Bohaterowie z SP 5
Czworo pracowników Szkoły Podstawowej nr 5 w Łomży przeżyło dużo stresujących emocji, jak w filmie sensacyjnym. Wszystko potoczyło się szybko w poniedziałkowe popołudnie, gdy Krzysztofa Żebrowska zobaczyła na schodach wejściowych mężczyznę z dzieckiem. - Siedział skulony, jak w przysiadzie, myślałam, że zasłabł - opowiada szatniarka. - Mówił, że przyjechał po drugiego syna. Pytałam, czy wezwać karetkę. Nie chciał, więc pobiegłam dzwonić do jego żony. Chciał młodszego zaprowadzić do samochodu na parking. Szedł chwiejnie, a przy konserwatorze stracił przytomność.
W czasie zasłabnięcia mężczyzny na schodach konserwator Michał Wysmułek był na dziedzińcu w pobliżu. Jeden z rodziców, widząc jak mężczyzna próbuje wejść do auta, przytrzymał drzwi, aby nie mógł ruszyć. - Wtedy mężczyzna padł na mnie, od razu ułożyłem go w pozycji bocznej - wspomina Pan Michał. Sprawdził, czy drogi oddechowe są drożne, zaczął robić wdechy, 30 ucisków na klatkę. W "Piątce" pracownicy mieli przed pandemią szkolenie z udzielania pierwszej pomocy.
- Pierwszy raz coś takiego nam się przydarzyło w szkole. Straszne przeżycie - oceniają zgodnie. - Widzieliśmy, że mężczyzna przestał oddychać, położyłam mu kamizelkę pod głową, zabrałam malca do szkoły, a Michał krzyknął do koleżanki Renaty, aby biegła po wuefistów - relacjonuje Pani Krzysztofa, która od żony mężczyzny usłyszała w rozmowie telefonicznej, że około 40-latek miał problemy z sercem. W tym czasie rodzic, który przytrzymał drzwi auta, zadzwonił pod nr 112 o wysłanie karetki. - Nie wydalibyśmy ojcu w tak słabym stanie dziecka do zabrania ze szkoły - uprzedza pytanie szatniarka.
Na parkingu leżał człowiek
Jak w każdy poniedziałek o godzinie 14. 45 nauczyciel wychowania fizycznego Radosław Jemielity skończył lekcje i odprowadził dzieci do szatni i świetlicy, m.in., starszego syna Pana, który zasłabł. Wuefista wrócił do pokoju nauczycieli przy sali gimnastycznej. - Nagle Renata wbiegła i od progu krzyczy, "człowiek leży na podwórku nieprzytomny" - opowiada z przejęciem Marcin Łebkowski, nauczyciel wuefu, z którym w pokoju był Pan Radek. - Wybiegliśmy pędem korytarzem do wyjścia.
- A na parkingu leżał człowiek, nieruchomo, oczy w słup, szklane, mętne, zero reakcji, spuchnięty... - opisuje wydarzenie Pan Marcin. Wuefiści zaczęli na zmianę prowadzić akcję reanimacyjną przez - jak oceniają po dwóch dniach, bo nikt tam na zegarek nie patrzył - kilkanaście, a może i z 20 minut. - To nie to samo co ćwiczenie na fantomie, że kilka powtórzeń i pacjent niby zaczyna oddychać. W rzeczywistej sytuacji mijała minuta, dwie, 5, 10, a człowiek oddechu nie odzyskuje. Aż nagle zaczął z wielkim trudem łapać pojedyncze oddechy, tak jak próbuje złapać powietrze topiący się człowiek.
Po przyjeździe karetki około godziny 15. ratownicy prosili nauczycieli o kontynuację masażu serca, zajmując się przygotowaniem i wykonaniem zastrzyku oraz użyciem defibrylatora, do pobudzenia komórek mięśnia sercowego.
- Poczuliśmy ulgę, że serce ojca jednak ruszyło - dzielą się emocjami i wspólnymi przeżyciami w środę przed "Piątką". W poniedziałek było tutaj kilkoro dorosłych, i to też rodziców. Żaden nie pospieszył mężczyźnie na schodach z pomocą. Jakby jego los był obojętny.
Trzeba reagować od razu
Za chwilę przyjechała druga karetka, tym razem z lekarzem. - Łańcuch przeżycia został zachowany - komentuje historię z poniedziałku w środę, 27. X. 2021, dr Mikołaj Czajkowski, który zjawił się z 2. karetką. Chwali pracowników i nauczycieli SP nr 5 za szybkie i zdecydowane działania.
- Dzięki aktywnym świadkom tego zdarzenia, krążenie krwi w mózgu nie zostało przerwane - mówi lekarz z z ponad 20-letnim doświadczeniem w Pogotowiu Ratunkowym w Łomży. - Prawidłowo wtłaczali powietrze ze swoich ust do ust nieprzytomnego mężczyzny, a potem mocno uciskali go w okolicach mostka 30 razy i ponawiali resuscytację. Obaj nauczyciele do przyjazdu karetek oddychali za ojca jednego z uczniów. Było to bardzo ważne dla przeżycia rodzica, gdyż nie stali z założonymi rękami.
Po pięciu, sześciu minutach bez dopływu krwi i dostarczania tlenu mózg stałby się martwy, dlatego dr Czajkowski apeluje, aby świadkowie zdarzeń reagowali błyskawicznie.
Patryk Wityński w 2012 r. jako 17-letni uczeń III LO w Łomży i członek Grupy Ratowniczej Nadzieja, na przystanku podjął akcję, żeby nieprzytomnego 70-latka podtrzymać przy życiu do przyjazdu karetki reanimacyjnej.
W 2009 r. Jakub Domaszewski, wówczas 14-latek z GRN, wezwał karetkę na pomoc do duszącej się i tracącej przytomność babci, udrożnił jej drogi oddechowe, przywrócił samoistny oddech i ułożył ją w bezpiecznej pozycji. Lekarze stwierdzili, że dzielny Kuba w ten sposób uratował babci życie.
W 2016 r. Jarosław Semeniuk, wówczas 27-letni stażysta w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej w Łomży, uratował 70-letnią interesantkę, która zasłabła i przestała oddychać. Przywrócił ją do życia.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146
Uratował kobietę i... nie czuje się bohaterem