Pokonał 1008 kilometrów przez 56 godzin bez snu
Ma 5 rowerów, żonę, syna i córkę, którzy sami uprawiają sporty i wspierają w rozwijaniu życiowej pasji męża i tatę, który potrafi pokonać na rowerze trasę ze Świnoujścia nad Bałtykiem do Ustrzyk Górnych w Bieszczadach. Zajmuje mu to tylko 56 godzin, i to bez snu, żeby nie zmarnować czasu. - Jestem kolarzem ultramaratońskim - przedstawia się skromnie Robert Kwiatek z Jeziorka, 53-letni operator linii produkcyjnej styropianu Firmy Sonarol w Jedwabnem. Do Łomży dojeżdża rowerem.
Sportowa Rodzinka z Jeziorka to ewenement na społecznej mapie Ziemi Łomżyńskiej, jak przed laty muzyczna Rodzina Witkowskich. Każdy coś trenuje, kibicuje pozostałym, towarzyszy podczas zawodów, opiekuje się, pociesza w potrzebie. - Tato, na pewno nie wykończy cię normalna choroba - zapewniła sportowca córka Marlena, lekarka internistka, zapewniająca serwis medyczny w chwili treningów, a nierzadko na zawodach. Rok temu Robert Kwiatek dokonał wyczynu nie z tej ziemi: w Bałtyk Bieszczady Tour najdłuższy podjazd wynosił 17 km. To tak jakby rowerem jechać z Łomży do Śniadowa tylko pod górę, a na 1008-kilometrowej trasie przewyższenia łącznie wyniosły ponad 5 tysięcy metrów, czyli kolarz z Jeziorka w 56 godzin wjechał wyżej niż ma Mont Blanc w Alpach, najwyższy szczyt Europy, ok. 4 810 m. Wyścig to wyzwanie wytrzymałościowo-organizacyjne, bo nawigacja przy rowerze pozwala sędziom obserwować zawodnika przez cały czas na monitorach, więc nie ma mowy o zbaczaniu z trasy, a do czasu przejazdu wlicza się także jedzenie i załatwianie potrzeb fizjologicznych. Robert Kwiatek lubi na zawodach spotykać krajana, Michała Ciecierskiego z Miastkowa.
W regionie jest prowadzony Wysokomazowiecki 24-godzinny Maraton Rowerowy, w którym okrążenie po okolicznych drogach wynosi 34 km. Tydzień temu były zawody w Mielniku, gdzie trzeba było we wzgórzystym terenie nad Bugiem pokonać 3 x 18 km = 54 km i ponad 1 000 m w górę i w dół. - Tata udział w Maratonie Kresowym MTB traktuje jako "rozjeżdżenie nogi" - ze znawstwem opowiada syn Damian Kwiatek, absolwent AWF, piłkarz ręczny i nożny, lekkoatleta i maratończyk biegowy.
- Jako kolarz ultramaratoński tata musi mieć odpowiedni kilometraż, ta noga musi podawać, jak określa się w żargonie, musi pracować na właściwym poziomie wytrenowania. Oprócz codziennej jazdy po 100 km i ćwiczeń w Siłowni Ewa Roberta Modzelewskiego w Łomży, służy temu racjonalne odżywianie i nawodnienie. Tata do Łomży i z Łomży jeździ okrężną drogą. A ponieważ opiekuje się również leżącą babcią i pracuje na zmiany zawodowo, to zyskał mój podziw.
Podium z nagrodami nie jest najważniejsze
Jak osiągnąć dobrą formę, ażeby przejechać 500 kilometrów i nie zemdleć po 100...? - Trzeba mało jeść i dużo pić - radzi Robert Kwiatek, który w trasie potrafi wypić 20 litrów płynów: izotoniki i na punktach kontrolnych woda. Podstawa kondycji to treningi: w różnej postaci, przy różnej pogodzie i temperaturze, w ciągu dnia i nocy, aby przyzwyczajać organizm do wysiłku poza rytmem zegara biologicznego. Dieta zawiera płatki owsiane, makarony, kaszę, ryże, bo przy małej gramaturze dają dużo energii. Kolarz ma z sobą landrynki i batony, by szybko dostarczyć organizmowi dawki cukru. Dwa lata temu trenowała z nim jazdę rowerową żona Ewa, ale teraz woli biegać po 10 km i ćwiczyć fitness. 10-letnia przygoda z kolarstwem ultramaratońskim, jak to nieraz bywa w życiu, zaczęła się przypadkiem.
- Jeden kolega zaprosił mnie na wycieczkę na długim dystansie, drugi zapisał mnie na wyścig MTB, a trzeciemu brakowało do drużyny zawodnika i powiedział: "Kwiatek, ty pojedziesz" - śmieje się Robert Kwiatek, któremu na trasie wyścigu otuchy dodają smsy z dobrym słowem ludzi bliskich i dalszych, ale jednako życzliwych. - Nadzieja kibiców dodaje mi pewności siebie, energii i siły do pokonywania słabości.
Teraz wyścigi po 500, 600 albo 700 km nie są dla mnie wyzwaniem, o którym bym marzył. Mam na razie trzy marzenia: Wokół Polski 3 600 km w 10 dni; Świnoujście - Sudety z przewyższeniem 15 tysięcy metrów, czyli prawie dwa razy tyle co mierzy Mount Everest, i Wisła 1200 od źródeł królowej rzek polskich do Bałtyku. Jeśli zdrowie i forma dopisze, postaram się zrealizować marzenia. Nie chodzi mi o nagrody, podium czy sławę. Ważniejsza jest satysfakcja.
- Mąż wszystko podporządkował treningom i zawodom rowerowym, a my w tym często pomagamy - podsumowuje żona Ewa. - Bardzo ważne jest dla nas dobre samopoczucie i szczęście męża i ojca. Kolarstwo to drogi sport, sprzęt, części, serwisy. Jako rodzina potrafimy zrezygnować z luksusów.
Mirosław R. Derewońko
Fot: Archiwum Rodziny Kwiatek