Fura
Ciekawe jest przeniesienie nazwy „fura” na dzisiejsze samochody i długi okres, zwłaszcza na wschodzie kraju - co najmniej 30 lat - odchodzenia od żywych koni do mechanicznych. Można współczuć etnografom, którzy będą opisywać ten okres „nowoczesnego folkloru”: już nie wsi a jeszcze nie miasta, w świecie nowych plastikowych nastolatków zdobywających z furkotem nowe stanowiska. Ich dumni dziadkowie nie zawsze odnajdują się w przemianach, ale w tym chaosie zawsze będą mieli coś stabilnego, niezmiennego jak choćby nazwa: fura. Jeszcze w latach 80. przed kościołem w niedzielę pod Łomżą można było zobaczyć ostatnie furmanki podczepione do traktora. Zabawna jest osobliwa niechęć mieszczuchów: zazdrość wobec większych możliwości przejścia na „coś lepszego”- pewnie stąd poczciwe furmanki postrzegane są raczej w kategoriach „wypoczynku”, niż pracy i pokonywania dużych odległości. W jednym pokoleniu znikły z polskiego krajobrazu snopy zboża w „dziesiątkach” i furmanki. Na pięknej fotografii spod Łomży zauważmy żelazne obręcze na drewnianych kołach, a wgłębi nowocześniejszą wersję tzw. „gumiaka”. Rewelacyjnie ujęty obraz sennego targu z jałówką czekającą na nowego właściciela, gdzie boczne światło podkreśla główny temat w kontraście: lśniący koń - ciemny zarys fury.