Przejdź do treści Przejdź do menu
czwartek, 28 marca 2024 napisz DONOS@

Wiesław Komasa: „Bóg pisze proste na liniach krzywych”

Główne zdjęcie
Wiesław Komasa (po prawej) i Jarosław Rewucki, prezes Łomżyńskiego Stowarzyszenia Zdrowie i Trzeźwość (fot. Andrzej Werczyński)

Wiesław Komasa (lat 63), aktor teatrów poznańskich i warszawskich, znany szerszej publiczności z serialu „Egzamin z życia” oraz głosu Lorda Voldemorta w polskich wersjach filmów z cyklu „Harry Potter”, przyjechał do Łomży na wieczór poetycki. Z artystą, który zagrał w filmie swego syna Jana Komasy „Sala samobójców” (2011), po spotkaniu w kościele św. Andrzeja Boboli rozmawiał Mirosław R. Derewońko.

Mirosław R. Derewońko: - Co skłoniło Pana do przyjazdu do Łomży?
Wiesław Komasa: - Są takie koncerty, że potrzeba ludzka jest większa niż zawodowa. Do nich należy na pewno wieczór, na który zostałem zaproszony pół roku temu przez pana Stefana Szostaka, który bardzo dbał o zrealizowanie zamiaru, abym spotkał się z grupą bliskich mu osób ze Stowarzyszenia Zdrowie i Trzeźwość.

MRD: - Często miewa Pan kontakt z Anonimowymi Alkoholikami?
WK: - Na ogólnopolskie zjazdy AA w Zakroczymiu przyjeżdżam już od 25 lat. Od momentu, kiedy zostaliśmy zaproszeni z aktorami wtedy jeszcze Teatru Nowego, gdy przygotowaliśmy wieczór poetycki na miting AA grupy Avanti z Poznania. I jakoś tak się potoczyło, że Avanti zapraszała nas na kolejne spotkania do Zakroczymia.

MRD: - Miał Pan lub Pańscy bliscy problem z nadużywaniem alkoholu?
WK: - Dzięki Bogu, w praktyce własnej i mojej rodziny problem alkoholu i choroby alkoholowej jest mi nieznany. Ale przecież widzę, jaki to niesie potworny dramat człowieka. Próby poradzenia sobie z upijaniem się i z tą chorobą, niestety, nie zawsze uwieńczone są sukcesem... Dlatego szybko zrozumiałem, że na zaproszenie takich grup muszę być otwarty.

MRD: - Inaczej było na scenie teatralnej i planie filmowym...?
WK: - Tak, bo grałem alkoholików i chorych psychicznie. Ważna dla mnie była rola człowieka, który miał bardzo trudny powrót do normalnego życia i rodziny. Mam na myśli rolę Nieznajomego w dramacie Strindberga „Do Damaszku”. Z ważnych ról tego typu wymieniłbym: w teatrze tytułową rolę „Woyzecka” Buchnera, Tomasza w serialu telewizyjnym „Egzamin z życia” i ostatnio w filmie „Lincz” rolę psychopaty Zaranka. Takie postacie pokazują, jak mocno skomplikowane są losy alkoholików, jak trudno się od tego problemu „ucieka” i jakim ogromnym jest on wyzwaniem.

MRD: - Organizatorzy spotkań AA uznali, że poezja także może pomóc w terapii.
WK: - Do Łomży przyjechałem z przesłaniem z wiersza Romana Brandstaettera: „Bóg pisze proste na liniach krzywych”. Staram się poezją dyskutować o zawiłym temacie, jakim jest wędrowanie człowieka wrażliwego na ciernistej drodze do znalezienia siebie, utożsamianego z powołaniem. O tym opowiadam piękną i mądrą polska poezją, m.in., z wierszy Jana Kochanowskiego, Cypriana Norwida, ks. Jana Twardowskiego, Józefa Wittlina, Bolesława Leśmiana i Tadeusza Różewicza. A propos: do poezji miałem zawsze blisko, gdyż moja mama była bibliotekarką, natomiast mój ojciec biologiem i dyrektorem szkoły.


MRD: - To poezja w dużym stopniu nasycona silnymi pierwiastkami religijnymi.
WK: - Na szczęście, nigdy nie miałem problemów z poszukiwaniem wiary, za co jestem bardzo wdzięczny moim już nieżyjącym rodzicom. To rzecz niezwykle istotna, aby mieć na czym się oprzeć w swoim światopoglądzie. Mocna wiara w Boga ogranicza mnie w dowolności postępowania i powstrzymuje przed niebezpiecznymi zakrętami, które w życiu każdemu z nas mieszają. Pomocna w przeżywaniu wiary i wytrwaniu w niej jest lektura Biblii. Lubię zwłaszcza Stary Testament: ten konkret, tę siłę, ten lęk. Zawsze zazdrościłem Abrahamowi, kiedy wychodził na pustynię, i zawsze chciałem porozmawiać tak jak on z Bogiem, który mówi: „Jestem!”. Nie, ja nie musiałem wiary szukać, ja w atmosferze wiary wyrosłem.

MRD: - Być może, akurat to uchroniło Pana właśnie przed demonem alkoholu...?
WK: - Być może, ale również i to, że zrozumiałem w miarę szybko przesłanie indyjskiego poety i prozaika Tagore, noblisty sprzed prawie stu lat: że gdyby nie moje demony, to odleciałyby moje anioły. Anioły prosiłem o siłę na demony. Ludzka nieświadomość sprawia, że myślimy zbyt pochopnie o szybkim zwycięstwie nad złem. Demony nigdy nie odchodzą, trzeba je stale przezwyciężać, jak demona z piekła alkoholu.

MRD: - Z jakim demonem trzeba mocować się i przezwyciężać w zawodzie aktora?
WK: - U aktora jest trudna walka między pychą a pokorą, pociągającym blichtrem sławy a wymagającą wysiłku misją, żeby coś wartościowego przekazać widzom. Bo aktor, tak jak chyba każdy artysta, musi mieć w sobie te dwie cechy: one mogą być i będą pomocne, kiedy między nimi jest stan remisowy. Równowaga, aby nie zniszczyć w sobie pokory i nie poddać się pysze.

MRD: - Na ponad 40 lat Pańskiej pracy artystycznej składają się dziesiątki wyreżyserowanych sztuk i grubo ponad setka ról w teatrach i w Teatrze Telewizji oraz w filmach. Zanim przyszły sukcesy i nagrody, w 1949 r. urodził się Pan w Nowym Wiśniczu na Podhalu i.. co było dalej najważniejsze z Pańskiej perspektywy?
WK: - Ukończenie Liceum Ogólnokształcącego w Bochni i Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w 1971 roku w Krakowie. Przez dwa lata grałem w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Potem przez piętnaście lat występowałem  w Teatrze Nowym w Poznaniu i kolejne trzy lata w Zespole Janusza Wiśniewskiego. W  Poznaniu się ożeniłem i poszedłem w pedagogikę, ciut po rodzicach. Wykładałem na wydziale wokalno-aktorskim szkoły muzycznej, a po przenosinach do Warszawy w 1988 roku – w Akademii Teatralnej, której profesorem jestem od roku 1995. 

MRD: - Ma Pan równie utalentowaną artystycznie rodzinę...?
WK (śmieje się): - Czas pokaże. Gina, czyli moja żona Eugenia, była solistką grupy Spirituals and Gospel Singers. Najstarszy syn Jan Komasa ma 33 lata i jest reżyserem filmowym po raczej udanym debiucie, w którym zagrałem rolę dyrektora szkoły. Jego pierwszy film „Sala samobójców” powstał w ubiegłym roku. Bliźniaki Maria i Szymon mają po 27 lat, oboje są wokalistami, a najmłodsza 22-letnia Zofia – stylistką.

MRD: - Kierował Pana w życiu, może i dzieci, jakiś wiodący drogowskaz moralny?
WK: - Tak. Trzeba słuchać głosu w sobie i ten głos w sobie odświeżać, i ciągle się z nim utożsamiać. Co to za głos...? Ba! Każdy ma swój: i ja, i żona, i dzieci... I każdy.

MRD: - Ma Pan wzór chrześcijańskiej i humanistycznej postawy na ścieżkach losu?
WK: - Owszem. Moim wzorem jest Jan Paweł II, bo jak myślę o prostocie, która byłaby największą skromnością jak na możliwości człowieka, to myślę o nim. Miałem okazję spotkać się z nim trzykrotnie: po raz pierwszy w Poznaniu, podczas pielgrzymki papieża w 1987 r., gdy szedłem z darami od środowiska aktorskiego, a później dwukrotnie w Rzymie. Zresztą, ilekroć spotykałem jakiegoś wielkiego człowieka, wszyscy mieli w sobie siłę podobnej prostoty. Zapewne temu również zawdzięczali wielkość, i to pewnie nie tylko w moich oczach, ale u Jana Pawła II ta prostota dodatkowo ozdabiała jego papieski majestat i uznanie w oczach świata.

MRD: - Dziękuję za rozmowę.

240308092554.png

 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę