Przejdź do treści Przejdź do menu
niedziela, 24 listopada 2024 napisz DONOS@

KALENDARIUM


Kalendarium III-IV 2006

9 marca 1652 Pierwszy przypadek wykorzystania zasady "liberum veto"

9 marca 1652 r. podczas sobotnich obrad Sejmu dał się słyszeć pojedynczy głos: „Nie po-zwalam”. Z początku wydawało się, że nikt nie wie, kto zgłosił protest i czego on dotyczy. Zanim jednak nastał poniedziałek, marszałek Izby Poselskiej dowiedział się, że formalne oświadczenie o złożeniu veto zarejestrował w urzędzie grodzkim Władysław Siciński – poseł Ziemi Upickiej w Wiel-kim Księstwie Litewskim. Powstałego impasu nikt nie przewidział. Posła Sicińskiego usiłowano prze-konać do odwołania veta, lecz mimo prób mediacji ze strony króla Jana Kazimierza pozostał on nie-ugięty i 11 marca wyjechał z Warszawy. Pozostali posłowie po dłuższych debatach uznali Sejm za nieważny. Tym samym traciły moc wszelkie podjęte na nim uchwały. Po raz pierwszy w historii Pol-ski została w praktyce zastosowana zasada Liberum Veto.
Żadna chyba reguła ustrojowa dawnej Rzeczypospolitej nie cieszyła się tak złą sławą, jak wła-śnie Liberum Veto, zaś postać Władysława Sicińskiego owiana została prawdziwie czarną legendą. Zarzucano porwanie i wydanie w ręce wrogów króla, wytrucie szlachty, która nie chciała wybrać go posłem, wprowadzenie siedmiodniowej pańszczyzny, znęcanie się nad prostym ludem, gwałcenie praw kościelnych i herezję.
Zasada Liberum Veto miała w późniejszych dziejach Polski skutki katastrofalne. Aby uświa-domić sobie, jak paraliżujący wpływ miała ona na prace Sejmu, a co za tym idzie, na wszelkie próby reform państwa, wystarczy wspomnieć, że np. w okresie panowania Augusta III Sasa (1733 – 1763) tylko jednemu sejmowi udało się w ogóle wydać ustawy. Zaś już w roku 1688 sejm zerwano jeszcze przed wyborem marszałka.
W okresie Polski szlacheckiej polityka miała charakter bardzo różny od znanego nam dzisiaj. Nie istniały wówczas partie polityczne prezentujące potencjalnym wyborcom różne programy, które ci mogą wybierać na zasadzie czystej konkurencyjności. Podstawową instytucją życia politycznego w dawnej Polsce były sejmiki szlacheckie. Zaś sejmik szlachecki nie był jakimś zgromadzeniem delega-tów czy samorządem terytorialnym, lecz po prostu zjazdem całej szlachty danego powiatu. Owo zgromadzenie nie tylko wybierało delegatów na Sejm czyli posłów, ale też wydawało im szczegółowe instrukcje, którymi ci byli ściśle związani. Poseł w dawnej Rzeczypospolitej nie był więc – jak obec-nie – jakimś wybrańcem abstrakcyjnego „narodu”, lecz reprezentantem swoich wyborców (tj. sejmiku) w najściślejszym tego słowa znaczeniu. Na sejmiku, tak samo jak i w sejmie obowiązywał wymóg osiągnięcia jednomyślność, zaś to musiało prowadzić do „ucierania” się różnych stanowisk, zawiera-nia kompromisów, itd. Innymi słowy mówiąc, polityka w dawnej Polsce miała charakter o wiele mniej – w sensie sporów programowo-ideologicznych – konfrontacyjny niż obecnie. W takich warunkach Liberum Veto nie stanowiło takiego zagrożenia, jakie musiałoby ono stanowić obecnie. Świadczyć może o tym sam fakt, że zasada jednomyślności przez bardzo długi czas funkcjonowała w polskim systemie politycznym bez powodowania jego paraliżu.
Władysław Siciński nie był pierwszym w historii Rzeczypospolitej posłem, który złożył pro-test przeciw uchwałom sejmu. W roku 1590 obrady sejmu opuściło aż 30 posłów, lecz uchwalonych przezeń ustaw (czy – jak to wówczas nazywano – konstytucji) nikt nie kwestionował. Zignorowany został też protest Jerzego Ossolińskiego na Sejmie w 1633 r.
Podobnie mogło też być w roku 1652, początkowo bowiem na veto Sicińskiego nikt nie zwró-cił uwagi i głosowanie nad stosownym wnioskiem trwało nadal. Dopiero później poseł bielski Krzysz-tof Żelski podniósł protest przeciwko kontynuacji obrad stwierdzając, że veto Sicińskiego wyklucza z prawnego punktu widzenia ich dalszy przebieg. Winy za to, co stało się 9 III 1652 r., nie ponosi zatem wyłącznie poseł Siciński. Przeciwnie, nie mniejszymi niż Siciński winowajcami była reszta posłów, którzy wyłącznie z własnej i nieprzymusowej woli uznali sejm za zerwany. To ich decyzja – a nie jedynie postępek Władysława Sicińskiego – stworzyła precedens, który w dalszej perspektywie okazał się dla Polski tragiczny w skutkach.


