Świt nad Narwią
Każdy jest inny: niepowtarzalnym układem chmur i zbiorem nieruchomości pod nimi ale także unikalnym spojrzeniem pojedynczego zachwytu (chyba że ktoś jest tego daru pozbawiony - wyrazy współczucia). Dla niejednego posiadacza sprzętu fotografującego to pułapka łatwizny: temat „samograj” wyzwalający niezwykłe emocje i wrażenie pasowania na artystę - a to najszybsza droga do „produkcji” kolejnego kiczu „wschodu i zachodu słońca”. Autor tego obrazu nie przestraszył się trudnego wyzwania - wybrał najlepszy moment i skromnie cieszył się później, że jego punkt widzenia podoba się innym. Sam maluje pejzaże olejne, stąd dodatkowa czujność i oko na urodę otoczenia. Powstała świetna fotografia. Oczywiście potrzebny był jeszcze ten „drobiazg”: chcieć pofatygować się o tak wczesnej porze w upatrzony plener (w tym przypadku pod wieżę TV przy wylocie Szosy Zambrowskiej z Łomży). Potem nawet dla wyrobionego plastycznie, wrażliwego obserwatora to jednak najtrudniejsze: umieć wypatrzyć tę chwilę, gdy na tle podnoszących się mgieł w Pradolinie Narwi zagrały swoją rolę kontury drzew niczym postacie widzów jakiegoś misterium odradzania się dnia - oraz ich odpowiedniki, grupy chmur rozciągnięte w ruchu. To dało zwartą kompozycję do której bez znudzenia chce się wielokrotnie wracać.