10 lat łomżyńskiej „Arki” dla zwierząt
- Już od dziecka bardzo kochałam psy, zawsze był jakiś w domu – mówi Bożena Jarząbek, kierownik schroniska „Arka”. – Poza tym dokarmiałam wszystkie bezdomne psy, opiekowałam się nimi, szukałam im nowych właścicieli. W końcu poznałam ludzi, którzy tak jak ja kochają zwierzęta i pomagają im. I razem założyliśmy Łomżyńskie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami. Od początku staraliśmy się, żeby w Łomży powstało schronisko dla zwierząt z prawdziwego zdarzenia. To było naszym marzeniem, do tego dążyliśmy i w końcu się udało. 2 października minie 10 lat od powstania schroniska „Arka”. W tym okresie ponad 2500 psów zostało adoptowanych i znalazło nowych właścicieli.
Zanim jesienią 2002 r. powstało schronisko, Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży prowadziło w tym samym miejscu – przy ul. Wojska Polskiego – tymczasowy punkt przetrzymywania bezpańskich zwierząt. ŁTOZ przejęło schronisko w drodze przetargu i prowadzi je nieprzerwanie już od 10. lat.
– Najpierw byłam wolontariuszem– wspomina Bożena Jarząbek. – Jeszcze za czasów MPGKiM przyjeżdżałam tu i karmiłam psy, poiłam, wyprowadzałam je na spacery, pomagałam sprzątać. Kiedy ŁTOZ przejęło schronisko zaczęłam w nim pracować, a w roku 2006 zostałam kierownikiem. W 2002 roku nic tu nie było. Były tylko trzy klatki, dwa wybiegi i kilkanaście bud. I powoli, nie mając pieniędzy, dzięki darowiznom zrobiliśmy najpierw prowizoryczne boksy tylko z siatki. Najwięcej się zmieniło w schronisku jak zaczęliśmy dostawać pieniądze z 1 %. Wtedy wszystko ruszyło, schronisko zaczęło się zmieniać. Powstały nowe boksy, szpitalik, kwarantanna, kącik dla szczeniąt, a stare boksy zostały zmodernizowane i ocieplone. Te w najgorszym stanie zostały zlikwidowane, a na ich miejscu powstały nowe.
Schronisko wciąż się rozbudowuje, ponieważ ciągle przybywa bezpańskich zwierząt, które właściciele wyrzucają i porzucają, najczęściej w okresie urlopowo – wakacyjnym. Po spełnieniu odpowiednich procedur – bezpański pies musi być najpierw zgłoszony do Urzędu Miasta, który wystawia schronisku wniosek na jego odłowienie – błąkające się zwierzęta trafiają do „Arki”. Staje się ona ich drugim domem, w którym znajdują troskliwą opiekę. Najczęściej na krótko, ale czasem na lata lub do końca życia, bo nie wszystkie psy znajdują nowych właścicieli. Pomiędzy październikiem 2002 r. a wrześniem tego roku przybyło do schroniska 3024 psów, z czego adoptowano aż 2555 psów,
– Ludzie wciąż pozbywają się psów, ale jednocześnie coraz więcej psów idzie do adopcji – ocenia Bożena Jarząbek. – Był taki okres, że od lutego do czerwca tego roku przybyło rekordowo mało psów. Ale już w lipcu było ich aż 25, a w sierpniu 26. Kiedy przychodzą wakacje ludzie bezmyślnie wyrzucają psy – trafiają do nas nawet pieski rasowe, jak shih tzu, a niedawno ktoś podrzucił na dach boksów yorka – nawet w szeleczkach. Dlatego w tej chwili mamy w schronisku około 160. psów, kiedy na początku roku było ich 140. Na szczęście cały czas są adopcje. Staramy się wybierać ludzi odpowiedzialnych, porozmawiać z nimi, zorientować się, jakie pies będzie miał warunki u nowych właścicieli. Trafiają się też adopcje nawet z odległych miast: Krakowa, Poznania, często przyjeżdżają ludzie z Warszawy. Znajdują zdjęcia na naszych stronach, piesek im się spodoba, umawiają się i przyjeżdżają. A człowiek, który przyjedzie po psa z drugiego końca Polski, na pewno dobrze go potraktuje. Nawet jeśli jakiś pies nie znajdzie nowego domu ma zapewnione w schronisku dożywocie. Na przykład sunia Morela jest u nas już od 2003 roku. Psy nie są tu usypiane, poza nielicznymi przypadkami nieuleczalnych chorób, kiedy weterynarz stwierdzi, że nic się nie da już zrobić.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk