„…Jedz, pij i popuszczaj pasa!”
Kapusta z grzybami – 80, karp smażony – 190, pierogi z kapustą i grzybami – 250, śledzie w oleju – 300 a makowiec - 400 – to przybliżona kaloryczność stugramowych porcji wigilijnych dań. Okres świąt w życiu większości Polaków to także, a dla części przede wszystkim, czas obżarstwa. I choć nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z grzechów głównych świąteczne posiłki nierzadko trwają całymi dniami. Od stołu odchodzimy ociężali, senni, a czasem z bólem brzucha, przy czym powodem nie jest niewłaściwa jakość przygotowanych dań, a wielkość i ilość porcji jaką zjadamy.
Andrzej Jarosz z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku podkreśla, że z wyliczeń ekspertów wynika, że podczas świątecznych dni spożywamy przeciętnie 5-6 tysięcy kalorii dziennie, a więc przynajmniej dwukrotnie więcej niż wynosi dzienne zapotrzebowanie.
- Uczucie sytości, które normalnie każe nam zakończyć posiłek, w tym dniu jakby przestaje funkcjonować albo po prostu świadomie je ignorujemy – mówi Andrzej Jarosz i radzi zastosowanie filozoficznego „złotego środka”. - Zjeść bowiem dobrze nie oznacza przecież dużo – dodaje.
Zamiast czterech pierogów z kapustą wystarczy zjeść dwa, a dwie porcje ryby można zastąpić jedna.
- Niby niewielka różnica, a w skali kilku dni świątecznych może się okazać, że dzięki temu upłyną one bez komplikacji zdrowotnych z powodu przejedzenia - mówi.
Dla obawiających się kalorii Jarosz proponuje ograniczenie lub całkowitą rezygnację na święta z pieczywa oraz takich dodatków jak frytki, ziemniaki, makarony, ryż i kasze. Można je zastąpić sałatkami, surówkami (wybierając te z jogurtem naturalnym lub oliwą z oliwek), a z mięsa najlepiej wybierać te pieczone, bez tłustych, ciężkich sosów.
- Jednak jeśli zdarzy się nam poczuć ociężałym i zaczną nas dręczyć wyrzuty sumienia, zawsze możemy wstać od stołu i pójść na chociażby krótki spacer – radzi Andrzej Jarosz. - Nie dość, że przestaniemy jeść to dodatkowo się dotlenimy.