Łomżyńska „Solidarność” 30. lat później...
- Myśmy mieli ideał innej Polski. Uzyskaliśmy wolność zewnętrzną, ale w kraju mamy ułamek tej wolności – oceniał Polskę po 30. latach Lech Gizelbach, jeden z działaczy pierwszej łomżyńskiej „Solidarności”. - „Solidarność” zwyciężyła w tym, że zapoczątkowała okres przemian ku niepodległości Polski, ale robotnicy stracili – mówił Marian Chojnowski pierwszy szef regionalnych struktur NSZZ „Solidarność” w Łomży. Kilku działaczy pierwszej łomżyńskiej „Solidarności” spotkało się w czwartek w Łomży. Okazją było otwarcie przygotowanej przez łomżyński oddział Archiwum Państwowego wystawy poświęconej 30-leciu powstania NSZZ „Solidarność” w Łomży.
Marian Chojnowski, Teresa Steckiewicz, Ireneusz Mieczkowski, Marek Sawicki, Lech Gizelbach, Tadeusz Janucik, Henryk Kapuściak – to m.in. oni współtworzyli pierwszą łomżyńską „Solidarności” w latach 1980 – 1981. Oni też zostali zaproszeni do łomżyńskiego ratusza, gdzie w holu głównym stanęło kilka plansz, a na nich zdjęcia i dokumenty przede wszystkim o pierwszej łomżyńskiej „Solidarności”.
- Na wystawie prezentujemy część z dokumentów jakie mamy w naszym oddziale Archiwum Państwowego. To w zasadzie materiały jakie o NSZZ „Solidarność” zgromadziła egzekutywa partyjna Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), ale także zdjęcia i dokumenty jakich użyczył nam pan Marian Chojnowski – mówił Michał Kaczyński, historyk z łomżyńskiego oddziału Archiwum Państwowego w Białymstoku, który przygotował ekspozycję.
Historyk zaznaczał, że w dokumentach opracowywanych w KW PZPR widać, jak ówcześni rządzący w województwie niepochlebnie wyrażali się o związku, ale także jak bardzo byli zaniepokojeni tym, że wielu jej członków rezygnuje z legitymacji partyjnej i zapisuje się do Solidarności. W dokumentacji wysyłanej do Warszawy przedstawiane jest natomiast to jak partia świetnie sobie radzi i jak ten ruch jest nieistotny.
- Zupełnie inny obraz wyłania się z dokumentów pana Mariana Chojnowskiego – dodawał.
Obecny na otwarciu wystawy dr Krzysztof Sychowicz z Instytutu Pamięci Narodowej odnosząc się do dokumentów zgromadzonych w Instytucie – przede wszystkim archiwum Służby Bezpieczeństwa - podkreślał, że dziś po 30. latach musimy pamiętać o tych bohaterach, którzy bezinteresownie działali w imię dobra wspólnego „bo wtedy nikt nie myślał o stanowiskach i profitach”, ale także odróżnili też i tych „złych, którzy dążyli wówczas do utrzymania władzy”.
- SB nie tylko przyglądała się „Solidarności”, ale także czynnie zmierzała do jej rozbicia – mówił historyk wskazując na podejmowane przez funkcjonariuszy SB próby skłócenia działaczy Solidarności, próby ich zastraszenia, czy wprowadzenia agentów.
Dziś trzeba wcielić w życie nasze ideały solidarnościowe
Najciekawszym elementem uroczystości otwarcia wystawy były jednak spontaniczne wystąpienia działaczy pierwszej „Solidarności”, a szczególnie Lecha Gizelbacha, który dziękując za przygotowanie tej wystawy, a prezydentowi Łomży za zaproszenie na jej otwarcie, mówił: „dopiero po 30. latach ktoś przypomniał o tym, że były takie osoby jak Marian Chojnowski, Teresa Steckiewicz, Marek Sawicki, czy Gizelbach.” W bardzo emocjonalnym wystąpieniu podkreślał, że ich nikt nie zaprasza na koncert z okazji 30-lecia związku.
- Jest dziś 10-20 nazwisk sztandarowych i wystarczy... Ale przecież ludzi („Solidarności” - dop.red.) było dziesiątki tysięcy, którzy zapłacili za to ogromną cenę – dodawał, podkreślając, że dziś są dwa oblicza Solidarności – to sztandarowe i to drugie oblicze ludzi do końca skrzywdzonych. Gizelbach podkreślał, że w rocznicowym koncercie nie widać było zadowolonych twarzy stoczniowców, bo stoczni już nie ma.
- Nikt z ludzi „Solidarności nie zrobił kariery. W biznesie są dziś oficerowie SB i WSI. Ja spotykałem ludzi „Solidarności” przed olsztyńskim sądem, gdzie ludzie ci złożyli wnioski o 25 tys zł odszkodowania, ale sąd uzasadniając w ironiczny sposób, albo je odrzucał, albo obcinał o połowę - mówił Gizelbach podkreślając, że wilczy bilet jaki za działalność w „Solidarności” otrzymał w Łomży przez 30-laty jest ważny do dnia dzisiejszego i argumentował to podając przykłady z własnego życia i prowadzonej działalności gospodarczej. (Lech Gizelbach był wówczas dziennikarzem Kontaktów, ale po powrocie z internowania nie mógł powrócić do pracy w redakcji tygodnika).
- Myśmy mieli ideał innej Polski. Uzyskaliśmy wolność zewnętrzną, ale w kraju mamy ułamek tej wolności. Cenzury nie ma, ale dziennikarze chcą być poprawni politycznie, co jest jeszcze gorsze – dodawał, a zwracając się do obecnej w holu ratusza młodzieży z I LO w Łomży prosił, aby prawdy szukali w dokumentach, a nie w tym co pokazują media.
- Dziś trzeba wcielić w życie nasze ideały solidarnościowe – apelował.
Pełne goryczy słowa Gizelbacha potwierdzali także inni obecni na otwarciu wystawy działacze pierwszej łomżyńskiej „Solidarności”. Ireneusz Mieczkowski mówił, że dziś o internowaniu opowiada się jak o wczasach na jakie mieli być wywiezieni.
- Nikt tego nie mówi, że to było coś strasznego. Sześć razy na dobę przenoszono mnie do innej celi. Stawiano pod ścianą, rozbierano do naga, budzono w nocy... Do jednego z internowanych z województwa łomżyńskiego nawet strzelano, ale o tym cisza – mówił zwracając się do dr Sychowicza z IPN-u, by instytucja ta pospieszyła się z pracą.
zobacz też:
Łomżyńskie przebudzenie
W drodze do demokracji – sierpień 1980 r. i jego konsekwencje
Stan wojenny w woj. łomżyńskim