Miłosz nad Narwią
Czas dodaje nowych wartości nieznanym kolekcjom archiwalnym. Fotograf epoki cyfrowej już nie zrozumie skali trudności życia w PRL i żmudnych zabiegów w zdobyciu materiałów foto, w chaosie braku wszelkich towarów. W paroksyzmach „przejściowych trudności” władza „robotniczo-chłopska” potrafiła reglamentować wszystko, nie zaniedbując nikogo, nawet Związku Mojżeszowego w przydziale mięsa koszernego. Zresztą mięso było do symbolicznego końca PRL ostatnim towarem „na kartki”, którego przydziały zniesiono dopiero w 1989 r. Był czas, że fotograf muzealny dostawał pisemne zezwolenie z Wydziału Kultury na zakupy i w sklepie „Foto-Optyki” odbierał niewielką ilość rolek światłoczułych, które w ciemni potem w oparach chemii „wywoływał”. Zdarzyło się np. że dostał „Wywoływacz” a zabrakło „Utrwalacza”, szczęśliwie w obecności fotografa P. „ze zleceniem propagandowym” dla Komitetu PZPR: -To niech pani da koledze, z mojej puli”. Rozczulająca solidarność, zanim niewdzięczne warchoły zakłóciły tak jednoczącą towarzysko, sprawną machinę „Kartek” czyli poważnie mówiąc, „wisielczy humor” był sposobem na przetrwanie. Oto w takim stanie ciągłego zagrożenia, w roku 1981 - mamy polskiego Noblistę: Czesław Miłosz odwiedzi kilka największych miast Polski. Plotka: będzie w Łomży. W takim małym mieście? Gdyby nie uparty miejscowy poeta Jan Kulka - inicjator spotkania.. Świadom nieustannego „obstrzału” fotoreporterów, marzył o chwili oddechu Noblisty w podłomżyńskim Nowogrodzie. Do utrwalenia historycznej wizyty muzealna Pracownia Fotograficzna zdobywa kilka rolek filmu 6x6 cm (w 1 rolce zaledwie 12 klatek negatywu, które łatwo zaświetlić przy ładowaniu do aparatu PentaconSixTL). Noblista po Sesji Literackiej w Łomży wyjeźdza do Skansenu Chętnika i tam chwile swobodnego spaceru, jakby powrót do „rodzinnej Europy”. Poecie urodzonemu w 1911 r. w Szetejniach na Litwie ten kurpiowski krajobraz mógł przypominać domowe strony. Wśród przyjaciół chłonie panoramę Narwi z ogniskiem na brzegu i echem powitalnej Kapeli Muzealnej, jest wreszcie obok polityki, mimo że jak pisze potem prasa literacka „z krzaków wylazł” pewien redaktor, któremu Wałęsa zabrał logo- znaczek „Solidarności” i trwa czujna obserwacja Służby Bezpieczeństwa, „nie znajdującej podstaw do interwencji”. Na Placu Bartnym, skąd widok na ujście Pisy do Narwi, w Altanie jedna z Kurpianek porywa Miłosza do tańca „powolniaka”. Z atencją słucha gadki Gospodarza Skansenu, Kurpia Juliana Świderskiego: proste, naturalne słowa. Wreszcie poczęstunek w chacie: miejscowy chleb z miodem i gorącym mlekiem. Tu między kolegami po piórze zasiada na ławie, by mimo kamer tv nabrać swobody dzięki śpiewanym wierszom Jana Kaczmarka, z jego nieśmiałością:-”Stoję w kolejce panie Czesławie”. Wreszcie grupami wspinaczka na skarpę Wzgórza Siemowita, do Dworku z Brzózek, gdzie kontynuacja wspomnień i rozmów przy piwie jałowcowym. W Szwecji, podczas przyjmowania literackiego Nobla, jako trzeci z kolei polski laureat nagrody, powiedział: „-Jestem częścią polskiej literatury”... Jego osobiste dramaty rozgrywały się za „żelazną kurtyną’, nic nie wiadomo było, że krążył po Maisons-Laffitte „jak zwierzę w klatce” (wg Zofii Hertz, w gościnie u Jerzego Giedroycia), albo że emigracja do Stanów, zanim objął katedrę języków i literatur słowiańskich w Berkeley (Uniwersytet Kalifornijski) to były lata niedostatku. Pracował jako zupełnie nieznany w USA, z obawą zapomnienia w Polsce i z poczuciem (Portal Hist.”Dzieje się”), że jest „odrywany od jedynego języka, w którym umie pisać”. Nad Narwią Miłoszowi, jak cień towarzyszy z magnetofonem Jan Kulka... ale nie udaje się zebrać cennego materiału w formie książkowej. Na prowincji trwa chichot popeerelowskich trudności.