Gra nieco lepsza, ale punktów brak
Kolejnej, już dwudziestej drugiej porażki w tym sezonie III ligi doznali w minioną niedzielę piłkarze Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926. Tym razem minimalnie lepsza okazała się ekipa Lechii Tomaszów Mazowiecki, która wygrała w Łomży 1:0 (0:0).
Ełkaesiacy przystępowali do starcia z trzecią ekipą obecnego sezonu bez filaru defensywy, czyli Brazylijczyka Mealo. Doświadczony stoper nabawił się urazu stopy i przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie mógł pomagać drużynie. Do zespołu powrócił natomiast Daniel Kacprzyk, z którego zdrowiem jest już wszystko w porządku. Wychowanek ŁKS-u zagrał od pierwszych minut i widać było, że już samą obecnością na boisku daje więcej pewności siebie młodszym kolegom. Gospodarze podobnie jak w poprzednich spotkaniach od samego początku starali się grać bardzo agresywnie i dokładnie w defensywie oraz wyprowadzać szybkie ataki. Taka taktyka sprawdziła się w pierwszej połowie. Łomżanie pozwolili rywalom na oddanie łącznie tylko trzech strzałów, chociaż trzeba przyznać, że przynajmniej w jednej sytuacji akcja Lechii powinna zakończyć się bramką. W ofensywie gra miejscowych wyglądała nieźle, ale tylko do 20 metra przed bramką gości. W decydujących momentach wyraźnie brakowało albo strzału, albo też dokładnego podania do lepiej ustawionego kolegi. W 44. minucie podopieczni trenera Roberta Speichlera przeprowadzili najgroźniejszą akcję w pierwszej połowie. Prawy obrońca, Konrad Kamieniowski minął kilku rywali, wpadł w pole karne i próbował strzelać, ale został zablokowany. Obrońcy Lechii nie zdołali jednak wybić piłki, a ta trafiła pod nogi Rafała Zalewskiego, który bez namysłu uderzył w kierunku bramki. Niestety i w tym wypadku na przeszkodzie stanął defensor gości, który ofiarną interwencją uratował swój zespół przed stratą gola.
Druga połowa rozpoczęła się od ataków ŁKS-u. Po jednej ze składnych akcji prawą stroną piłkę dostał niepilnowany Tomasz Brzozowski. Pomocnik, który poprzednią rundę spędził na wypożyczeniu w IV-ligowym KS-ie Śniadowo nie namyślając się długą huknął jak z armaty. I gdy wydawało się, że futbolówka wpadnie "za kołnierz" bramkarzowi rywali, Mateuszowi Awdziewiczowi, ta jednak odbiła się od poprzeczki i wyleciała za linię końcową. Widząc, że gospodarze potrafią być groźni w ataku, gracze z Tomaszowa wzięli się mocno do pracy i od 50. do 70. praktycznie nie wypuszczali ełkaesiaków z ich połowy. Pod bramką Pawła Lipca raz po raz robiło się gorąco, ale naprawdę groźnych strzałów brakowało. Dopiero w 71. minucie fatalny błąd popełnił wspomniany wcześniej Kacprzyk, który wykazał się dużą niefrasobliwością przy wyprowadzeniu piłki z własnego pola karnego. Tę szybko przejęli gości i po podaniu z boku boiska Kamil Szymczak z bliska pokonał golkipera ŁKS-u. Dwie minuty później powinien być już remis. Łomżanie z pomysłem rozegrali akcję w ataku. Po przerzucie w poprzek boiska piłka trafiła do Mateusza Mocarskiego, który idealnie dośrodkował do stojącego na 7 metrze Michała Sadowskiego. Napastnik gospodarzy miał przed sobą tylko bramkarza Lechii, ale będąc w dogodnej sytuacji uderzył niecelnie. Do końca spotkania obie ekipy, mimo kilku prób, nie były już w stanie stworzyć dużego zagrożenia pod bramką rywali i mecz zakończył się minimalnym zwycięstwem przyjezdnych - Zagraliśmy dzisiaj odważnie, bo przy rozegraniu piłki ustawieni byliśmy na trzech obrońców. Przez to chcieliśmy trochę rozciągnąć grę, żeby stworzyły się wolne sektory na bokach boiska. I w pierwszej połowie całkiem dobrze to nam wychodziło, ale brakowało przyspieszającego podania, żeby te wolne strefy wykorzystać. W przerwie powiedziałem chłopakom, że jak sobie sami nie strzelimy bramki, to przeciwnik sam nie strzeli. I niestety katastrofalnie zachował się Daniel Kacprzyk, który miał spokój przy rozegraniu, zagrał do przeciwnika i straciliśmy gola. Szkoda, ale nie mam większych pretensji do zawodników, było dużo emocji, przez większą część meczu graliśmy z dużo wyżej notowanym rywalem jak równy z równym - powiedział po spotkaniu trener Speichler.
Po 25 kolejkach łomżanie zajmują ostatnie miejsce w tabeli i do miejsca dającego utrzymanie tracą aż 18 punktów. Następny mecz o ligowe punkty zagrają w sobotę, 11 maja, kiedy to w Warszawie zagrają z tamtejszym Ursusem. Zanim jednak dojdzie to tego pojedynku, w środę, 8 maja w Grajewie biało-czerwoni wybiorą się do Grajewa, by tam powalczyć z Warmią o awans do finału Okręgowego Pucharu Polski.
is