Pracownik poszukiwany
150 osób do pracy sezonowej poszukuje łomżyński Pepees, kilkadziesiąt osób chce zatrudnić też lokalny producent mebli, firma Home Pine. Dziś coraz częściej to właśnie pracodawcy poszukują pracowników. Zatrudnię, dam pracę, poszukuję mechanika, budowlańca, elektryka... takich ogłoszeń o pracę jest coraz więcej. - W regionie podobnie jak w całym kraju, zaczyna brakować specjalistów... ale coraz częściej brakuje także pracowników fizycznych – podkreśla Antoni Chojnowski, wiceprezes Prefbet Śniadowo.
- W stosunku do poprzedniego miesiąca jest to ilość osób mniejsza o 386, a w stosunku do czerwca ubiegłego roku aż o 894 osoby – mówi Bieniek. - Takie liczby w zestawieniu statystycznym zarejestrowanych bezrobotnych mieliśmy u progu wejścia gospodarki wolnorynkowiej - dodaje.
Na koniec czerwca w urzędzie zarejestrowanych było 6321 osób, a stopa bezrobocia wynosiła 14,1%. Ostatni poważny wzrost bezrobocia zanotowano w lutym tego roku.W rejestrach urzędu pracy można było doszukać się wtedy prawie 8 tys. nazwisk osób poszukujących płatnego zajęcia. Latem więcej jest pracy sezonowej i to w największym stopniu wpływa na spadek liczby osób bez pracy. W tym roku jest jednak wyjątkowo. 150 osób do pracy poszukuje Pepees. Za niespełna dwa miesiące, wchodząca w skład spółki łomżyńska krochmalnia rozpoczyna „kampanię ziemniaczaną”. - W tym roku chcemy przerobić 150 tys. ton tego surowca – mówi prezes Andrzej Kiełczewski. - Chętni mogą zgłaszać się do naszego działu kadr – dodaje. W ubiegłym roku łomżyńska firma korzystała z prywatnej firmy pośrednictwa pracy, teraz etatowi pracownicy Pepeesu sami dobiorą sobie pracowników. Najchętniej tych, którzy już kiedyś pracowali przy corocznych kampaniach. Spółka poprosiła też o pomoc w znalezieniu pracowników Powiatowy Urząd Pracy w Łomży. Do PUP-u wpłynęła też oferta pracy dla kilkudziesięciu osób od firmy Home Pine, miejscowego producenta mebli. To dwa, ze względu na swój rozmach w zatrudnieniu, najbardziej spektakularne przykłady poszukiwania pracowników w Łomży. Coraz częściej firmy poszukują jednak pracowników na stałe. Najbardziej deficytowe w tym zakresie są oczywiście te najbardziej popularne branże jak: budownictwo i motoryzacja. Chociaż, jak mówi Mieczysław Bieniek – Kłopotów ze znalezieniem pracy nie powinien mieć praktycznie żaden specjalista z wykształceniem technicznym, być może z wyjątkiem inżynierów rolnictwa.
Rynek pracy – zmiana biegunów
Pracodawcy są zgodni – powoli zaczyna brakować rąk do pracy. Najbardziej deficytowy staje się sektor specjalistów niższego i średniego szczebla. Brakuje mechaników, lakierników, tynkarzy i murarzy, przedstawicieli tych zawodów, które wcześniej oferowały zawodówki. Przedsiębiorcy z Łomży i regionu narzekają na reformę oświaty, która kosztem zasadniczych i średnich szkół zawodowych preferuje absolwentów ogólniaków. - Osoby, które odpowiadają najczęściej na ogłoszenia to takie, które trzeba przeszkolić praktycznie od początku do końca, często bez najmniejszego doświadczenia i znajomości zasad wykonywania zawodu – to coraz częściej wypowiadane zdanie przez osoby poszukujące pracowników. Nie tylko oni narzekają. Pracownicy coraz odważniej mówią też o nieuczciwości pracodawców, a zwolnienie przestaje być już ostatecznym argumentem na ich uległość. Znane są już w Łomży firmy, w których bezrobotni nie chcą pracować, nawet za cenę utraty zasiłku – mówią urzędnicy pośredniaka. Poza tym w prasie pojawia się coraz więcej ogłoszń pod hasłem: zlecę. Często właściciele domów i mieszkań w Łomży poszukują hydraulików, geodetów czy elektryków. - Sam musiałem nauczyć się i wykonać instalację elektryczną we własnym domu, bo tynkarz chciał robić swoje, a ja nie mogłem znaleźć elektryka – mówi jeden z mieszkańców podłomżyńskiej miejscowości. Nasz bohater po kilku tygodniach od zakończenia inwestycji otrzymał telefon od swojego tynkarza z zapytaniem: Czy nie mógłby wykonać podobnych prac w innym domu bo jego właściciel ma podobny problem.
Pracownicy bez granic
Bezrobocie spada, bo coraz więcej osób w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy wyjeżdża za granicę kraju. Zjawisko to powoli staje się decydującym powodem braku specjalistów, również na lokalnym rynku pracy. - Kilka razy w tygodniu podpisuję podania bezrobotnych o rezygnacji ze stażu w związku z wyjazdem za granicę – mówi dyrektor łomżyńskiego Powiatowego Urzędu Pracy. Zarówno w miastach podobnych do Łomży, jak i w skali całego kraju trudno jest prowadzić statystyki osób wyjeżdżających z kraju „za chlebem”. Zjawisko jest jednak do tego stopnia niepokojące, że nie tylko coraz więcej osób obawia się o swoje inwestycje, ale również coraz więcej grup zawodowych podejmuje ten argument w dopominaniu się o lepsze wynagrodzenie. Emigracja zarobkowa wśród łomżyńskich pielęgniarek przestaje być bezzasadnym hasłem dla zachowania zdrowia pacjentów – mówią organizatorzy niedawnego strajku w Szpitalu Wojewódzkim w Łomży. Służba zdrowia w całym kraju walczy o 30 proc. podwyżki i wzrost nakładów na medycynę. Coraz częściej słychać też o rosnących kwotach usług w budownictwie, co również związane jest z odpływem specjalistów za granicę. Według danych oficjalnie przedstawianych przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, w ostatnim czasie do pracy z Polski wyjechało od 600 tys do 1 mln osób. Korzystają na tym inni. Publikowane w ubiegłym miesiącu badania Eurostatu pokazują, że w samym tylko Londynie pracuje już 300 tys Polaków. Dla porównania warto dodać, że w Białymstoku mieszka niewiele ponad 290 tys. osób, licząc starców i dzieci. Według badań statystycznych, przeprowadzonych na zlecenie tygodnika Wprost – ponad 70 proc. Polaków zna osobiście kogoś, kto wyjechał do pracy za granicę.