młodych i starych. Gruźlica może bowiem dotknąć każdego. Niestety, coraz częściej wykrywana jest w stadium bardzo zaawansowanym.
Gdy sześć lat temu wraz z reformą ochrony zdrowia zrezygnowano z profilaktycznych, darmowych badań przesiewowych w kierunku chorób płuc, wykrycie gruźlicy odbywa się często tylko przypadkowo, np. przy okazji akcji darmowych prześwietleń płuc. Choroba bowiem przez pewien czas może dawać objawy charakterystyczne dla zwykłego przeziębienia i osłabienia.
– Dopiero gdy chory czuje się już bardzo źle, to z reguły zgłasza się do lekarza – mówi dr Kamińska. – A wtedy często zmiany w płucach są już olbrzymie, obustronne, to często rozpadające się dziury. Taki pacjent jeśli nie umrze, to zostanie już na całe życie inwalidą. Jego płuca nie będą już wykazywać normalnej wydolności, co uniemożliwia i wysiłek fizyczny, i podjęcie pracy.
więcej: Gazeta Współczesna - Prątki z dobrych domów