ŁKS na dnie tabeli
Siódmej porażki z rzędu w rozgrywkach III ligi doznali w minioną niedzielę piłkarze Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926. Zespół prowadzony przez nowego szkoleniowca, Roberta Speichlera uległ w derbach regionu Ruchowi Wysokie Mazowieckie 0:2 (0:0) i spadł na ostatnie miejsce w tabeli.
Przed spotkaniem trener ŁKS-u podkreślał, że do momentu zdobycia przez któryś z zespołów pierwszego gola będzie to mecz "zamknięty". I rzeczywiście tak wyglądała cała pierwsza połowa. Obie drużyny skupione były przede wszystkim na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki i przez to niewiele ciekawego działo się w polach karnych rywali. Mimo tego ełkaesiakom udało się dwukrotnie zagrozić bramce Ruchu. W obu przypadkach bliski otwarcia wyniku był młody Michał Tarnowski, ale za pierwszym razem nie trafił w światło bramki, a za drugim górą był golkiper rywali.
Po zmianie stron widać było, że mniej będzie kalkulowania i któraś ze stron w końcu sforsuje defensywę przeciwnika. I 57. minucie tak też się stało. W środku boiska urazu doznał Albert Rydzewski i wydawało się, że rywale przerwą akcję. Niestety dla biało-czerwonych nie czekali na gwizdek arbitra i przeprowadzili szybki atak prawą stroną. Jeden z gospodarzy idealnie dośrodkował w pole karne, a były gracz ŁKS-u, Przemysław Olesiński z najbliższej odległości pokonał Krystiana Kalinowskiego. Chwilę później mogło i powinno być 1:1. W dogodnej sytuacji znalazł się inny młody piłkarz z Łomży, Mateusz Mocarski - Nasz zawodnik mógł i powinien zachować się zdecydowanie lepiej. Przed pustą bramką czekał bowiem Rafał Maćkowski, który raczej nie miałby problemów z umieszczenie piłki w siatce. Ale Mateusz mając piłkę na swojej słabszej nodze i będąc w bardzo trudnej pozycji zdecydował się na strzał. Szkoda, bo był to bez wątpienia kluczowy moment tego spotkania - tłumaczy trener Speichler. Ta niewykorzystana okazja ełkaesiaków zemściła się na nich w 68. minucie. Wtedy to w wydawałoby się niegroźnej sytuacji Eryk Rakowski miał piłkę na nodze, żeby wybić ją poza własne pole karne. Jednak jeden z rywali agresywnie do niego doskoczył i ubiegł pierwszy dotykając futbolówki, a obrońca ŁKS-u trafił go w nogę. Sędzia bez wahania podyktował rzut karny, który na gola zamienił Paweł Brokowski. Po stracie drugiego gola łomżanie próbowali jeszcze zdobyć choćby bramkę honorową, ale zespół Ruchu cofnął się bardzo głęboko i nie pozwolił rywalom na zbyt wiele. W efekcie spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy, którzy dzięki temu awansowali aż na 12. pozycję mając w dorobku 13 punktów. Łomżanie natomiast zgromadzili zaledwie 6 oczek i okupują ostatnie miejsce.
- Wiemy, że był to dla nas bardzo ważny mecz, ale niestety zakończył się niepowodzeniem. Chłopaki walczyli, próbowali, ale niestety chyba przytłoczyła ich presja tego spotkania. Widać było dużą nerwowość w poczynaniach szczególnie tych młodszych gracz - podkreśla Speichler - Zabrakło nam dzisiaj także pierwszego dokładnego podania po odbiorze piłki. To nie tak, że chłopcy tego nie potrafią, ale byli bardzo nerwowi i chcieli szybko skończyć akcję.
O przełamanie czarnej serii porażek łomżanie powalczą w najbliższą sobotę, 20 października o godz. 15.00. Na własnym stadionie zmierzą się z beniaminkiem III ligi, Bronią Radom, która mając na koncie 12 punktów zajmuje obecnie 14. lokatę.
is