Grom Challenge po raz 12.
Niezwykłą, nietypową i jak zawsze wymagającą trasę przygotowali organizatorzy 12. edycji Grom Challenge w Czerwonym Borze. „Niezwykłe doznania, które zostaną na pewno do końca życia w pamięci uczestników” - ocenia Tomasz Kowalczyk z Fundacji Niezapomniani.
Grubo ponad 300 osób stanęło na starcie biegu terenowego Grom Challenge przygotowywanego przez byłych żołnierzy jednostki Grom, a wzorowanego na jednym z etapów słynnej selekcji. Chętnych było więcej, dlatego pierwszym sukcesem było wpisanie na listę startową. Dystans 26-30 kilometrów lasami i ciekami wodnymi Czerwonego Boru zawodnicy pokonują w parach. „To nie jest bieg dla indywiduów” - mówi Krzysztof, siódmy raz startujący w biegu. Grom Challenge to wymagający bieg pod względem fizycznym i psychicznym. Zespół jest tak szybki jak najwolniejszy zawodnik, dlatego współpraca, wsparcie i wzajemna pomoc są tak ważne. Przy niemal każdej przeszkodzie widać było pomagających sobie zawodników. Jeden z pomysłodawców Grom Challenge Paweł Mateńczuk (Naval, Fundacja Niezapomniani) „trudność tego biegu polega na dobraniu sobie odpowiedniego partnera, bo biegnie się w parze, i dobranie charakterologiczne, by te kilka godzin w trudnych warunkach przy zmęczeniu fizycznym przetrwać”. Wśród par nie zabrakło małżeństw z wieloletnim stażem, choć trafiła się para w „podróży poślubnej”.
Pokonując trasę biegu, zawodnicy zaliczają 26 punktów i wiele zadań. Są to m.in. czołganie się w błocie, pokonywanie różnego rodzaju przeszkód, przejście zbiornika wodnego, wielokilometrowy marsz ciekami wodnymi i bagnami, przechodzenie przepustami pod jezdniami, strzelanie z karabinka grot, układanie puzzli czy udzielanie pierwszej pomocy. Jedną z przeszkód, która ostro daje w kość jest żwirownia. W ocenie porucznik Natalii Fiedoruk z 18.ŁPL, która wzięła udział w tegorocznej edycji Grom Challenge, żwirownia rozpoczyna zmagania fizyczne. Mimo usuwającego się żwiru, kilka razy trzeba wejść na koronę żwirowni i zejść. Zadanie „uprzyjemnia” woda w butach, mokry strój w połączeniu z wpadającym piaskiem.
Bieg to wyzwanie fizyczne i psychiczne, i zdarzają się przypadki zejścia z trasy. Podjęte wyzwanie kończy się metą i medalem zawieszanym przez byłych żołnierzy Gromu, a przede wszystkim satysfakcję ze sprawdzenia się.
- To są fajne prestiżowe zawody, ale w amatorskim wydaniu robione przez zawodowców – mówi po raz siódmy biorący udział w zawodach Krzysiek. Razem z Mateuszem jako jedni z pierwszych minęli linię mety. Jego zdaniem taki wysiłek fizyczny jest najlepszą opcją by „spiąć elementy treningu w całość i szykować powakacyjny pik formy, by przekraczać granice i trenować dalej. Trening to najlepszy konserwator, towot na stawy, mięśnie i umysł” - przyznaje. Dla niego największym wyzwaniem były … puzzle, ale – jak mówi - jego niespełna 3-letni syn pracuje nad tym, aby tata doskonalił się w tej konkurencji. Mateuszowi, który trasę pokonał po raz drugi, we znaki dała się woda, czyli rowy i bagno. „To wywraca organizm”. Szoki termiczne nie są niczym obcym w tych sytuacjach, a piasek i muł wdzierają się do każdego zakątka. Jakby tego było mało to dochodzą jeszcze skurcze i o kontuzje nie trudno.
„Musi być pełna koncentracja od początku do końca” - podkreślają zgodnie.
Żwirownia, wielki dół piachu, na którego szczyt kilkakrotnie trzeba się wspiąć i zejść. Daje to w kość, na co zwracało uwagę wielu użytkowników. Krzysztof i Mateusz zdradzają, że przyjęta strategia na tę przeszkodę zdała egzamin. Byli tam stosunkowo szybko, przed „tłumem”, co pozwoliło pokonywać poszczególne wspinanie się w swoim tempie, bez przestojów.
Wahających się zgodnie zachęcają do uczestnictwa, a ukończenie Grom Challenge i medal dają wiele siły, dumy i wiary w swoje możliwości. W tym roku wśród uczestników był reprezentant Japonii. Były też pary, które między sobą porozumiewały się po angielsku.