Strażacy ćwiczą przed Euro 2012
Autobus wiozący 46 kibiców, obcokrajowców różnych narodowości, zderzył się czołowo z cysterną gazu na budowanej obwodnicy Zambrowa. Mało tego: w cysternę uderzył samochód osobowy. Trasa z Białegostoku do Warszawy była od godziny 10.13 zablokowana do południa. Trzy osoby „zginęły”, a pozostałe zostały z „ciężkimi obrażeniami” odwiezione karetkami i przetransportowane śmigłowcami do szpitali podczas ćwiczeń, jakie zorganizowała Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.
Głównodowodzącym akcji przed Euro 2012 był brygadier Robert Wierzbowski, naczelnik wydziału operacyjnego KW PSP.
- Dzięki współpracy z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad mamy idealny teren do ćwiczeń i likwidacji skutków zdarzeń, do jakich może dojść również w wielu innych sytuacjach. To część przygotowań służb ratowniczych województwa podlaskiego do spodziewanego zwiększonego ruchu drogowego i tranzytu osób po drogach krajowych w okresie turnieju UEFA EURO 2012.
Minuty grozy biegną błyskawicznie...
Tylko sztab organizacyjny ćwiczeń i około 30 obserwatorów z komend PSP wszystkich powiatów Podlaskiego wiedzieli – chociaż bez szczegółów przebiegu tragicznego zdarzenia - „co się święci”. Malujący wiadukt robotnik miał zawał serca, kubły z farbami spadły na przednią szybę cysterny, której kierowca stracił widoczność i panowanie nad wielotonowym pojazdem. Jednocześnie nastąpiło rozszczelnienie cysterny i zapalił się wieziony gaz. Zawał serca jednego człowieka uruchamia całą lawinę tragicznych zdarzeń.
Po pięciu, sześciu minutach dojeżdżają z Zambrowa na sygnale dwa wozy bojowe i wóz operacyjny strażaków. Działają w realu, być może, zaskoczeni taką ilością gapiów w odblaskowych, cytrynowych kurtkach. Nie mają chwili na dłuższe rozmyślania, dlatego mijają z wyciem syren miejsce zdarzenia i zatrzymują się około 100 metrów dalej, żeby przeciąć bariery oddzielające pasy jezdni.
W tym czasie zakrwawieni ranni (pozoranci) z połamanymi rękami i nogami wołają w różnych językach o pomoc. „Help me! Help me!” - rozlega się angielskie wołanie z różnych stron, przemieszane z rosyjskimi „Pomoszczi!”. Oprócz kilku pierwszych strażaków w hełmach i maskach, wśród ofiar poruszają się ratownicy medyczni. Czerwonymi i żółtymi opaskami oznaczają skalę obrażeń – czerwone sygnalizują pierwszeństwo w przeniesieniu do lub w pobliże karetek lub śmigłowców startujących z Suwałk, Warszawy i Białegostoku.
… ale chaos daje się opanować
Strażackich wozów bojowych przybywa. Po niespełna godzinie są już jednostki, między innymi, z Łomży, Wysokiego Mazowieckiego, Grajewa, Siemiatycz, Bielska Podlaskiego i Białegostoku. Łącznie do akcji przystępuje około 60 osób, nie licząc załóg trzech ambulansów, co dopiero wtedy pozwala opanować panujący na początku wypadku wszechobecny chaos. Przecinają blachy samochodu osobowego nożycami hydraulicznymi, wyciągają rannych także z kabiny cysterny i z autobusu. W kilku na noszach lub rękach przenoszą ofiary wypadku w bezpieczniejsze miejsce.
- Początkowo chaos rzeczywiście panuje również w realnych sytuacjach, gdy nadjeżdżają pierwsze jednostki, a rannych jest kilkakrotnie więcej niż ratujących – przyznaje starszy kapitan Marcin Janowski, rzecznik prasowy KW PSP. - Strażacy najpierw sami muszą zorientować się, co się faktycznie zdarzyło i ocenić zagrożenie na miejscu. Muszą też z ratownikami medycznymi posegregować rannych, aby najbardziej potrzebującym udzielić jak najszybciej pierwszej pomocy i przetransportować ludzi do szpitala.
Jednocześnie, jakby za kulisami tego wstrząsającego scenami i mrożącego krew w żyłach drogowego teatru, działają ludzie w policji, szpitalach, pogotowiu ratunkowym i straży granicznej, ustalającej dane obcokrajowców.
Mirosław R. Derewońko
Fot. Marek Maliszewski