Królowa Estrady króluje w niebie...
- Pani Hania nie życzyła sobie, żeby ktoś ją widział po śmierci – wspomina Joanna Manianin, która przez ponad dwanaście lat prowadziła dom Hanki Bielickiej (1915 – 2006) w kamienicy przy ul. Śniadeckich w Warszawie. - Po ostatnim występie w telewizyjnym programie Szymon Majewski Show stanęła przed lustrem, chwilę się sobie przyglądała i z takim delikatnym gestem powiedziała: „Tak mnie, Dziecino, pochowasz...”. 9 marca 2009 mija trzecia rocznica śmierci nieodżałowanej Damy w Kapeluszu, nazywanej też Mistrzynią Monologu i Królową Estrady.
Joanna Manianin ubierała Hankę Bielicką do trumny, która stanęła podczas mszy św. pogrzebowej w kościele pw. św. Karola Boromeusza na starych Powązkach w stolicy. Żegnana przez setki warszawiaków i łomżyniaków Pani Hania spoczęła w grobie rodzinnym obok mamy i siostry.
- Ciężko opisać taką stratę, w sercu pusto i smutno – wzdycha Joanna Manianin, która co roku przybywa na Ogólnopolski Konkurs Krasomówczy im. Hanki Bielickiej „Radość w kapeluszu” do Centrum Katolickiego w Łomży, gdzie najsłynniejsza łomżynianka świata osobiście otworzyła w czerwcu 2005 r. salonik pamiątek rodzinnych, wytwornych sukien teatralnych i fantazyjnych kapeluszy, z których słynęła daleko hen poza granicami kraju. - Już od stycznia moje dzieci się śmieją, że mama szykuje się do Łomży, o której Pani Hania zawsze opowiadała z rozmarzonym blaskiem w oczach...
Mieszkanie gospodyni obstawione jest zdjęciami i pamiątkami, które podarowała jej Pani Hania.
Na jednej z fotografii aktorka napisała dedykację: „Żebyś mnie kochała tak uśmiechniętą jak na tym zdjęciu...”. Zwraca uwagę statuetka Damy w Kapeluszu, którą artystka dostała od Niny Terentiew, gdy odchodziła z warszawskiego Teatru Syrena, gdzie przepracowała kilkadziesiąt lat. Mało kto dziś pamięta, że z gwiazdą Syreny przez 20 lat dzieliła garderobę równie olśniewająca sceniczna osobowość: Irena Kwiatkowska.
- Pani Hania mówiła, że nie jestem gosposią, która przychodzi i sprząta albo gotuje, tylko gospodynią, która rządzi w jej domu – opowiada gospodyni. - Czasem po swojemu przerabiałyśmy suknie i kapelusze, coś doszywałyśmy albo doklejałyśmy.
Kiedy Pana Hanka musiała uczyć się nowego monologu, lubiła przychodzić do kuchni.
- A wiesz co, Dziecino – bo tak do mnie się zwracała, a do mego męża Chłopcze - ja ci teraz pośpiewam, mawiała i... śpiewała – uśmiecha się Joanna Manianin. - A teraz proszę się uczyć monologu, przypominałam „surowo” Pani Hani, która z ciężkim westchnieniem wracała do nauki.
Gospodyni dostała także od artystki stuletnie, owalne, kryształowe lustro. Postać księżniczki z czarodziejską różdżką stoi przy górze, w której osadzona jest lśniąca tafla. Pani Hania lubiła otaczać się eleganckim przedmiotami i przebywać z mądrymi ludźmi.
- Kiedy jednak była z czyjejś przemowy lub zachowania niezadowolona, powtarzała z lubością powiedzonko „Sralis magdalis referendum duptum” - śmieje się gospodyni. - Była kobietą, która kochała ludzi i zwierzęta, bardzo przyjazną światu, ale jak się na kogoś obraziła, to przecinała znajomość jednym ostrym cięciem!
Artystka uwielbiała rozwiązywać krzyżówki. Do ostatnich dni. Gospodyni czytała hasła, a Pani Hanka dawała - zazwyczaj poprawne - pierwsze odpowiedzi. Jej żywą inteligencję i sprawną pamięć podziwiała również monografistka Maria Sondej, która opracowała urocze, wzruszające i zabawne wspomnienia artystki, wydane pt. „Uśmiech w kapeluszu”.
- Panią Hankę poznałam zawodowo, bo zamówiono u mnie zebranie wspomnień aktorki – mówi Maria Sondej. - Przyjeżdżałam do Warszawy, spotykałyśmy się wielokrotnie u niej w domu i rozmawiałyśmy przez trzy, cztery godziny z przerwą na obiad. Fascynowało mnie, że Pani Hanka tyle zdarzeń ze szczęśliwego dzieciństwa i młodości w Łomży tak dokładnie pamięta, że tyle wspomnień z dorosłego, wcale nie usłanego różami życia z wojennego życia w Wilnie i powojennego w Warszawie przechowała. Jak się gdzieś przycisnęło pytaniem guziczek, otwierała się szufladka i maleńka dygresja przeradzała się w barwną opowieść...
Wanda Wałkuska, przyjaciółka łomżyńskich Amazonek, dzięki których inicjatywie i pracowitości powstał Salonik Pani Hani, poczytuje sobie za „zaszczyt, że Pani Hanka Bielicka pozwoliła mi zaprzyjaźnić się z sobą”. Artystka zapraszała czasem do swego domu kilka łomżynianek – w tym zmarłą niespełna pół roku później Annę Dąbrowską, byłą prezes Amazonek – na wspominki, pogaduszki i truskawki ze śmietaną.
- W momencie, kiedy jest smutno, to myśli biegną do Pani Hanki – wyjawia ceniona w Łomży od lat społeczniczka. - Jej optymizm byłby na obecny kryzys dobrym antidotum.
Hanka Bielicka nawet ze swego nieszczęścia potrafiła żartować: że umarła tylko dlatego, że nie była akurat w kapeluszu. Anegdotę na tę okoliczność przywoływała, ilekroć pytano ją o szczegóły wypadku, gdy upadła i straciła przytomność w połowie października 2004 r. przed koncertem w Końskich (Świętokrzyskie). Śniła, że święty Piotr nie rozpoznał jej przed bramą nieba, bo - jak kobieta bez kapelusza, to na pewno nie Bielicka!
Mirosław R. Derewońko
fot. Marek Maliszewski/4lomza.pl