Wystarczająco mało
Wcale nie trzeba wielkiego poparcia, by zostać radnym Łomży. Historia pokazuje, że czasami wystarczy mieć farta. W składzie obecnej Rady Miasta zasiada osoba, którą poparło tylko 35 wyborców, a poprzedni rekordzista zdobył jeszcze o jeden głos mniej.
W obecnej kadencji „rekordzistą” jest Zbigniew Szewczyk. Aby zostać radnym wystarczyło mu poparcie 35 wyborców i... Marcin Sroczyński. Obaj w listopadzie 2006 roku ubiegali się o mandat radnego w okręgu wyborczym nr 3 z listy Komitetu Wyborczego Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego, czyli z tego samego z którego o reelekcję w 2006 roku ubiegał się prezydent Łomży Jerzy Brzeziński, którego Sroczyński był wówczas zastępcą. Sroczyński, którego poparło wówczas 360 osób mandat radnego zdobył (jako jedyny z ChRS-u, bo ta sztuka nie udała się ani Brzezińskiemu, ani Choińskiemu), ale gdy Brzeziński wygrał dogrywkę w wyborach prezydenckich, wybrał funkcję zastępcy prezydenta, a nie radnego. Zwolnione miejsce zajął kolejny pod względem liczby zdobytych głosów z listy czyli Zbigniew Szewczyk. I wystarczyło mu tylko 35 głosów wyborców.
Podobnie w szczęśliwy sposób cztery lata wcześniej radnym miasta został Paweł Augustyniak. Jego wynik to 34 zdobyte głosy, a bycie radnym zapewnił mu system wyborczy i rewelacyjny wynik Zbigniewa Lipskiego - „jedynki” Koalicyjnego Komitetu Wyborczego Sojusz Lewicy Demokratycznej - Unia Pracy w okręgu nr 4. Lipski zdobywając niemal 1,5 tys głosów poparcia zdeklasował rywali i dzięki sposobowi przeliczania głosów (system d'Hondta) do Rady „wciągnął” kolegów – Zbigniewa Szponarskiego, którego poparło 63 wyborców i Pawła Augustyniak z wynikiem 34 głosów.
Zatem, aby zostać radnym Łomży niekoniecznie trzeba mieć za sobą poparcie setek... Wystarczy być na odpowiedniej liście. I najwyraźniej wielu to zrozumiało. Choć do wyborów samorządowych zostało 10 miesięcy przedstawiciele łomżyńskich struktur najważniejszych partii PO i PiS przyznają, że listy wyborcze mają już niemal zamknięte. To „niemal” oznacza, że być może jeszcze gdyby ktoś „zacny” chciał to miejsce by się znalazło, ale chętnych na listy – jak przyznają działacze partyjni zarówno z PO i PiS – tym razem jest wyjątkowo dużo.