19 marca 1986 Kradzież relikwii Św. Wojciecha

W nocy z 19 na 20 marca 1986 r. z Archikatedry Gnieźnieńskiej wykonany przez holender-skiego złotnika Petera von der Renena w roku 1662 srebrny relikwiarz Św. Wojciecha - dzieło o wy-jątkowych walorach artystycznych, otaczane szczególną czcią przez katolików. Pozostawione na miej-scu kradzieży ślady wskazywały na brutalność, z jaką jej sprawcy potraktowali bezcenny zabytek. Wyglądało na to, że rabusiom chodziło wyłącznie o zdobycie srebra – prawdopodobnie w celu jego sprzedaży.
Po wykryciu przestępstwa natychmiast podjęto intensywne czynności dochodzeniowe. Zarzą-dzono blokady dróg, a spośród funkcjonariuszy Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gnieź-nie i Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Poznaniu powołano specjalną grupę operacyj-no-śledczą. Energiczne działania gnieźnieńskiej i poznańskiej milicji zostały wsparte przez liczne obiecane nagrody (m.in. Ministerstwa Kultury i Sztuki), jakie ufundowano dla tych, którzy pomogą wykryć złodziei.
W kilkanaście dni po kradzieży dotarła informacja, że w jednym z garaży Gdańska przetapia-no palnikiem acetylenowym jakieś drobne, srebrne blaszki Podjęte błyskawicznie działania śledcze doprowadziły do zabezpieczenia narzędzi do przetapiania, jak również kawałki srebrnej blachy z cha-rakterystycznym ornamentem trybowania piór podobnych do skrzydeł ptaka. Jeszcze tego samego dnia zatrzymano trzech uczestników przetapiania srebra: Krzysztofa M., jego brata bliźniaka Marka M. i Waldemara B.
Początkowe przesłuchania nie przyniosły oczekiwanych efektów. Zatrzymani nie przyznali się do winy, a jednoznacznych dowodów na to, że to właśnie oni są sprawcami kradzieży nie było. Eks-pertyzy kryminalistyczne obuwia, rękawiczek, odzieży i drobin srebra na odzieży, a także wykazanie, że na jednym z brzeszczotów zabezpieczonych w Archikatedrze były ślady linii papilarnych jednego z rabusiów, zmusiły podejrzanych do przyznania się do przestępstwa i opisania jego szczegółów.
Zrabowany w nocy z 19 na 20 marca 1986 r. relikwiarz Św. Wojciecha został – jak spodzie-wano się już wcześniej – przetopiony. O jego odzyskaniu nie było więc mowy – konserwatorów dzieł sztuki czekała wieloletnia, żmudna rekonstrukcja.
Proces sprawców grabieży toczył się przed Sądem Wojewódzkim w Poznaniu. Trwał krótko, a wyrok był naprawdę surowy: bracia Krzysztof i Marek M. zostali skazani na 15 lat więzienia, Walde-mar B. na 12 lat, a nie biorący bezpośrednio udziału w akcji inspirator grabieży Piotr N. – podobnie jak główni jej sprawcy - na 15 lat pozbawienia wolności.

