Grobla Jednaczewska
Siermiężna codzienność „przejściowych trudności” z odśnieżaniem to „koniec świata” dla mieszczucha, który nie jest w stanie sobie wyobrazić wiejskich, nie zawsze przejezdnych przestrzeni - gdzie tylko konie sobie poradzą. Jeszcze niedawno podczas srogich zim wielogodzinną sannę bez szwanku zapewniały solidne przedwojenne szuby i palta do samej ziemi - dziś egzotyczne, ale pewnie zachowane w niejednej szafie. Gdy kiedyś zabrakło lekarstwa albo soli, nie czekano aż rodzina zareaguje na jedyny we wsi telefon na korbkę i wyruszy państwowym PKS- em! Zresztą autobusy zawracały do Łomży, gdy łopaty w rękach pasażerów były bezskutecznie wobec zatorów śnieżnych. Z tamtych czasów pochodzi fotograficzna pamiątka zimowego spaceru, z próbą złapania ruchu w kadrze. Zwróćmy uwagę, czy udało się trafić w ten najlepszy moment - przewidziany przez fotografa właściwy punkt zamrożenia biegu konia. Drzewa są dodatkowym obramowaniem i ozdobą obrazu. Na negatywie to jedna, jedyna klatka - ta właściwa - efekt ćwiczeń i samodyscypliny. Oczywiście, aparaty analogowe wymuszały ćwiczenie samokontroli, skoro na jednej rolce filmu było tylko (aż !) 40 klatek. Dziś uleganie łatwiźnie cyfrowej kończy się „pstrykaniną”, której nikt poza „autorem” nie chce oglądać. Wygrywa ten, kto ćwiczy i próbuje sobie wyobrazić, jaki efekt da naciśnięcie migawki. Także ten, komu będzie się chciało zejść z Grobli w głęboki śnieg - dla uzyskania atrakcyjnego punktu widzenia. Dziś fotografowanie samochodów na Grobli Jednaczewskiej to słaba atrakcja. Musi pojawić się wreszcie odważny bezrobotny - który lubi konie: jest tyle ciekawych tras wokół Łomży na kulig i dorożkę!