Rekordowo kosztowne zimowe (prze)solenie
- W czasie tej zimy pobiliśmy wszelkie rekordy zużycia soli, ponieważ od grudnia do tej chwili wysypaliśmy jej w Łomży na drogach i chodnikach aż 1 600 ton – martwi się Arkadiusz Kułaga, dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży, które jest odpowiedzialne za stan czystości ulic i ciągów komunikacyjnych w mieście. Zdaniem dyrektora MPGKiM, tak znaczna ilość zużytej do posypywania dróg i chodników w Łomży soli to bardzo ważny wyznacznik kosztów całej akcji zimowej. - W ślad za tym idą ogromne ilości paliwa i nadliczbowych godzin pracy ludzi przy mechanicznym i ręcznym odśnieżaniu – wyjaśnia Arkadiusz Kułaga.
- Od dwunastu lat zajmuję się akcją zimową, ale nie było jeszcze tak męczącej pod względem ilości i długotrwałości opadów śniegu. - mówi dyrektor MPGKiM. - Tylko w styczniu zakup soli, której tona kosztuje około 260 zł, oznacza dla miasta wydatek prawie 600 tys. zł! Niewiele już z tych solnych pryzm zostało nam na luty...
Łomżyńscy drogowcy przyjęli założenie, że czarne mają być nie tylko drogi krajowe, przebiegające przez miasto, tak jak ważne dla tranzytu Zjazd czy Wojska Polskiego. Są również takie, które z punktu widzenia funkcjonowania mieszkańców mają nie mniejsze znaczenie: al. Legionów, Piłsudskiego czy Przykoszarowa. Oprócz tego, najważniejsze szlaki posypywane są mieszanką piaskowo-solną. Tona piasku to koszt rzędu kilkunastu złotych, ale mieszanka wzmacniana jest w jednej dziesiątej solą. Niestety, w tym tygodniu po raz czwarty od okresu przed Bożym Narodzeniem wyjątkowo śnieżna zima ruszyła ponownie do ataku. Wszystkie służby piesze i zmechanizowane MPGKiM przez 56 godzin non stop były na nogach.
- Ludzie są niesamowicie wymęczeni po prawie trzech dobach w systemie 12 godzin w pracy, 12 godzin odpoczynku – ubolewa dyrektor Kułaga. - Pracowali na pełnych obrotach, pługi i piaskarki jeździły na okrągło, co pociąga duże koszty paliwa i czasu pracy. Przy takim zaśnieżeniu i ujemnych temperaturach nie ma nawet mowy, żeby łatać dziury w jezdniach. Nie poradziłby sobie recykler, natomiast masa na zimno w ogóle nie znalazłaby zastosowania. Wprawdzie nie widzę powodów do paniki, ale nie mam też wątpliwości, że to był wyjątkowo trudny i kosztowny sezon. I właściwie ciągle jeszcze jest, bo kalendarzowa zima trwa do 21 marca. A wiadomo: w marcu jak w garncu... Niechby wreszcie słońce zaświeciło wyżej.
Mirosław R. Derewońko