26 marca 1827 roku Zmarł Ludwig van Beethoven

Kiedy w godzinach popołudniowych 26 marca 1827 r. w swym mieszkaniu w Schwarzspa-nierhaus umierał Ludwig van Beethoven, nad Wiedniem rozpętała się burza, a twórca Eroiki w swym ostatnim geście wyciągnął podobno ku niebu gniewnie zaciśniętą pięść.
Czy tak rzeczywiście było – do końca nie wiadomo. Wokół postaci Beethovena – w stopniu większym, niż wokół jakiegokolwiek innego kompozytora – wytworzyła się swoista, pełna patosu legenda. Prawdą jest jednak, że Beethoven faktycznie był człowiekiem, którego życie i dorobek sprzyjały wytworzeniu się wokół niego szczególnej aury. Twórczość żadnego innego kompozytora nie była tak bardzo związana z jego osobistym losem, jak twórczość mistrza z Bonn.
Beethovena – jak powszechnie wiadomo – spotkało jedno z największych nieszczęść, jakie w ogóle może dotknąć człowieka, a już z pewnością największe, jakie może stać się udziałem muzyka i kompozytora – całkowita utrata słuchu.
Urodzony 16 grudnia 1770 r. - zaczął głuchnąć około 27 roku życia, potem słyszał coraz go-rzej, aż wreszcie ok. 1818 r. przestał słyszeć zupełnie. Dzieła „późnego” Beethovena – ostatnie sonaty fortepianowe, kwartety smyczkowe, „Missa Solemnis” i IX Symfonia – to muzyka napisana przez człowieka praktycznie kompletnie głuchego. O tym, jak bardzo osłabiony był jego słuch, świadczyć może znana pewnie każdemu melomanowi scena, która rozegrała się podczas prawykonania IX sym-fonii: kiedy po wybrzmieniu ostatniego akordu dzieła na widowni rozległy się gromkie okrzyki i bra-wa, stojący obok dyrygenta i pokazujący przed każdą częścią utworu właściwe tempo Beethoven nadal tkwił na swoim miejscu odwrócony tyłem do publiczności – i pewnie do końca nie zdawałby sobie sprawy z sukcesu, jaki odniosło jego dzieło, gdyby nie jedna z solistek, która delikatnie uchwy-ciła go za ramię i obróciła w stronę rozentuzjazmowanych słuchaczy.
Beethoven był kompozytorem, który pchnął muzykę na zupełnie nowe tory, otworzył w jej hi-storii nową epokę. Jego muzyka w wielu przypadkach wybiegała daleko w przyszłość.
Mówiąc o Beethovenie jako kompozytorze, nie można nie wspomnieć choćby kilku słów o je-go osobowości. Beethoven był bardzo złożonym, obdarzonym nader silnym charakterem, potężnie oddziałującym na innych, a jednocześnie nader trudnym we współżyciu człowiekiem. Miał też nie-zbyt przyjemne cechy osobiste. Był np. wyjątkowo uciążliwym domownikiem i lokatorem; gdy cho-dziło o realizację jego kompozytorskich zamierzeń, nie liczył się z nikim i z niczym – bez względu na porę doby potrafił śpiewać, gwizdać, ryczeć i głośno grać na fortepianie.




