ŁKS przegrał w Radomiu
Kolejny mecz bez zdobyczy punktowej w tym sezonie III ligi mają za sobą piłkarze ŁKS-u 1926 Łomża. W sobotnie popołudnie podopieczni trenera Roberta Speichlera ulegli na wyjeździe Broni Radom 0:1 (0:1).
Łomżanie pojechali do Radomia w mocno osłabionym składzie. W kadrze zabrakło aż trzech podstawowych obrońców - Pawła Wasiulewskiego, Konrada Kamienowskiego i Brazylijczyka Melao. Szkoleniowiec biało-czerwonych musiał więc zestawić defensywę w mocno eksperymentalnym składzie. Na jej środku zagrali dwaj nominalni pomocnicy - Daniel Kacprzyk i Rafał Zalewski, a na bokach wystąpili bardzo młodzi Damian Łazarczyk i Hubert Cendrowski. Była także jedna dobra wiadomość - po kontuzji do pełnej dyspozycji wrócił rozgrywający Marcin Świderski, który pierwszy raz od 24 listopada 2018 roku zagrał od pierwszej minuty. Niestety obecność jednego z bardziej doświadczonych pomocników zespołu z Łomży w tym spotkaniu nie wpłynęła znacząco na poprawę gry ŁKS-u. Bardzo szybko, bo już w 4. minucie po błędzie Mateusza Mocarskiego gospodarze zapoczątkowali akcję ofensywną po której strzałem głową wynik otworzył Przemysław Nogaj. Niedługo później w okolicach linii środkowej ponownie fatalnie zachował się Mocarski, który podał wprost pod nogi strzelca pierwszej bramki dla Broni. Szybki napastnik napastnik miejscowych wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę na piąty metr przed bramkę strzeżoną przez Pawła Lipca. Tam był niepilnowany Przemysław Śliwiński, ale jego uderzenie zdołał wybronić golkiper ŁKS-u. Futbolówkę przejął jeszcze Kamil Czarnecki, ale i on nie zdołał podwyższyć prowadzenia. Po tych dwóch doskonałych okazjach ekipy z Radomia inicjatywę zaczęli przejmować przyjezdni. Ełkaesiacy częściej utrzymywali się przy piłce, ale ich akcje ofensywne jeszcze przed własnym polem karnym rozbijali rywale. Radomianie natomiast starali się szybko transportować piłkę w okolice bramki gości i do przerwy jeszcze kilka razy stanęli przed szansą zdobycia kolejnych goli. Na szczęście po raz kolejny w tej rundzie fenomenalnie bronił Lipiec zasługując bez wątpienia na tytuł zawodnika meczu.
Po zmianie stron ponownie lepiej prezentowali się gospodarze stwarzając w pierwszych dziesięciu minutach aż trzy świetne okazje strzeleckie. Jednak Czarnecki w momencie oddawania strzału był na minimalnym spalonym, Śliwiński w sytuacji sam na sam trafił w słupek, a Paterek przegrał starcie oko w oko z Lipcem. Łomżanie w drugiej połowie grali fatalnie nie mogąc wymienić kilku podań bez popełnienia błędu. Gracze Broni natomiast atakowali, ale golkiper ŁKS-u był przeszkodą nie do przejścia. Mimo tak słabej postawy w po przerwie łomżanie mogli wyjechać z Radomia z jednym punktem. W końcówce spotkania Igor Cychol dostał dokładne podanie z głębi pola i będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy Pawłem Młodzińskim zdecydował się na loba. Niestety dla młodego pomocnika ŁKS-u jego strzał okazał się minimalnie niecelny i mecz zakończył się skromnym zwycięstwem miejscowych, którzy dzięki temu przybliżyli się do utrzymania w III lidze - Cały czas przestrzegam swoich zawodników przed pierwszymi minutami gry, ale ta koncentracja na początku meczu jest ciągle jakaś zagubiona. Tak naprawdę to sami sobie tego gola strzeliliśmy. Do przerwy jeszcze jakoś ta nasza gra wyglądała, bo w środkowej strefie mieliśmy przewagę, ale nie umieliśmy jej wykorzystać. Za mało graliśmy skrzydłami, a pchaliśmy się środkiem. Druga połowa była już tragiczna w naszym wykonaniu. Nie potrafiliśmy wymienić dwóch-trzech podań i była strata. W samej końcówce mogliśmy sprawić niespodziankę i wyrównać, bo była ku temu okazja. Niestety tej piłkarskiej jakości u nas nie ma, cały czas się jej uczymy. I tak jak kiedyś już mówiłem, samymi młodzieżowcami furory się w tej lidze nie zrobi - powiedział po meczu trener Speichler.
Do końca sezonu łomżanom zostały jeszcze cztery spotkania. Te najbliższe zagrają na własnym boisku w sobotę, 8 czerwca o godz. 18.00, a ich przeciwnikiem będzie Polonia Warszawa.
is