Major „Bruzda” w ogniu walki zawsze wierny ukochanej
Kamienny kościół w Przytułach zgromadził w sobotę, 23. sierpnia, przed południem około 80 osób, którym nieobce było nazwisko majora Jana Tabortowskiego (1906 – 1954), żołnierza wojny 1939 i inspektora konspiracyjnego podziemia w szeregach, m.in., Armii Krajowej w Suwałkach i Łomży. Miłośnicy rodzimej historii i kultywowania tradycji patriotycznej uczestniczyli: we mszy św., jakiej przewodniczył ks. proboszcz Krzysztof Dylewski, złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy przy grobie symbolicznym i w wykładzie dr. Sławomira Poleszaka z IPN w Lublinie, autora książki o obrońcy Rzeczpospolitej Polskiej przed okupantem hitlerowski i sowieckim, także po II wojnie światowej. Wiara w ideały i oddanie sprawie narodowej miesza się z prozą życia bez nadziei na poprawę losu...
- Niższy był trochę ode mnie, ja miałem wzrostu 175 cm, twarz tak jakby po ospie, blondyn, bardzo energiczny – opowiadał porucznik rezerwy Kazimierz Chodzicki (rocznik '28), który będąc jeszcze nastolatkiem przenosił meldunki jako łącznik o pseudonimie „Żak” w pododdziale majora Jana Tabortowskiego. - Słowa nie puszczał na wiatr. Pierwszy raz się spotkaliśmy w bagnach, w błocie nad Biebrzą. W butach i w ubraniu miałem różne schowki i skrytki, wszystko zaszyte. Często mnie wysyłał gdzieś w teren, po wsiach i miasteczkach. Punkty kontaktowe mieliśmy u rzemieślników: u szewca, krawca, stolarza czy kowala.... Nie wiedziałem, co w tych karteczkach za informacje się kryją. Mnie do tego nie dopuszczali... A ja zostałem łącznikiem jakby mimo woli: moich rodziców aresztowali Niemcy, musiałem się ukrywać. Dobrze jeździłem rowerem i konno, to się nadawałem.
Woleli zachować honor niż wygodne życie
O pokoleniu tzw. żołnierzy wyklętych, którzy po zakończeniu wojny nie złożyli broni i walczyli z wrogimi, sowieckimi „bojcami” z NKWD i funkcjonariuszami milicji obywatelskiej, opowiadał w homilii ks. Wiesław Kondraciuk, kapelan Straży Granicznej. - Oni nie złożyli broni z umiłowania Ojczyzny, wolności i niepodległości – przywoływał motywy żołnierzy. - To byli młodzi ludzie: oni chcieli kochać, bawić, się, kształcić, pracować. Chcieli też uwolnić się od okupanta, który przyniósł zniewolenie pod pozorem wyzwolenia. Przedkładali miłość Ojczyzny i honor nad wygodne życie. Za postawę bohaterstwa będą po „amnestii” 1947 r. wyrzucani na margines jak major Tabortowski...
Chodziło, m.in. o to, że major po ujawnieniu się, iż działał w Związku Walki Zbrojnej i w AK, był przez agentów NKWD, UB inwigilowany w Warszawie, gdzie nie mógł znaleźć pracy i mieszkania. - Był niechciany w nowej rzeczywistości, niechciany w Ojczyźnie... – ubolewał po latach kapelan. - Przez dziesiątki lat nie można było tysiącom ludzi takim jak major oddawać czci i o nich pamiętać.
Wspomnienie o majorze Janie Tabortowskim przy symbolicznym grobie – głazie, położonym 20 lat temu obok wejścia na cmentarz koło kościoła w Przytułach, wygłosił Przemysław Myszkowski z Federacji Patriotycznej PRO PATRIA SEMPER z Białegostoku. - Major nie ma swego grobu, gdyż ciało zabrali ubecy i nigdy nie wydali rodzinie – przypomniał losy żołnierza, zanim kilka wiązanek kwiatów i wieńce ozdobiły biało-czerwoną świeżością szarą bryłę, przed którą zapłonęły płomyki w białych i czerwonych zniczach. - Za żołnierską postawę został odznaczony: Krzyżem Walecznych, orderem Virtuti Militari i Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami oraz Krzyżem Wielkim Odrodzenia Polski. Major walczył przeciw stalinizmowi i nazizmowi, zarazom, które niszczyły naszą Ojczyznę.
W obronie godności i wolności Ojczyzny
Modlitwę po 60 latach od śmierci żołnierza wyklętego nad symbolicznym grobem - gdzie pochylił się też kpt. Franciszek Chrostowski, ps. „Mały”, żołnierz przy oddziale majora „Bruzdy” - odmówił ks. Dariusz Narewski: - Wejrzyj na naszego brata, który stał się ofiarą ucisku, przemocy i złości, oddał życie w obronie ludzkiej godności i wolności ojczyzny. Obdarz go nagrodą nieśmiertelności...
Biografia mjr. Tabortowskiego, jak ją przedstawił dr Sławomir Poleszak, pełna jest dramatycznych zwrotów akcji: od kształcenia w szkołach wojskowych przez dowodzenie pociągiem pancernym po krycie się z oddziałami po lasach i działalność wywiadowczą i ucieczki z więzień, m.in., w Łomży. - Duże wrażenie zrobiły na mnie dwa fakty z życia majora Jana Tabortowskiego – opowiadał doktor z IPN w Lublinie, któremu temat podsunął prof. Tomasz Strzembosz, podczas wykładu w remizie strażackiej. - Kiedy świat i Europa świętowały zwycięstwo, w nocy z 8. na 9. maja 200 żołnierzy majora rozbija w Grajewie siedzibę UB i komisariat MO i uwalnia około 100 aresztantów z NSZ... A drugi fakt to odbicie łączniczki Franciszki Ramotowskiej „Iskry”, aresztowanej w styczniu '45 w Białymstoku. Wyskoczyła z okna w UB i trafiła do szpitala wojskowego. Odbił ją „Bruzda”, „Iskra” była jego miłością. Ułańska fantazja ukazywała podkomendnym, że zawsze mogą liczyć na pomoc.
Obławy i ucieczki to po roku 1950 jego codzienność, aż zginął w trakcie szarpaniny i strzelaniny na posterunku MO w Przytułach, skąd z czteroosobowym „oddziałem” chciał zabrać klucz do kasy oszczędnościowej. 23. sierpnia 1954 r., około godz. 20. Padł strzał, padł człowiek. - To była walka o przetrwanie, mniej walka z komunizmem – konstatował historyk. - Ale taki oddział, elitarny, który cztery lata umykał przed obławami UB i MO, wpływał psychologicznie na miejscową społeczność.
Mirosław R. Derewońko