Łomża niepodległa w marzeniach i w rzeczywistości
– Leon Kaliwoda to sztandarowa ofiara listopada 1918 roku w Łomży, główna postać symbolizująca podążanie do wolnej Polski, ale warto pamiętać, że nie byłoby tych wydarzeń, gdyby nie wcześniejsza działalność Aleksandra Chrystowskiego, który był takim łomżyńskim Piłsudskim! – podkreślał prof. Adam Czesław Dobroński. Autor książki „Łomża w latach 1866–1918” wygłosił w Muzeum Północno-Mazowieckim wykład „Łomża niepodległa. Marzenia i realia”, przybliżając kilku pokoleniom słuchaczy historie sprzed stu lat. Wyjaśniał jak doszło do rozbrojenia Niemców w Łomży i dlaczego tu były ofiary śmiertelne, gdy w innych miastach obyło się bez rozlewu krwi.
– W Łomży tradycja niepodległościowa była pielęgnowana przez pokolenia – mówi prof. Dobroński, zauważając, że sukces odzyskania niepodległości przez Polskę w roku 1918 nie wziął się znikąd, będąc nie tylko dziełem ludzi wówczas żyjących, ale też czterech wcześniejszych pokoleń Polaków. – Mamy sześciu ojców niepodległości: oczywiście Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego, ale też Ignacego Paderewskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Daszyńskiego i Wojciecha Korfantego – wylicza historyk. – Można ich określić generacją powstania 1863 roku, bo mieli walkę niepodległościową w genach, ale mieli też szansę ocenić, co w powstaniu było złe i nieudane.
Według prof. Dobrońskiego największym sukcesem powstańczej klęski roku 1863/64 było to, że udało się stworzyć konspiracyjne państwo, podstawę do dalszej walki o niepodległość. Swoje zrobiła też praca u podstaw pozytywistów, a z kolei stopniowe uwłaszczenie chłopów w trzech zaborach sprawiło, że w listopadzie 1918 roku do walki stanęło całe społeczeństwo, a nie jego wybrane warstwy, tak jak choćby w powstaniu styczniowym. Stało się to również możliwe dzięki ogromnej pracy takich ludzi jak choćby Franciszek Hryniewicz (1870-1933) czy Aleksander Chrystowski (1858-1916), łomżyńskich działaczy społecznych, organizatorów rozlicznych towarzystw, jak Towarzystwa Dobroczynności, Łomżyńskiego Towarzystwa Wioślarskiego czy Ochotniczej Straży Ogniowej, a przede wszystkim ogromnych patriotów.
– Powstanie kościuszkowskie, kolejne powstania, rewolucja lat 1905-1907, gdzie najbardziej z tego pokolenia znany jest Bohdan Winiarski, kiedy młodzież zaskoczyła zaborców strajkiem – nakreślał
Adam Czesław Dobroński kolejne etapy, prowadzące do wolności. – Minusem było to, że ci ludzie później wyjechali z Łomży, bo chcieli studiować, dlatego w roku 1918 w ich ślady poszli kolejni 16 i 17-latkowie: nieprzygotowani, ale rwący się do czynu.
Był wśród nich nieco starszy, bo liczący 20 lat Leon Kaliwoda, wiosną 1917 roku skierowany przez Komendę Główną Polskiej Organizacji Wojskowej do Łomży, w której objął stanowisko komendanta okręgu i 11. listopada 1918 roku zginął podczas rozbrajania Niemców.
– Piłsudski był orędownikiem czynu zbrojnego, ale 10. listopada szybko zorientował się, że powstanie jest zbyteczne – opowiadał prof. Dobroński. – Dlatego zawarł układ, ale nie z Niemcami, tylko z radą żołnierską armii niemieckiej, bo mieli oni już dość wojny i nie chcieli walczyć.
W Łomży miało być podobnie, z tą różnicą, że starosta, hrabia Bismarck negocjował warunki kapitulacji i opuszczenia miasta przez garnizon niemiecki z Komitetem Obywatelskim. W tym samym czasie dochodziło też do pojedynczych przypadków rozbrajania Niemców, np. w urzędzie powiatowym, ale zawiodła koordynacja i doszło do wymiany ognia grupy peowiaków Kaliwody z patrolem wojskowym na ul. Sienkiewicza, a następne do innych walk, choćby w obecnej siedzibie muzeum, czego efektem było pięć ofiar śmiertelnych po stronie polskiej, w tym też Leon Kaliwoda.
– Może zawiodły go nerwy, może chciał dać przykład swym ludziom – mówił prof. Dobroński. – Wyszedł naprzeciwko Niemców, zawołał coś po niemiecku i strzelił w powietrze. A oni, jak na żołdaków przystało, od razu odpowiedzieli salwą. (…) Jak więc widać Łomża była miastem nietypowym w listopadzie 1918 roku i pozostała nim również w 20-leciu międzywojennym, kiedy to rywalizowały w niej obóz narodowy, wspierany przez diecezję oraz sanacja, obóz piłsudczykowski. Oba były arcypolskie, ale prowadzone zbyt konfrontacyjnie wobec siebie, przez co cierpiało miasto – podsumowuje historyk.
Wojciech Chamryk