Wigilijnych wierzeń czar...
Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, to dzień zwyczajów, obyczajów, przepowiedni i wróżb. Od tego jak minie ten dzień, zależała kiedyś pomyślność gospodarzy w całym nowym roku. Szczęście przynosiła wizyta mężczyzny - gdy jako pierwszy przekraczał próg domu w Wigilię, gwarantowało to sukcesy w gospodarce hodowlanej. - Gdy wchodził do izby mężczyzna, gospodyni natychmiast sadzała na stołku, żeby jej się dobrze kury niosły i dobrze wysiedziały kurczęta – mówi Wiesława Pawlak, starszy kustosz Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łomży. Kobieta zaś, jako zła przepowiednia, w wigilijny dzień zajmowała się kuchnią, a nie sąsiedzkimi odwiedzinami...
Dawniej kolacja wigilijna, podobnie jak dziś, gromadziła całe rodziny. Jednak na wsiach była ona znacznie skromniejsza niż obecnie. Na wystawne wieczerze stać było tylko domy szlacheckie i zamożnych mieszczan, w pozostałych domach jedzono to co na co dzień – produkty z ogrodu, pola, lasu i wody, żeby nie zabrakło ich w ciągu całego roku. - U średnio zamożnej rodziny na wigilijnym stole była kapusta z grzybami, chleb, ziemniaki, ryby, groch i kasza jaglana albo gruba jęczmienna polana oliwą lub mlekiem makowym – wyjaśnia Wiesława Pawlak.
Podczas wieczerzy gospodarz opłatkiem dzielił się z rodziną, a później po kawałku opłatka nosił zwierzętom hodowlanym. - Na pamiątkę tego, że to one były w stajence betlejemskiej – wyjaśnia Wiesława Pawlak. Resztki wieczerzy dawano już wszystkim zwierzętom – także psom i kotom. Pod wigilijny obrus kładziono siano, a w izbie głównej stawiano snop zboża, aby zapewnić w przyszłym roku dobry urodzaj.
Po wigilijnej wieczerzy cała rodzina udawała się na pasterkę. - Kościołów było niewiele, więc chodzono piechotą albo jechano wozami. - Ten kto pierwszy dojechał do domu, najlepiej obrodziło mu zboże, najwcześniej mógł rozpocząć żniwa – mówi Wiesława Pawlak. Święta Bożego Narodzenia mijały zazwyczaj bardzo spokojnie i rodzinnie.
W 19 w. Boże Narodzenie świętowano aż do 4 dni - do dnia Świętych Młodzianków Męczenników 28 grudnia.
as