Stanisław Marchewka „Ryba” - pięćdziesiąt lat niepamięci
Już niebawem będziemy obchodzić 50. rocznicę śmierci Stanisława Marchewki ps. „Ryba”, ostatniego żołnierza podziemia antykomunistycznego zabitego przez aparat bezpieczeństwa w rejonie Łomży. Po raz pierwszy od dłuższego czasu stała się ona również powodem wznowienia podstawowej dyskusji: kto właściwie był zdrajcą i „bandytą”, a kto walczył o niepodległą Polskę. Zanim jednak dołączę do tego swój głos, chciałbym przypomnieć kilka wydarzeń z życia człowieka, któremu odebrano prawo do normalnego życia.
Już we wrześniu 1939 r. wziął on udział w walkach z Niemcami dowodząc plutonem artylerii w jednostce wchodzącej w skład Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”. Po dostaniu się do niewoli uciekł z niej i przystąpił do pracy konspiracyjnej na terenie okupacji sowieckiej. Po 22 czerwca 1941 r. i ataku niemieckim na ZSRR został żołnierzem Obwodu ZWZ-AK Łomża. W okresie tym dowodził akcjami, w trakcie których zdobywał zaopatrzenie dla oddziałów konspiracyjnych, likwidował patrole niemieckie, brał udział w walkach z wycofującymi się oddziałami Wehrmachtu. Był jednym z najaktywniejszych żołnierzy AK na terenie pow. łomżyńskiego, ryzykującym własne życie w walce o niepodległą Polskę.
Po raz pierwszy z przedstawicielami nowego systemu zetknął się on latem 1944 r., kiedy to po rozbrojeniu oddziału przez jednostki Armii Czerwonej został skierowany wraz z innymi członkami podziemia jako swoistego rodzaju „ochotnicy” do Ludowego Wojska Polskiego. Nie uznając władzy komunistów zdezerterował wiosna 1945 r. i powrócił do konspiracji na terenie Inspektoratu III Łomżyńskiego, gdzie pełnił funkcję szefa samoobrony i adiutanta inspektora mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzdy”. Od maja do lipca kierował też 40 osobowym oddziałem partyzantów działającym na terenie gmin Drozdowo i Bożejewo. Brał udział w wielu akcjach skierowanych przeciwko przedstawicielom systemu komunistycznego, z których najgłośniejszą był udział w opanowaniu Grajewa w nocy z 8 na 9 maja 1945 r., gdzie dowodził atakiem na gmach PUBP. Swą działalność kontynuował też w szeregach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Na początku 1946 r. wyjechał do Łodzi. Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się w Łomży w kwietniu 1947 r. Przez następne lata starał się powrócić do normalnego życia, co jednak nie było mu dane. Został zmuszony do pojęcia współpracy z UB, w celu odnalezienia swojego byłego dowódcy Jana Tabortowskiego. Zadanie to wykonał, jednak z chwilą odnalezienia „Bruzdy” ujawnił mu plany bezpieki i pozostał u jego boku w konspiracji, stając się jednym z „wyklętych”. Przez następne lata ścigany i otaczany przez UB siecią agentów został pozbawiony możliwości normalnego kontaktu z ludźmi, z których wielu nie widząc innej możliwości zaakceptowało istnienie systemu komunistycznego. Jego tragiczny koniec nastąpił 4 marca 1957 r., co znamienne już po końcu systemu stalinowskiego, kiedy to zdradzony przez należącego do jego grupy Tadeusza Wysockiego został zabity przez funkcjonariuszy SB-KBW w zabudowaniach Apolinarego Grabowskiego w Jeziorku.
Bezpośrednio po jego śmierci rozpoczęło się dorabianie mu przez komunistów legendy, która miała ukazać go jako drobnego złodzieja i mordercę, napadającego przeważnie na zwykłych, niewinnych ludzi. Przodowali w tym szczególnie byli funkcjonariusze UB, mający na swoim koncie czynny udział w represjach wobec przeciwników nowej władzy. Teraz to oni decydowali o tym, co na następne lata miało stać się prawdą, a co kłamstwem. Niestety jeszcze dzisiaj wiele osób zabierając głos opiera się właśnie na ich opiniach, często w ten sposób usprawiedliwiając własne lub swych bliskich zaangażowanie w budowę systemu komunistycznego. W upamiętnieniu Stanisława Marchewki nie chodzi bynajmniej o gloryfikowanie kogokolwiek ale o sprawiedliwe potraktowanie człowieka, któremu system komunistyczny odebrał szansę na normalne życie, a następnym pokoleniom kazał go nazywać „bandytą”.
dr Krzysztof Sychowicz
Instytut Pamięci Narodowej o. Białystok