Dwa oblicza ŁKS-u
Niezła druga niezła połowa w wykonaniu zawodników Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926 to zdecydowanie mało, żeby zdobyć pierwsze punkty od jedenastu kolejek. W rozegranym w sobotę na stadionie miejskim w Łomży spotkaniu ełkaesiacy musieli uznać wyższość Sokoła Ostróda, który zwyciężył 2:1 (1:0).
Mimo przepaści jaka dzieliła oba zespoły przed tym spotkaniem (Sokół był szósty, ŁKS ostatni) to jednak łomżanie lepiej rozpoczęli ten pojedynek. Już w 4. minucie młody Przemysław Modzelewski dobrze podał do biegnącego skrzydłem Cezarego Demianiuka, a ten po chwili dośrodkował w pole karne gości. Piłka nie doszła do żadnego z graczy ŁKS-u, ale próbujący interweniować obrońca Marcin Paczkowski o mały włos nie wpakował jej do własnej bramki. Wydawało się, że ta sytuacja będzie pozytywnym impulsem dla zawodników gospodarzy i w kolejnych minutach pójdą za ciosem. Jak się jednak potem okazało, była to ich jedyna w pierwszej części gry dogodna okazja do zdobycia bramki. Do przerwy na boisku niepodzielnie panowali przyjezdni raz po raz stwarzając zagrożenie pod bramką Mateusza Złotogórskiego. Młody bramkarz ŁKS-u momentami musiał dwoić się i troić, żeby nie dopuścić do utraty gola. Miał ten w kilku sytuacjach sporo szczęścia, a przy strzale Marcina Kajcy wyręczył go Konrad Kamienowski wybijając piłkę niemal z linii bramkowej. Niestety już w doliczonym czasie gry młody golkiper ekipy z Łomży nie był w stanie nic zrobić. Po dośrodkowaniu Tomasza Kowalskiego i przedłużeniu Kajcy do piłki doszedł Mateusz Broź i strzałem głową dał prowadzenie swojemu zespołowi. Tuż po gwizdku kończącym tę część gry zdenerwowany był trener Robert Speichler - Przyznam szczerze, że po pierwszej połowie chciałem zmienić czterech zawodników, bo miałem wrażenie, że gramy ją w siedmiu - mówił opiekun gospodarzy. Ostatecznie szkoleniowiec ŁKS-u zdecydował się na dokonanie dwóch roszad w składzie. Plac gry opuścili Michał Tarnowski i Konrad Kamienowski, a ich miejsce zajęli Daniel Kacprzyk i Damian Gałązka. I jak się okazało, te zmiany przyniosły zdecydowane ożywienie w grze gospodarzy. Łomżanie zaczęli coraz częściej gościć na połowie rywali i mozolnie, ale konsekwentnie przebijać się pod bramkę Sokoła. Jedyne czego brakowało biało-czerwonym to celne strzały. Bo gdy już nawet zaatakowali większą ilością zawodników, a piłka znalazła się w polu karnym gości, to brakowało dobrej decyzji albo o oddaniu strzału albo o ostatnim podaniu. Dopiero w 79. minucie gracze ŁKS-u dali powód do radości garstce kibiców, która w chłodną sobotę zdecydowała się przyjść na stadion. Na indywidualne wejście prawą stroną boiska zdecydował się Gałązka, minął jednego z obrońców i dośrodkował na piąty metr przed bramkę. Tam piłkę nieporadnie próbował wybić jeden z obrońców Sokoła, ale nie trafił w nią czysto. Do futbolówki doskoczył Demianiuk, ale widząc przed sobą gąszcz rywali odegrał do stojącego na szesnastym metrze niepilnowanego Rafała Maćkowskiego. Ten długo się nie zastanawiał i mocnym uderzeniem z woleja doprowadził do wyrównania. Po tym golu ełkaesiacy starali się przede wszystkim grać uważnie w obronie, żeby w końcu przełamać serię dziesięciu przegranych meczów. I trzeba przyznać, że robili to bardzo dobrze. Niestety w 91. minucie nieodpowiedzialnym zachowaniem tuż przed własnym polem karnym popisał się grający bardzo dobry mecz Daniel Kacprzyk faulując gracza Sokoła bez piłki. Arbiter te przewinienie zauważył i podyktował rzut wolny. Do piłki podszedł Adrian Bieńkowski i bezpośrednim uderzeniem pokonał Złotogórskiego. Chwilę później zabrzmiał ostatni gwizdek w tym spotkaniu i jedenasta porażka z rzędu stała się faktem - Mecz miał dwa oblicza. Pierwsza połowa była bardzo słaba w naszym wykonaniu. Rywale stworzyli sobie pięć znakomitych okazji, a my mieliśmy może z półtorej sytuacji. Mimo przewagi gości było bardzo blisko utrzymania wyniku bezbramkowego do przerwy. Ale nasz niefart polega na tym, że dostajemy gola już przed końcem. W II połowie totalna zmiana, to my dominowaliśmy, zdecydowanie częściej gościliśmy pod bramką rywali, ale niestety, jak się nie strzela bramek to nie można wygrać meczu - powiedział po spotkaniu trener Speichler - Cały czas za często podejmujemy na boisku złe decyzje, a w kluczowych sytuacjach nasza głowa jest za gorąca. Szkoda, bo odkąd jestem trenerem ŁKS-u, to w żadnym meczu nie byliśmy dużo gorsi od rywali. Te zespoły były w naszym zasięgu, a mimo to nie mogliśmy zdobyć punktów.
Dla większości zespołów w III lidze, w tym także dla Sokoła, był to ostatni mecz pierwszej części sezonu. Ełkaesiacy zagrają natomiast jeszcze raz. W przyszłą sobotę, 24 listopada o godz. 12.00 w Zambrowie zmierzą się z miejscową Olimpią w zaległym spotkaniu 16. kolejki. Bez względu na wynik tej konfrontacji łomżanie zimę spędzą na ostatnim miejscu w tabeli, a ich strata to pierwszego miejsca dającego utrzymanie to w chwili obecnej aż 11 punktów.
is