Zabawa w kotka i myszkę, czyli jak władze miasta ŁKS ratują
Łomżyński Klub Sportowy nie otrzyma kilkuset tysięcy złotych z kasy miasta. Radni miasta po raz kolejny podyskutowali sobie nad problemami ŁKS-u, ale decyzji o wsparciu klubu nie podjęli. Mecenas Remigiusz Fabiański, formalnie pełnomocnik klubu, a do niedawna jeszcze jego wiceprezes, prosił władze miasta o pomoc klubowi, który stoi na skraju przepaści. - Są rozwiązania, które można zrealizować – mówił Fabiański argumentując, że gdy będzie wola finansowej pomocy klubowi, to sposób na legalne przekazanie pieniędzy z kasy miast też będzie. - ŁKS jest własnością mieszkańców tego miasta, tak jak muzeum, teatr, czy orkiestra... - dodawał Fabiański.
Kilka dni później w ratuszu złożono odpowiednie dokumenty, a wśród nich także prośbę o natychmiastowe wsparcie klubu kwotą 450 tys. zł. Środki te miałyby być przeznaczone na koszty związane z zawarciem i realizacją układów z wierzycielami, w tym głównie z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, Urzędem Skarbowym oraz na zaległe wynagrodzenia piłkarzy i trenerów. Działacze klubu oczekiwali także, że miasto w przyszłym roku wesprze na „zwyczajnych zasadach” - szkolenie młodzieży, zwrot kosztów wyjazdów na mecze z promocji miasta i zaproponowane przez samego prezydenta Brzezińskiego stypendia dla piłkarzy - klub kwotą rzędu 766 tys zł.
- My nie żądamy pieniędzy w całości z kasy miasta. To mniej więcej 1/3 kosztów funkcjonowania klubu, a pozostałe pieniądze będą pochodziły spoza miasta – tłumaczył w środę radnym mecenas Fabiański.
Prosząc radnych o wsparcie działacz klubu podkreślał, że jako prawnik wie jak legalnie przekazać pieniądze z kasy samorządu do kasy klubu.
- ŁKS jest stowarzyszeniem. Jest własnością mieszkańców tego miasta tak jak muzeum, teatr czy orkiestra – dodawał zaznaczając z zażenowaniem patrzy na konflikt jaki istnieje wokół klubu.
Mecenas Fabiański pytał też retorycznie ile wydawane jest na utrzymanie stadionu?
- A jak nie będzie ŁKS-u, to też te 500 tys złotych trzeba będzie wydać – odpowiadał, podkreślając że są pewne wydatki które będą obciążały kasę miejską.
Radni mówili że chcą i to bardzo pomóc klubowi tylko nie wiedzą jak i boją się, że jak klub padnie to wina zostanie skierowana na nich.
Mecenas Fabiański odpowiadał zwracając się do prezydenta Jerzego Brzezińskiego, że najpierw trzeba podjąć działania, bo od 22 września nie ma zarządu klubu.
Odpowiedzą na sugestię Fabiańskiego było późniejsze wystąpienie prezydent Brzezińskiego, którego mecenas niestety już nie słyszał, bo musiał opuścić salę obrad radnych. Prezydent stwierdził m.in. że nie wierzy w przedstawiony plan ratowania ŁKS-u, że trzeba w budżecie miasta znaleźć 1 mln zł – skąd?, i że on wykonuje tylko uchwały podejmowane przez radnych. Prezydent Jerzy Brzeziński powiedział także że on nie znajduje w ŁKS-ie partnera do rozmów, bo dla niego prezesem klubu, jest widniejący jeszcze w KRS, Leszek Gołaszewski.
- Mamy tu klasyczny pat. Ja twierdzę, że prezesem jest osoba zapisana w Krajowym Rejestrze Sądowym. Nie dostałem żadnej uchwały Walnego Zgromadzenia Członków ŁKS-u o tym, że zmieniono zarząd klubu – mówił Brzeziński.
Ta część wypowiedzi może być o tyle zaskakująca, że zastępca prezydenta Marcin Sroczyński jest jednocześnie przewodniczącym Komisji Rewizyjnej ŁKS-u. Poza tym byli już członkowie zarządu klubu (Zbigniew Sasinowski, Jerzy Kierażyński i Remigiusz Fabiański), twierdzą że jeszcze w sierpniu prezydent rozmawiał z nimi jak z członkami władzami klubu i wówczas nie wnosił żadnych zastrzeżeń. Podkreślają także, że po poddaniu się do dymisji niezwłocznie (na piśmie) został powiadomiony o tym prezydent Jerzy Brzeziński. Formalnie, w takim wypadku, powinien więc pojawić się w klubie kurator. Zgodnie z prawem z wnioskiem o jego powołanie do sądu powinien wystąpić prezydent miasta...
Tymczasem podczas środowej sesji Brzeziński podkreślił, że on z takim wnioskiem nie wystąpi, bo już raz – przed rokiem – to zrobił, a później wszyscy mówili, że to „jego człowiek” doprowadził klub na skraj przepaści.