Martwa natura
Niektórzy sądzą, że niezwykłe fotografie powstaną tylko w trudno dostępnych miejscach - szukają opuszczonych fabryk, dopytują w Internecie: „gdzie można zrobić dobre zdjęcie”? Mści się zaniechanie systematycznej edukacji, uwrażliwiania na sztukę. W dobie cywilizacji obrazkowej w popularnych czasopismach brak prezentacji zbiorów świata, np. obowiązkowo dotowanych całostronicowych cykli „ABC malarstwa”. Wobec nadmiaru tandety, bez pewnej formy przymusu nie wpoi się społeczeństwu potrzeby szukania piękna wokół siebie. Jeszcze pokolenie powojenne przyzwyczajano do odbioru sztuki poprzez dwustronne reprodukcje w „Płomyku” lub rosyjskim „Ogonioku” (po odrzuceniu socrealistycznej propagandy, oprawione w twarde okładki przetrwały do dziś) - łatwo dostępne budziły wyobraźnię i chęć poszukiwań. Gdy w końcu oglądało się w Luwrze oryginały, był szok: jedne dzieła okazywały się gigantyczne - od podłogi do sufitu, inne jak Mona Lisa - zdumiewająco małe… Fotografia kusi pozorną łatwością tworzenia. Brak słońca zimą zniechęca do wycieczek z aparatem, ale przy odrobinie trudu odkryjemy w zaciszu domowym zdumiewające kompozycje, które stworzymy sztucznym światłem. Zwykłe przedmioty nabiorą tajemniczości, bez uciekania się do udziwnień. Wielcy malarzy, na których warto się wzorować od wieków wykorzystywali temat „martwej natury”, biorąc z kręgu swoich zamiłowań najczęściej trofea myśliwskie, kwiaty, ulubione drobiazgi. Symbolem warsztatu fotografa może być szpulka z koreksu - czytelny przedmiot dla tych, którzy lubią magię ciemni fotograficznej. Publikowana po raz pierwszy „Martwa natura” z archiwum Towarzystwa Fotograficznego, ukazuje pasję twórczą, pomysłowość i wyobraźnię Autora. Zapóźnienia cywilizacyjne, zawieruchy historyczne usunęły w cień wiele dzieł sztuki światłoczułej, które jeśli były wysokich lotów artystycznych dla wyróżnienia nazywano - Fotografiką. Dzieła pełnoprawne w innych, rozwiniętych krajach. Tam są traktowane po królewsku, obecne na rynku sztuki i w specjalistycznych galeriach sztuki. U nas tak nie będzie, skoro dzieci z miejsca nazywane są „fotografikami, artystami”, a ministerstwo deliberuje czy do programu nauczania w Liceach Plastycznych włączać „muzykę” czy „fotografię”, a może lepiej „taniec”? Gdy środowisko plastyczne z wyższością spycha fotografię do poziomu „materiałów pomocniczych”, nie będzie upowszechniania arcydzieł fotografii, tylko przepychanki ambicjonalne kierowników Galerii. Żyjemy w Kraju, gdzie łatwiej rozwijać chamstwo i tworzyć zastępcze problemy, jak z tym rozdzielaniem Polaków w oddzielne „narody”: na śląski i góralski - niż kulturę, podobno łączącą społeczeństwo ? Przyzwalamy, aby nawet „polityka” była ważniejsza od kultury, stąd partie mają gigantyczne dotacje - a muzea musza żebrać o wsparcie.