Stadion na Zjeździe odczarowany
Dokładnie 715 dni drużyna ŁKS-u Łomża nie zaznała goryczy porażki na własnym boisku w meczu ligowym. Udaną serię przerwała niestety ekipa MKS-u Korsze, która w spotkaniu 14. kolejki III ligi okazała się minimalnie lepsza wygrywając 2:1.
Chyba nikt w Łomży nie spodziewał się, że ŁKS może przegrać w starciu z przedostatnią ekipą trzecioligowych rozgrywek. Do tej pory podopieczni trenera Mirosława Dymka u siebie mieli znakomity bilans 6 zwycięstw i 1 remisu i wszystko wskazywało na to, że zostanie on jeszcze poprawiony. Sobotnie spotkanie rozpoczęło się podobnie to tych, które kibice w Łomży mogli oglądać przez całą rundę jesienną. ŁKS starał się długo utrzymywać przy piłce, a goście ustawieni nieco z tyłu liczyli na kontrataki. I już w 3. minucie oddali pierwszy groźny strzał na bramkę Krzysztofa Myślińskiego, na szczęście niecelny. W odpowiedzi duet najaktywniejszych zawodników ŁKS-u, Patryk Szymański i Michał Hryszko próbował zaskoczyć golkipera z Korsz, ale i tym razem się nie udało.
W 21. minucie powinno być 0:1. Michał Miller popisał się pięknym lobem na zbyt wysuniętym z bramki Myślińskim, ale w ostatniej chwili piłkę wybili obrońcy. Ta niestety trafiła z powrotem pod nogi napastnika z Korsz, który strzelił mocno z 5 metrów. Wspaniałą paradą popisał się jednak Myśliński odbijając piłkę do boku. Ta sytuacja mocno poddenerwowała łomżan, którzy odpowiedzieli najlepiej jak się da. W 29. minucie po podaniu od Łukasza Adamskiego Hryszko precyzyjnym uderzeniem pokonał Michała Krupiczojcia. Po tym golu nasi piłkarze chcieli pójść za ciosem, ale w kilku sytuacjach zabrakło precyzji. Od 37. minuty zaczął się jednak dramat ŁKS-u. Wtedy to Adamski został ukarany czerwoną kartką za kopnięcie rywala bez piłki. Chwilę później doszło do niecodziennego wydarzenia. Mecz został przerwany z powodu... gęstej mgły. Po długich naradach organizatorzy wraz z obserwatorem z ramienia związku oraz trenerami obu ekip uznali, że dokończenie spotkania nastąpi w niedzielę.
Jak się później okazało lepiej noc przespali goście, którzy wyszli na boisko bardzo zmobilizowani. Już trzy minuty po wznowieniu gry Paweł Sawicki popisał się ładnym uderzeniem z 20 metrów i doprowadził do wyrównania. Od tej pory zdecydowaną przewagę mieli zawodnicy MKS-u, którzy w drugiej połowie oddali kilka groźnych strzałów na bramkę Myślińskiego. Łomżanie z racji osłabienia zagrali z kontry, jednak okazji do jej przeprowadzenia nie mieli zbyt dużo. Najlepszą zmarnował aktywny Hryszko, którego strzał w 55. minucie zablokował obrońca. Gdy na boiskowym zegarze była już 91 minuta, obrońcom gospodarzy przydarzył się kolejny błąd. W okolicach pola karnego zostawili bowiem niepilnowanego Piotra Kozłowskiego, który zbiegł ze skrzydła do środka i strzałem w długi róg wpakował piłkę do siatki dając swojej drużynie 3 punkty.
- Uważam, że do sytuacji, w której Adamski dostał czerwoną kartkę, kontrolowaliśmy to spotkanie. Niestety jego nieodpowiedzialne zachowanie spowodowało, że w drugiej, niedzielnej części meczu musieliśmy się bronić i liczyć na kontry. Po raz kolejny popełniliśmy proste błędy w defensywie, które rywale bezlitośnie wykorzystali spowodowały, że przegrywamy kolejny mecz - ocenił Dymek. - Boli bardzo ta porażka bo tracimy bramkę już w doliczonym czasie gry. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak podnieść się szybko i próbować walczyć dalej. Nie jest sztuką zwalanie winy na tego czy innego zawodnika. Jesteśmy drużyną i wspólnie przegrywamy. Musimy pozytywnie zareagować - dodał.
Kolejny mecz łomżanie zagrają w niedzielę, 6 listopada w Olecku, gdzie zmierzą się z Czarnymi. Będzie to mecz z rodzaju tych, które trzeba wygrać. Rywal bowiem do tej pory w 14 meczach zgromadził zaledwie 2 punkty, a bilans bramkowy to 4 zdobyte i aż 46 straconych goli. Nic tylko zwyciężyć i przełamać fatalną passę meczów bez zwycięstwa na wyjazdach...
is