O „pół wiosła” wygrał sprint pychówek
O „pół wiosła”, czyli o 0,47 sek. wygrał Mateusz Listowski z Mariuszem Butrymowiczem w VII wyścigu pychówek o tytuł mistrza nurtu pradoliny Narwi – 2022. To jedyne tego typy unikalne zawody w Polsce - stwierdza organizator Wojciech Winko.
W sobotnie południe w Łomży na Narwi, w rejonie portu, rozegrano zawody pychówek, w których w upale rywalizowało 6 zawodników: Marian Drozdowski, Jerzy Wojewoda, Rajmund Ścięgasz, Mariusz Butrymowicz, Zbigniew Listowski i Mateusz Lisowski.
- Od zeszłego roku zmieniliśmy zasady. To jest tak unikalna umiejętność, że skierowaliśmy się do ludzi, którzy są zawodowcami w tym sensie, że codziennie pływają na pychówkach. Dzięki temu zawody dostarczają więcej emocji – wyjaśnia Wojciech Winko z Lokalnej Organizacji Turystycznej.
W koronnym wyścigu, rzeczywiście emocje były dość spore. Prowadzący co pewien czas podawał przepłynięty dystans i czas, a to motywowało zawodników i kibiców do większej aktywności. Zadaniem zawodników było jak najszybciej przepłynąć 500 metrów Narwi. 250 pychówka płynęła z nurtem, który w tym roku był dość spory i 250 pod prąd.
- Pod prąd było najgorzej – mówi zwycięzca Mateusz Listowski. - W pierwszych konkurencjach się oszczędzałem, żeby w ostatniej płynąć z całych sił – wyznaje tuż po wygranym wyścigu.
Jak widać strategia się sprawdziła, bo nad kolejnym zawodnikiem miał przewagi zaledwie 0,47 sekundy.
- Kiedyś ćwiczyłem na siłowni, zresztą od dziecka pływam. Dziadek zawsze miał łódkę, ojciec pływa na ryby i ja tak samo. To jak się raz człowiek nauczy, to na zawsze pamięta – opowiada zwycięzca.
Mateusz Listowski i drugi Mariusz Butrymowicz zgodnie przyznają, że najcięższa była nawrotka. „Jest się rozpędzonym i musisz zahamować i złapać rytm pod prąd”.
Zawody, mimo różnych problemów związanych z sytuacją gospodarczą, utrzymały się – przyznaje Wojciech Winko z LOT-u, który przejął organizację imprezy po pomysłodawcy i pierwszym organizatorze Pawle Bełdowiczu. Niestety kibicowało zaledwie 20-30 obserwatorów.
- Zawody się bronią swoim autentyzmem – kwituje. - Tu nikt nie udaje, nie ma lipy. Zawodnicy, którzy tu startują dają z siebie wszystko. Jak dobijają do ostatniej boi, zwłaszcza po 500 metrowym sprincie, to widać, że w wyścigu dali wszystko.
Poza koronną konkurencją czyli sprincie, jest jeszcze slalom na 500 metrów, 250 metrów z prądem i 250 metrów pod prąd oraz pływanie w parach. Dwie pychówki płyną obok siebie, a pomiędzy nimi leży deska, której nie mogą zrzucić. Dystans jest ten sam, ale trudność, ze względu na swobodnie leżąca deskę większa.