Pierwszy bocian z bocianicą znów w rodzinnym gnieździe
Nie zawiodła ich pamięć przelotowa, dzięki czemu z Republiki Południowej Afryki przez Gibraltar powrócili w rodzinne strony. Zdążyli już chyba oboje ochłonąć z międzykontynentalnej eskapady do ciepłych krajów, skoro o własnych siłach stanęli na bocianim gnieździe w Drozdowie, a chciało im się jeszcze filuternie poklekotać, wyginając szyje i machając na powitanie wiosny skrzydłami. Nie ma zatem wątpliwości: wiosna przyleciała na dobre do Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi.
Wielkie, może nawet ponad 400-kilowe, gniazdo na kominie jednego z gospodarstw w Drozdowie nie świeci już smętnie pustkami, odkąd powróciła do niego ta bociania para. Pan bocian sprawdził, czy konstrukcja jest nadal stabilna i czy nie panoszą się aby w jego rodzinnym domostwie mniejsi sublokatorzy, jak wróble, szpaki czy mazurki, lubiące w gęstej plątaninie gałązek uwić sobie przy okazji własne małe gniazdka. Jednakże mali sąsiedzi nie okazali się w ogóle dokuczliwi, więc nie było powodu, aby ich przegonić na cztery wiatry, wobec czego para bociania wybrała się na obiad.
Niska woda w Narwi nie zagraża bocianom
Nie miała w tym roku Narew w ogóle swoich olbrzymich jak jeziora rozlewisk, bo zima była lekka i prawie bezśnieżna, ale to nie oznacza, że z braku błotno-podmokłej flory i fauny bociany muszą głodować. - Pamiętam, jak 15 lat temu Narew, zwana polską Amazonką, też nie wylała, a bociany z przyczyny braku rozlewiska i niskiego stanu wody nie wyginęły – pociesza Mariusz Sachmaciński (lat 43), dyrektor z Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi, do którego zadań należy też monitoring ptactwa, w tym bocianów. - Odwieczny cykl każe bocianom wracać po zimie do Polski i nad Narew, ponieważ u nas się rodzą. Fakt, emigrują co roku na południe, żeby przeżyć, ale i wracają wierne ojczystym gniazdom. Wyprawy nie są dla nich wcale łatwe ani bezpieczne. Bocian nie jest dobrym pilotem, zaś w powietrzu także takim trochę legatem, dlatego potrzebuje na długich dystansach ciepłych prądów powietrznych. Ponadto czyhają na niego liczne zagrożenia, krokodyle żerujące w dolinie Nilu czy ludzie w Iranie i Iraku, zabijający nie dla przeżycia, lecz dla zabawy. Z kolei w ubogich krajach Afryki na bociany się poluje, mimo że ich mięso jest żylaste i łykowate, dla nas niesmaczne. W każdym razie, jeżeli przeżyje takie przygody, to i u nas ma czym się pożywić w porze suchej, a nie muszą to być wcale żaby: owady, szare nornice, mniejsze od nich myszy polne, rude i z czarną pręgą na szyi, myszy domowe, które z braku rozlewiska mogą sobie szukać nasion traw i zbóż. Bociany z Drozdowa nie są jednoroczne, tylko starsze. Panienki i kawalerowie zaczną sobie wkrótce żerować w większych grupach, zanim nie skojarzą się w grupie i nie założą zapewne gdzieś w okolicy gniazda lub zasiedlą opuszczone czy wręcz przegonią samca z jego prawowitego domostwa. Bociany są sobie wierne w sezonie, ale może się zdarzyć, że za dwa, trzy lata utworzą nowe pary. I na pewno są prorodzinne, co tradycyjnie nastawionym do życia Polakom się spodoba: razem wysiadują przez 30 - 33 dni jaja, pomagają sobie nawzajem, gdy jedno żeruje, drugie zajmuje się domem, w upalne dni zasłaniają skrzydłami potomstwo jak parasolami przeciwsłonecznymi. W tym roku brak rozlewisk Narwi wpłynie na większą populację kreta. Skorzystają na tym i bociany, żywiące się ponadto pisklętami gniazdujących na łąkach ptaków i jaszczurkami: zwinką i zieloną.
Mirosław R. Derewońko
Fot.: Marek Maliszewski