Miodobranie
Rezerwat Czarnia to dziś relikt Puszczy Zielonej ograniczony do 86 ha. Tutaj w 1962 roku Zygmunt Dudo uwiecznił dla Muzeum w Łomży, dwie ostatnie sosny bartne sprzed ok 300 lat: widoczny podłużny otwór to wejście do barci w żywej sośnie. Niestety, dziś pracę bartnika kurpiowskiego możemy zobaczyć tylko na rysunku, np. prezentowanym obok z 1881 roku. Na szczęście zamiast domysłów, rysunek uzupełnia autentyczna relacja Zygmunta Glogera z miodobrania pod Łomżą, opisana w Encyklopedii Staropolskiej: -”..u krewnej w Mężeninie.. bory były rozległe.. a w nich, co paręset kroków szumiała sosna, zwana „barcią”. Bartników w tym majątku nie było, tylko przyjeżdżali dwa razy w roku z puszczy nowogrodzkiej.. Na wiosnę podmiatali pszczoły z zimy, t.j. oczyszczali barcie.. we wrześniu przybywali na główne miodobranie”.. Bartnik Maciej z bratem do pomocy.. nazajutrz od rana byli w lesie”.. a dzieci z majątku niecierpliwie czekały na przechadzkę do barci. Hukając w gęstym boru odnajdywały ich pracujących: Maciej przyszedł z „leziwem” czyli mocnym sznurem z nawleczoną nań ławeczką. Zarzucał połowę sznura dookoła sosny, a lewą robił pętlę czyli „strzemię” do włożenia nogi, następnie drugą połowę zarzucał wyżej, by zrobić tam drugie strzemię. ”Sznur obciążony z jednej tylko strony drzewa, nie mógł ześlizgnąć się po chropowatej korze, a bartnik tymczasem z dziwną zręcznością odwiązując strzemię dolne, robił z niego nowe ponad sobą i tak szedł coraz wyżej i wyżej, podobny z dala do muchy, siedzącej na boku świecy.. a nam biły serduszka z obawy, żeby Maciej nie spadł. Ale on siedział już na ławeczce swego leziwa, oparłszy się nogami o sosnę i gospodarował bezpiecznie w barci jak u siebie w izbie.. Wciągał podawane mu: króbkę na plastry, wąklicę z podkurem i nóż długi, obosieczny.. Podziwialiśmy jego względem pszczół odwagę, bo nigdy sitkiem głowy, a rąk rękawicami nie osłaniał, kark tylko miał osłonięty włosami, ponieważ starsi Kurpie nosili wówczas długie włosy, na karku podwinięte…Maciej wynagrodzenie miodem otrzymywał..”