3 kwietnia 1940 r. Zbrodnia w Katyniu

Katyń: Miejscowość w okręgu smoleńskim RFSRR , miejsce masowych grobów kilku tys. oficerów pol. internowanych od 1939 w ZSRR a wymordowanych przez hitlerowców po zajęciu tych terenów. Taką informację na temat zbrodni katyńskiej można było przeczytać w Małej Encyklopedii Powszechnej PWN z 1959 r.
Lecz choć rządzący przez 45 lat Polską komuniści usiłowali narzucić społeczeństwu przedstawioną powyżej wersję "sprawy katyńskiej" lub generalnie wymazać samo słowo "Ka-tyń" z języka i świadomości Polaków, słowo to nabrało w czasach PRL wręcz mitycznego znaczenia. Stało się ono symbolem zbrodniczości systemu komunistycznego i przez niemal pół wieku "sprawa katyńska" w niewidzialny sposób zatruwała stosunki polsko - rosyjskie.
W Katyniu, a także w Charkowie i w Twerze zamordowani zostali oficerowie wzięci do niewoli w wyniku sowieckiego najazdu na wschodnie tereny Polski w dniu 17 IX 1939 r. Zajęcie wschodniej części Polski przez Armię Czerwoną było wynikiem tajnego protokołu do zawartego 23 VIII 1939 r. Paktu o Nieagresji między Niemcami a ZSRR, zwanego paktem Ribbentrop - Mołotow. Polska armia otrzymała rozkaz nie podejmowania czynnej walki z Sowietami. W wyniku inwazji Armii Czerwonej, do niewoli dostało się ok. ćwierć miliona żołnierzy, w tym 16 - 18 tys. oficerów. Ci ostatni zostali wkrótce osadzeni w specjalnych obozach NKWD w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. W poszczególnych obozach wię-ziono odpowiednio:
- w Kozielsku 4594 osoby, w tym jednego admirała, 4 generałów, ok. 100 pułkowników i podpułkowników, ok. 300 majorów i ok. 1000 kapitanów i rotmistrzów. Mniej więcej po-łowę jeńców stanowili oficerowie rezerwy, wśród których było m.in. 21 profesorów, do-centów i wykładowców szkół wyższych, ponad 300 lekarzy, kilkuset prawników, kilkuset inżynierów, kilkuset nauczycieli i wielu literatów, dziennikarzy i publicystów. Byli oni przetrzymywani w klasztorze Optina Pustyń,
- w Starobielsku w klasztorze Pokrowskim Bożej Matki więziono 3894 osoby, w tym 8 generałów, jak również znaczną liczbę oficerów służby czynnej i rezerwy,
- w Ostaszkowie (dokładnie w klasztorze Stołobnoje na jednej z wysp jeziora Seliger w powiecie Ostaszkowskim) NKWD uwięziło 6361 osób, wśród których przeważali poli-cjanci, żandarmi i żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP).
Decyzja o wymordowaniu jeńców przetrzymywanych we wspomnianych obozach zapadła na początku marca 1940 r.
Egzekucje wykonywano od początku kwietnia do połowy maja 1940 r. Większość jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku przekazana została w ręce NKWD w Smoleńsku, Kalininie i Charkowie. Codziennie z obozów wywożonych było kilkuset jeńców, których po wydaniu ostatniej racji żywnościowej ładowano do pociągu pod eskortą żołnierzy. Charakterystyczną rzeczą było to, że przewożono ich zawsze w kierunku zachodnim - chodziło o stworzenie złudzenia, że jadą do domu. Po przybyciu do pobliskiej stacji kolejowej jeńców przeładowywano do autobusu, który przewoził ich na miejsce kaźni.
Egzekucje odbywały się w trzech miejscach. Więźniowie obozu w Kozielsku - 4594 osoby, zostali zamordowani i pogrzebani w lesie katyńskim. Więźniowie Starobielska - 3894 osoby, zamor-dowani zostali w gmachu NKWD w Charkowie i pogrzebani w lesie Piatichatki. Więźniów Ostaszko-wa - 6361 osób, mordowano w gmachu NKWD w Twerze i pogrzebano w Miednoje. W innych obo-zach i więzieniach zgładzono 7305 osób.
Wszyscy byli, po sprawdzeniu danych, zabijani strzałem w kark. Do wykonywania egzekucji używana była wyłącznie broń produkcji niemieckiej. Jak ustalono, w większości przypadków podczas wykonywania wyroku ofiary stały na brzegu lub klęczały w grobie. Wielu zabitych zostało przed śmiercią spętanych liną grubości 3 - 4 mm. Niektóre z ofiar miały też rany kłute od rosyjskich sztyle-tokształtnych bagnetów. Rodzaj i umiejscowienie ran dowodzą, że ofiary były pędzone na miejsce stracenia przy jednoczesnym zadawaniu tortur fizycznych.
W egzekucjach zginęło łącznie ponad 22 000 osób. Była to połowa kadry oficerskiej polskiego wojska. Zbrodnia ta nie miała precedensu w dziejach Polski.


