Przejdź do treści Przejdź do menu
piątek, 26 kwietnia 2024 napisz DONOS@

Jak w PRL-u pod Łomżą wioskę artystyczną budowano

Główne zdjęcie
Henryk Gała

Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku komunistyczne władze ówczesnego województwa łomżyńskiego zaczęły wprowadzać w życie utopijny pomysł stworzenia w Drozdowie artystycznej wioski, zamieszkanej przez pisarzy i artystów. Miała być ona dowodem na prężny rozwój kultury w nowym województwie i zarazem osłabić pamięć o Lutosławskich. – To była idea straszna i jak to poszło w kraj, trzeba się było z tego tłumaczyć – mówi pisarz i poeta Henryk Gała. – Jak pojawiałem się w Warszawie na jakimkolwiek zebraniu to mnie zahaczali: od nieznajomych aż po pana Józefa Hena, który mówił: jakim prawem wy tam dostajecie wszystko?! Tłumaczyłem mu, że co prawda to jest hen, daleko od Warszawy, ale tam też niczego się za darmo nie dostaje. Myślę, że mogło też trochę chodzić o przykrycie tradycji i historii Lutosławskich, tak związanych z Drozdowem. Przecież przysłanianie różnych spraw związanych z Lutosławskimi czy Romanem Dmowskim, na którego był zapis cenzorski, było wtedy na porządku dziennym.

W maju 1976 r. wojewoda Jerzy Ziętara w czasie imprezy literackiej na Dniach Kultury Staropolskiej wystosował apel do artystów i literatów, zapraszając ich do osiedlania się w Łomży i jej okolicach. Pomysł ten ewoluował, by w końcu przybrać formę artystycznej wioski, na siedzibę której wybrano Drozdowo.
– Nie dam głowy czy tej wioski artystów w Drozdowie nie wymyślił któryś z łomżyńskich administracyjnych czempionów, żeby poszło w kraj, że robią w województwie coś tak fantastycznego – wspomina Henryk Gała. – To była idea, która narodziła się gdzieś pomiędzy Urzędem Wojewódzkim a kimś z literatów, bo przecież wojewoda łomżyński zapraszając tu artystów nie sformułował tego tak, że zaprasza ich konkretnie do Drozdowa. Nie przyjąłem tego nigdy do wiadomości i zawsze zwalczałem. Już fakt, że zdeklarowało tutaj obecność czterech pisarzy, to już to dla mnie było prawie nie do przyjęcia. Czterech pisarzy we wsi?! To mi przypominało odwiedziny u pewnych wrocławskich literatów, którzy przenieśli się do innego miasta i dostali mieszkania w jednym bloku. I w kapciach odwiedzali się i pili wódkę. Na szczęście nie wszyscy pracowali w jednej redakcji. I coś podobnego groziło mi też tutaj.
Jednak z różnych powodów Henryk Gała pozostał do dziś jedynym artystą mieszkającym w Drozdowie – drugim był w latach 1982 -91 malarz i muzyk Andrzej Cwalina.
– Główny inicjator tego pomysłu Dionizy Sidorski nigdy się tu z Białegostoku nie przeprowadził, bo coś mu nie odpowiadało – mówi Henryk Gała. – Podobnie  jak Andrzej Jastrzębiec –Kozłowski i Piotr Kuncewicz. Pierwszy przyjeżdżał tu czasem ze swoją nową, młodziuteńką żoną i tylko jedną noc spędził w swoim domu. Chyba tylko po to, żeby poczuć się jego właścicielem, bo zwykle nocował u nas, albo później w pokojach gościnnych w muzeum, kiedy już sprzedał ten dom. Piotr Kuncewicz do końca życia tutaj nie przyjechał, czasem spotykaliśmy się w Warszawie, gdzie był prezesem Związku Literatów Polskich, a później też Wielkim Mistrzem loży masońskiej Wielki Wschód Polski,  jednak tematu naszego drozdowskiego sąsiedztwa nigdy nie poruszałem . Ale jak mi mówiła jego żona, całe życie marzył, żeby tu zamieszkać, choćby na jakiś czas i napisać pewną książkę czy esej. Ale nigdy mu się to nie udało. Wszystko to było takim papierowym ogniem, słomianym zapałem tych ludzi. Bo władze poszły na wszystkie ustępstwa i nie chciały stawiać warunków, np., że nie może być więcej jak dwóch pisarzy i jeden plastyk na wieś, bo chciały tu przyciągnąć jak najwięcej takich ludzi, nie tylko lekarzy czy nauczycieli.
Wobec niechęci pisarzy do osiedlania się w Drozdowie na stałe władzom nie udało się też zrealizować planu usunięcia ze świadomości ludzi nie tylko Lutosławskich, ale również mieszkającego pod koniec życia w Drozdowie Romana Dmowskiego.
– Sam, o tym, że Dmowski spędził w Drozdowie koniec życia, dowiedziałem się zupełnie przypadkowo od reporterki Krystyny Jagiełło, która przyjechała tu opisywać łomżyński casus kulturalny – podkreśla Henryk Gała. – Wiedziałem o Dmowskim tylko tyle, co wspomniał o nim mój ojciec, że był endekiem. Myślę jednak, że ta przesłona została gdzieś zupełnie z boku, na marginesie, w kulisach tych działań. Bo wtedy dla władz liczyło się przede wszystkim to, co rano napisze o ich sukcesach „Trybuna Ludu”. A Drozdowo, pozostało sobą, wsią rolników, plantatorów warzyw, w której jeden pisarz, nawet poeta, jest do przyjęcia.

Poronione pomysły i Muzeum Przyrody
W tle nierealnych wizji artystycznej wioski w Drozdowie przewijał się też, będący od początku lat 80. własnością Skarbu Państwa, dawny dworek Lutosławskich. Władze początkowo chciały stworzyć w nim dom pracy twórczej dla pisarzy, by jeszcze bardziej podkreślić artystyczny wymiar inicjatywy wioski zamieszkanej przez literatów.
– Kiedy Związek Literatów Polskich zrezygnował z pomysłu domu pracy twórczej w Drozdowie, miejscowe władze nie wiedziały, co z tym fantem – wyremontowanym budynkiem dworku, parkiem, zrobić – wspomina Henryk Gała. –  Najpierw pojawiła się idea domu opieki społecznej, którą wybiłem z głowy ówczesnemu wicewojewodzie, tłumacząc mu, że przecież trzeba będzie wybudować windę, na co może się nie zgodzić konserwator zabytków, no i kostnicę w parku. To go tak zmierziło, że zrezygnował. I wtedy w Komitecie Wojewódzkim PZPR ktoś wpadł na pomysł, że można tu zrobić muzeum łomżyńskiego ruchu robotniczego. Kiedy to usłyszałem na posiedzeniu tego komitetu, powiedziałem: no tak, tylko to trochę za duży obiekt, bo jakie są tradycje rewolucyjnego ruchu robotniczego w Łomży? 
W KPP (Komunistyczna Partia Polski – red.) było pięciu członków, w tym jeden Polak i trzech szpicli carskiej Ochrany! Towarzysze nie wiedzieli co na to powiedzieć,  a prowadzący posiedzenie, zmarły niedawno Waldemar Szpaliński, przeszedł do kolejnego punktu obrad i sprawa ucichła. 
Została za to zrealizowana kolejna idea, dzięki której pośrednio w 1984 r. powstało Muzeum Przyrody w Drozdowie. 
– Edward Gierek będąc jeszcze u władzy wymyślił akcję „Wisła”, polegającą na budowaniu tam, regulacji rzeki – mówi Henryk Gała. – I młodzieżowy aktyw łomżyński zaproponował akcję „Narew”, ale nie w sensie regulacji rzeki, na co wpadli w latach 70. specjaliści z Białegostoku, ale żeby zachować jej naturalne walory – czyli akcję zielona Narew. A siedzibę akcji postanowiono umieścić w Drozdowie, w pałacyku. Być może nie ma tego zapisanego w żadnych dokumentach, ale idea Muzeum Przyrody w Drozdowie wyszła właśnie od tej akcji. Władze przyjęły ją z ulgą, że sprawa zostanie załatwiona i pozbędą się kłopotu z niewykorzystanym budynkiem. 

Wojciech Chamryk


 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę