„Samochodów na osiedlu ciągle przybywa, a drzew – nie”
Wstęgi żółtego piachu i hałdy na ulicach są nie tylko elementem pejzażu starówki w Łomży, gdzie na Rządowej, Giełczyńskiej i 3 Maja rządzą drogowcy, a na Starym Rynku archeolodzy. Rozległe i gruntowne remonty ulic odbywają się również na ulicy Partyzantów i Stanisława Małachowskiego (1736 – 1809), marszałka Sejmu Czteroletniego i sygnatariusza Konstytucji 1791. - Drzewa są nam potrzebne do życia: produkują tlen do oddychania ludziom i zwierzętom – mówi Ewa Szabłowska, mieszkanka bloku przy Małachowskiego, która wyszła z córką, tatą i pieskiem na spacer. Drogowcy wkopali się głęboko w ziemię przy kilkudziesięcioletnich lipach i podcięli korzenie tuż przy pniach.
Słonecznie, rześko, majowo. W piątek na błękitnym niebie białe obłoki, na zieleni trawników żółte mlecze, białe i różowe stokrotki. Wprost raj dla oka w centrum osiedla, tuż przy łuku przedłużenia ul. Niemcewicza. Biegnie przy niej piękna, majestatyczna jak sklepienie i gęsta aleja lipowa, która po roku szczęśliwie przetrwała bez wyraźnego uszczerbku remont nawierzchni i rozbudowę ścieżki rowerowej, czemu towarzyszyło podcinanie korzeni, ażeby położyć dookoła pni kwadraty z żelaza.
Przy Małachowskiego w piątkowe popołudnie praca wre w najlepsze, kręcą się robotnicy, olbrzymi walec drogowy miażdży tony piasku z łatwością, jakby sunął po kostce masła. Pani Ewa opowiada, że po lewej stronie, patrząc w kierunku alei Piłsudskiego - gdzie brak drzew, tylko dorodne krzewy, był chodnik i parking, pośrodku asfalt jezdni, a po lewej chodnik przy blokach. Małachowskiego 9 stoi równolegle do ulicy, a przed nim okazałe drzewa w szeregu: 3 lipopodobne w środku z dwiema choinkami na krańcach. Trawnik z drzewami cudem ocalał; wydaje się, że przeżyją ten Armagedon.
O wiele dramatyczniej wygląda sytuacja bliżej przedłużenia Niemcewicza, gdzie był postój taxi. Od wyniosłego i okazałego krzewu na rogu ulic po 7 lip i do nich podobnych – wszystkie drzewa czuły strach o to, na czym stoją. Przed szczytami bloków z numerami: 11 i 13 drzewa mogły się zatrząść, bo od stanu korzeni zależy ich życie. Ludzie bez wiedzy lub pozbawieni wyobraźni nie zdają sobie sprawy, że tak jak oczami widzimy rozległą koronę gałęzi z liśćmi, tak pod ziemią niewidoczny jest podobnej wielkości „parasol” z gęstej siatki korzeniowej. Dzięki temu, rośliny starają się utrzymać przed naporem wiatru, mają czym pobierać wodę, transportowaną wzdłuż pnia, i mają powietrze do oddychania. Ingerencja mechaniczna w system korzeniowy prowadzi do osłabienia drzew albo ich nieuchronnego końca. Będą stopniowo usychać, nie mogąc wydobywać z ziemi wody z minerałami.
Trudno przewidzieć, co przyniesie finał remontu nawierzchni ulicy Małachowskiego. - Trzeba dbać o każde drzewo, przecież one potrzebują do wzrostu dziesiątków lat – pokazuje na pobliską, śliczną wierzbę płaczącą przy ul. Kołłątaja 4, gdzie jej rodzice z dziećmi wprowadzali się w 1988 r. Przed 32 laty drzewko miało wielkość krzaczka i nieraz dorośli pouczali zjeżdżające na sankach z górki dzieci, by uważały i nie zniszczyły wierzby. Odwdzięczyła się za troskę stokrotnie. Stanowi ozdobę i niby mini park linowy, z którego korzystają czasami uczniowie SP 10, huśtający się jak na lianach.
U szczytu tego bloku wybija do góry 5 smukłych, młodych klonów, opalikowanych dookoła. Panią Ewę martwią jednak porzucone korzenie jej lip: grubsze, cieńsze, powycinane, powyrywane, suche.
Niepewny los 7 drzew, ze względu na poważnie uszkodzony lub zniszczony system korzeni, skłonił przysłuchującego się rozmowie przechodnia do komentarza, że „w mieście nie należy sadzić drzew byle jak, pochopnie, w miejscach, gdzie są ciągi komunikacyjne”. Bo drzewa sadzi się z namysłem. - Tu samochodów na osiedlu ciągle przybywa, a drzew – nie – podsumowuje z troską łomżynianka. Jaki los czeka właśnie kwitnące drzewka jarzębinopodobne na ul. Partyzantów, zobaczymy za rok...
Mirosław R. Derewońko