Łomżyniacy oddają hołd Powstaniu Warszawskiemu 1944
Grupa młodzieży upamiętniła na Starym Rynku w Łomży 74. rocznicę wywołania w stolicy okupowanej Polski Powstania Warszawskiego. Pośrodku pierzei wschodniej stanęli twarzą do palącego słońca w pozycji na baczność z flagami Polski biało-czerwonymi i zielonymi ONR-u, po lewej stronie mając długi i szeroki banner biało-czerwony z czarnym napisem: „Powstanie Warszawskie 63 dni chwały – pamiętamy”, a po prawej także biało-czerwony materiał z herbem Polski i herbem Łomży. O godzinie 17. na pamiątkę godziny W w Warszawie 1944, wyła syrena alarmowa, po czym młodzi skandowali: „Cześć i chwała Bohaterom”, „Narodowe Siły Zbrojne”, „Niech żyje Armia Krajowa”. Przemówienie o roli powstania wygłosił Paweł Zawistowski, potem zebrani ustawili się w znak PW.
Powyżej opisana krótka chwila zadumy nad tragiczną i krwawą przeszłością trwała około 5 minut. W krótkiej mowie Paweł Zawistowski stwierdził, że powstańcy chcieli udowodnić przynależność Warszawy do Polski, zacząć nowe życie bez obawy przed łapanką i wywózką do obozu, że barykad bronili zwykli warszawiacy i elity. Młodzieniec przypomniał postać ostatniego żyjącego uczestnika Powstania Warszawskiego z Łomży – majora Mieczysława Bruszewskiego, ps. „Pudel”. 21-letni wówczas łomżyniak z rodzinnego miasta uciekał do Warszawy w obawie przed aresztowaniem za kradzież broni z magazynu przy Polowej, o czym Niemcom doniósł volksdeutch. Powstanie zastało go znienacka w tajnej drukarni w piwnicy Domu Fukiera na Starym Mieście, skąd po 4 tygodniach walk przedzierał się kanałami do Śródmieścia. Pokiereszowany odłamkami, ledwo co przeżył, a za czyny bohaterskie był odznaczony orderem Virtuti Militari. 95-letni major żyje w Łomży do dzisiaj.
Początkowo trudno było z kilkudziesięciu osób ustawić kotwicę Polski Walczącej, jednak się udało.
Mirosław R. Derewońko