Ucieczka przed czadem. Piece elektryczne zamiast kaflowych
Nastolatka z podejrzeniem zatrucia czadem w szpitalu, jej rodzina noc musiała spędzić poza domem, a sąsiedzi z pięciu mieszkań musieli wygasić piece i na razie nie wiadomo kiedy będą mogli w nich ponownie rozpalić. W czwartek w jednym z bloków przy ul. Spokojnej w Łomży przed tragedią mieszkańców uratowały zamontowane czujki czadu. Rok temu takich czujek tam nie było i zginęła tam 80-letnia kobieta, a dwie 14-letnie dziewczynki w ciężkim stanie trafiły do szpitala w Warszawie. Blok należy do miasta Łomża. Już od lat administrujące nim Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej zabiegało o podłączenie go i dwóch sąsiednich, także komunalnych, w których w sumie mieszka około 70 rodzin, do miejskiej sieci ciepłowniczej. Dopiero po ubiegłorocznej tragedii, gdy MPGKiM ponownie wystąpił do MPEC i prezydenta miasta, władze postanowiły, że bloki będą połączone do ciepłowni miejskiej, ale dopiero po tej zimie.
Przed rokiem przyczyna tragedii był nieprawidłowo działający piec kaflowy i instalacja wentylacyjna. Co było przyczyną obecności tlenku węgla, w tym samym mieszkaniu wczoraj na razie nie wiadomo. Czujki czadu w mieszkaniu załączyły się wczoraj dwukrotnie. Pierwszy raz po godzinie 14, drugi około 19.00.
- Za pierwszym razem nastoletnia dziewczyna uskarżała się na bóle głowy więc została zabrana do szpitala na badania i obserwację – mówi st. bryg. Jan Chludziński zastępca komendanta PSP w Łomży. - Za drugim razem, gdy jednostka straży przyjechała na miejsce, nasze urządzenia wskazywały na obecność czadu w mieszkaniu. Przez około dwie godziny, wraz z administratorem strażacy szukali przyczyny zaczadzenia, ale nic tam nie było widać. Dlatego zdecydowano, że lokal trzeba opuścić, a rodzina z tego mieszkania noc spędzi poza nim. We wszystkich innych mieszkaniach na całej klatce schodowej polecono wygasić piece. Administrator ma sprawdzać wszystkie instalacje kominowe i wentylacyjne, bo ten czad skądś tam się wziął – mówi komendant.
Zamiast kaflowych elektryczne
Arkadiusz Kułaga, dyrektor MPGKiM, mówi, że wobec nieznanej przyczyny zaczadzenia podjęto już decyzję, że we wszystkich tych mieszkaniach w całej klatce schodowej zostanie uruchomione zastępcze ogrzewanie elektryczne. Jak mówi dyrektor trzeba będzie pociągnąć tam nowe instalacje elektryczne.
- Dziś zaczynamy prace. Jutro będziemy w mieszkaniach montować piecyki elektryczne, aby jak najszybciej mieszkańcy znów mieli ciepło – mówi Kułaga.
Koszty dokładne nie są znane, na pewno wyniosą powyżej 10 tys zł, ale – jak podkreśla dyrektor - pieniądze w tym wypadku nie są tak istotne.