O miłości arystokraty do gwiazdki kabaretu
Ach, te "tancerki, tancerki z variete", "choć na świecie dziewcząt mnóstwo..." Tak śpiewnie zaczynam na wspomnienie dwóch najsłynniejszych partii w "Księżniczce czardasza" Emmericha Kalmana, wystawionej w późny piątkowy wieczór w Nowogrodzie. Sprawdził się pomysł Jacka Szymańskiego, dyrektora XIV Muzycznych DniDrozdowo-Łomża, żeby w Hotelu Zbyszko prezentować repertuar lżejszy, rewiowo-operetkowy. Mimo chłodu i marnej deszczowo-wietrznej pogody pod wiatą na podwórcu zgromadziło się ponad 600 osób. Pogoda ducha dopisała i na scenie, i na widowni...
Operetka Kalmana i bawi, i wzrusza. Melodyjne "arietki" kryją mezalians nie tylko emocjonalny, ale i obyczajowy. Opowieść o dość romantycznym półhulace, który zakochuje się bez pamięci w dziewczynie spoza swojej sfery, bardzo dobrze przyjęła festiwalowa publiczność, klaszcząca i wiwatująca nierzadko także w trakcie pre- i interludiów muzycznych czy (sic!) partii wokalnych.
Książę Edwin (w tej roli świetny także aktorsko baryton Grzegorz Ufnal) pewnie nie tylko w środowisku arystokratów uchodzić mógłby za bawidamka. Zakochuje się bez pamięci w dziewczynie spoza swojej klasy. Wybranka to - znana bywalcom kabaretu w stolicy bratanków Węgrów - szansonistka Sylva, grana z lekkością i wdziękiem przez Zofię Kotlicką-Wiesztordt (sopran). Jej kontrkandydatką jest "dobrze urodzona" Stasi, w którą błyskotliwie wcieliła się Anna Osior (sopran). Ojciec Edwina, zabawnie ukazany przez Ryszarda Szczeszaka (w tym i autora scenariusza widowiska) na takie "pozaklasowe" amory, rzecz jasna, zgodzić się nie może, a w perypetiach miłosnych będą uczestniczyć, m.in., niegdysiejsi arystokratyczni (i do dziś niezwykle muzykalni) podrywacze i znawcy sercowych tematów: Boni (baryton Leszek Kruk) i Feri (baryton Wojciech Lewandowski) oraz Dama - Joanna Wesołowska (mezzosopran). Wartka akcja toczy się a to w pałacu książęcym, a to w teatrzyku rewiowym czy stołecznym hotelu. Gdzie by się nie działa, rozbawiona publiczność w Budapeszcie, Wiedniu bądź Nowogrodzie może przez dwie godziny zapomnieć o szarzyźnie i nudzie.
Pewnie nie byłoby tyle szczerego zachwytu widzów i serdecznej pochwały MRD, gdyby nie żywiołowi tancerze Opery Bałtyckiej w Gdańsku: Roman Komassa (także choreografia), Elżbieta Czajkowska i Ewa Wolińska. Ale, ale! - na scenie pojawiły się pełne czaru i wdzięku pary z Klubu Tańca Towarzyskiego AKAT w Łomży: Daniel Choiński i Natalia Fabian, Dominik Żmijewski i Klaudia Kukowska oraz Mateusz Soliński i Emilia Felter. Ich naturalna gracja, szyk i elegancja w dużej mierze jest zasługą trenera Jacka Baczewskiego.
Klimatem zwariowanego fin de siecle'u oczarowali słuchaczy: Tomasz Jocz (fortepian), Grzegorz Romanowski i Jarosław Zgiet (skrzypce) oraz Marek Najbar (wiolonczela).
Niezmordowany Jacek Szymański, inicjator i dyrektor Muzycznych Dni, dwoił się i troił, zapowiadając kolejne trzy akty "Księżniczki czardasza". Uspokoił słuchaczy Radia Nadzieja 103,6 FM, które transmituje koncerty także w Internecie (radionadzieja.pl), że dobiegające do nich szumy i bumy, to wiatr, który przegania chmury, aby w niedzielę o godz. 17 podczas wielkiej gali w pałacu w Drozdowie tradycyjnie zajaśniało słońce.
Godzi się przypomnieć, że jeszcze dzisiaj, w sobotę o godz. 19 w kościele drozdowskim Trio Lipski-Starachowski-Lipski przedstawi swoją jazzową wizję szlagierów muzyki poważnej. Sam zachodzę w głowę, na jaki w tym roku koncept wpadli utalentowani nastolatkowie z Łomży... Beethoven, Bach czy Mozart z synkopą, perkusją i gitarą basową?!
Mirosław R. Derewońko