14 kwietnia 966r. Chrzest Polski

„Mieszko objąwszy księstwo zaczął dawać dowody zdolności umysłu i sił cielesnych i coraz częściej napastować ludy (sąsiednie) dookoła. Dotychczas jednak w takich pogrążony był błędach pogaństwa, że wedle swego zwyczaju siedmiu żon zażywał. W końcu zażądał w mał-żeństwo jednej bardzo dobrej chrześcijanki z Czech, imieniem Dąbrówka. Lecz ona odmówiła poślubienia go, jeśli nie zarzuci owego zdrożnego obyczaju i nie przyrzeknie zostać chrześci-janinem. Gdy zaś on (na to) przystał, że porzuci ów zwyczaj pogański i przyjmie sakramenta wiary chrześcijańskiej, pani owa przybyła do Polski z wielkim orszakiem (dostojników) świec-kich i duchownych, ale nie pierwej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż powoli a pilnie zazna-jamiając się z obyczajem chrześcijańskim i prawami kościelnymi, wyrzekł się błędów pogań-stwa i przeszedł na łono matki – Kościoła.”
Tak autor najstarszego znaczącego dzieła polskiej historiografii, nieznany z imienia i nazwiska kronikarz, zwany od XVI w. Gallem Anonimem, opisał w swej Kronice okoliczności, które doprowa-dziły do chrztu księcia państwa Polan, Mieszka I i osób z jego otoczenia, wydarzenia, które do prze-szło do historii jako Chrzest Polski.
Jak wyglądał uroczysty chrzest Mieszka I i jego najbliższego otoczenia możemy sobie tylko, na podstawie przekazów o zwyczajach chrzcielnych z czasów ówczesnych, wyobrazić. Wiadomo, że miał on miejsce w Wielkanoc 966 r., prawdopodobnie na będącej siedzibą pierwszych Piastów wyspie Ostrów Lednicki na Jeziorze Lednickim koło Gniezna. Ponieważ ówczesne przepisy kościelne naka-zywały chrzest poprzez zanurzenie całego ciała, można przypuszczać, że Mieszko I i jego ludzie zo-stali ochrzczeni w specjalnym basenie chrzcielnym (taki właśnie basen został odkryty na Ostrowie Lednickim) lub w wodach samego jeziora.
Dlaczego Mieszko I zdecydował się przyjąć chrzest – nie do końca wiadomo. Współczesne mu źródła nie podają żadnej motywacji tego kroku, eksponując jedynie rolę, jaką w tym zakresie ode-grała jego czeska małżonka, Dobrawa.
Polscy historycy podkreślali zazwyczaj, że przyjmując chrześcijaństwo od Czechów, książę Mieszko ubiegł działania podejmowane przez arcybiskupstwo magdeburskie, które jakoby miało pro-wadzić na wschodzie akcję chrystianizacyjną połączoną z uzależnianiem od Niemiec świeżo schry-stianizowanych terenów. W takim ujęciu decyzja o chrzcie była posunięciem politycznym, mającym zapobiec uzależnieniu państwa gnieźnieńskiego od Niemiec.
Problem z taką akurat wizją historii jest jednak taki, że w owym czasie bezpośrednie zagroże-nie dla państwa Mieszka I ze strony Niemiec po prostu nie istniało. Nie wydaje się nawet, by jakikol-wiek „problem niemiecki” w polityce księcia z tego okresu w ogóle występował. Prawdziwym zagro-żeniem dla Mieszka I byli nie Niemcy, lecz Związek Wielecki, którego ziemie znajdowały się między górną Odrą a Łabą. Wieleci pozostawali w sojuszu z Czechami, co w połączeniu z własnymi interesa-mi Wieletów na południowym Połabiu stwarzało realne niebezpieczeństwo dla księcia gnieźnieńskie-go. Być może więc, celem przyjęcia chrztu przez Mieszka I było nie zapobieżenie uzależnieniu jego państwa od Niemiec, lecz rozbicie zagrażającego mu sojuszu czesko – wieleckiego.
Niezależnie od tego, jak było naprawdę, przyjęcie chrześcijaństwa było decyzją, której wagę trudno jest przecenić. W ówczesnych warunkach nader wątpliwe było bowiem to, czy Polska – gdyby pozostała krajem pogańskim – mogłaby w ogóle przetrwać. W myśl obowiązujących w owych czasach doktryn polityczno–prawnych kraj pogański – jako część Civitatis Diaboli (Państwa Szatana) - był tworem politycznie niepełnowartościowym, który członkowie drugiej wielkiej wspólnoty – Civitatis Dei (Państwa Bożego) - mieli pełne prawo podbić.
W takiej sytuacji, Polska była na chrześcijaństwo tak czy inaczej skazana. Wybór mógł doty-czyć jedynie tego, czy jego przyjęcie będzie wiązało się z utratą suwerenności, czy też – przeciwnie – posłuży jej umocnieniu. Podjęta przez Mieszka I decyzja o przyjęciu chrztu z rąk Czechów sprawiła, że zrealizowała się ta druga droga.









 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę