Łomżyńska wieża ciśnień, marzeń i złudzeń
- Nie, nie kupię wieży w Łomży, choć bardzo ładna architektonicznie – odmawia Henryk Górny (lat 65) na propozycję, że może za 81 tys. zł wziąć w dzierżawę najwyższą ruderę na żelbetowych filarach w Łomży, a do tego ponad 1 760 mkw. terenu pod i wokół, jak dołoży 534 tys. zł. - Cena działki za wysoka, bo ja za dwie działki 2 000 mkw. zapłaciłem po 100 tys. zł. Zresztą, mam już wyremontowane obie wieże ciśnień w Giżycku i w Gołdapi, to niech ktoś inny spróbuje w Łomży.
Kto zaryzykuje inwestycję w 60-tysięcznym mieście, gdzie turystów jak na lekarstwo...? Nad tym głowią się od kilkunastu lat kolejne ekipy w ratuszu, a mieszkańcy patrzą na niszczejącego kolosa z 1954 r., którego w 1992 r. pozbyło się przedsiębiorstwo wodociągów i kanalizacji. Od 20 lat atrakcyjny widokowo i turystycznie zabytek niszczeje i zaczyna szpecić. „Zabytek” w cudzysłowie, bo nie doczekał się wpisu do rejestru, ale stoi w rejonie łomżyńskiej starówki przy ul. Sikorskiego, objętym „ochroną” konserwatorską. Z perspektywy sromotnie opuszczonej wieży to też określenie formalne, gdyż najstarsi pracownicy MPWiK-u nie pamiętają żadnej interwencji konserwatora.
- Za mojej pamięci nigdy nie było gruntownego remontu – wspomina Tadeusz Chomentowski (lat 74), pracujący w wodociągach w latach 1963-98. - W środku jest żelbetowy zbiornik o średnicy 16 m i wysokości 6 m, a dookoła szeroki na jakieś półtora metra korytarzyk. Pojemność 300 m sześc.
- To nie jest wieża ciśnień, a zbiornik wieżowy – uściśla inż. Krzysztof Duda, pracujący od 1984 r. w MPWiK. - Wieża ciśnień ma zamkniętą hermetycznie od góry kopułę, a zbiornik jest otwarty. Za moich lat wstawiano szyby, aby gołębie nie zakładały gniazd i nie paskudziły do wody w zbiorniku.
Będzie przetarg na zbycie w formie dzierżawy wieczystej
Na pierwszej po wakacjach sesji Rady Miejskiej znów stanęła kwestia wieży ciśnień, dla której władze Łomży pragną znaleźć nowego odważnego inwestora. Wiceprezydent Beniamin Dobosz zapowiedział, że do końca roku zostanie ponownie zorganizowany przetarg ustny nieograniczony na zbycie nieruchomości, którą w 2008 r. wydzierżawił przedsiębiorca z Jedwabnego Stanisław Najda. Niestety, nie dostał dofinansowania unijnego na inwestycję wartą kilka milionów zł i dwa lata później polubownie rozwiązał z miastem umowę na 99-letnią dzierżawę. Tak jak wtedy, tak i teraz warunkiem dzierżawy będzie zachowanie kształtu bryły, która wpisała się trwale w panoramę Łomży. Staraniem ratusza powiększyła się prawie dwukrotnie działka, dzięki czemu przybyło miejsca na parking. Wieża ma służyć działalności turystycznej, gastronomicznej i hotelarskiej.
U sąsiadów podniebny taras widokowy, kawiarenka i galeria
Przedsiębiorca z Giżycka Henryk Górny dorobił się na produkcji zbóż i hodowli, drobiu i trzody chlewnej. Dzięki temu, bez kredytów i pomocy unijnej zdołał kosztem 3 mln zł wyremontować w 2009 r. wysoką na 46,5 m wieżę ciśnień w Gołdapi i dwa lat wcześniej tez za 3 mln zł – o dziesięć metrów niższą w rodzinnym Giżycku. Mają na szczycie kopułę z tarasem, piętro niżej kawiarenkę. W Gołdapi - na dziewięć stolików (dwa po sześć miejsc i siedem po trzy), a niżej galerię na kilku piętrach z obrazami Dalii Skały. Wjazd - 10 zł z różnymi zniżkami, kawa – 5 zł 50 gr, a piwo – 7 zł. - Obie kawiarnie są czynne od maja do września, ale w innych terminach można się umawiać – uzupełnia Henryk Górny. - W Gołdapi mamy 20 000 gości rocznie, w Giżycku – 40 000. Zwrotu inwestycji z pierwszej spodziewam się za 20 lat, z drugiej za lat 10. To lepiej niż w Amber Gold.
Wiosną tego roku za swoją wieżę ciśnień ostro zabrały się także władze Pisza, które kosztem 5 mln zł, z czego milion zł to dofinansowanie unijne, zamierzają już w listopadzie podziwiać z tarasu widokowego własne miasto i pobliską Puszczę Piską oraz posilać się w podniebnej restauracyjce.
Wszystkie trzy wieże są jednak zupełnie inne niż łomżyńska: pochodzą z początku, a nie z drugiej połowy XX wieku, zbudowane z czerwonej cegły i w atrakcyjnych miejscowościach nad jeziorami.
Radni mają wymagania, a inżynier - dwa zdania
- Żeby podjąć się zakupu naszej wieży ciśnień, trzeba mieć pomysł, wizję i pieniądze – twierdzi inż. Andrzej Wszeborowski, którego firma od wielu lat ratuje zabytki, także daleko hen od Łomży. - W ten obiekt, oprócz ponad 600 tys. zł za zbycie, trzeba włożyć minimum 1,5 mln zł na dzień dobry.
Tymczasem radni zobowiązali prezydenta Łomży, żeby w akcie notarialnym z nabywcą zadbał o to, by ktoś nie zamontował przekaźników telefonii cyfrowej na wieży albo raptem nam jej nie rozebrał.
Mirosław R. Derewońko