Ursus „rozjechał” ŁKS
Na dziewięciu zakończyli serię meczów bez porażki piłkarze Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926. W sobotnie popołudnie podopieczni trenera Mateusza Miłoszewskiego ulegli na własnym boisku Ursusowi Warszawa 1:2, mimo, że w 89. minucie wyszli na prowadzenie po golu Rafała Maćkowskiego. W doliczonym czasie gry goście, ku rozpaczy kibiców, zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Rozgrywane w trudnych warunkach atmosferycznych spotkanie (przenikliwy chłód i silny wiatr) od początku do końca toczone było w dość szybkim tempie. Obie ekipy bardzo chciały wywalczyć komplet punktów. Pierwsze 10 minut należało zdecydowanie do gospodarzy, którzy starali się zaskoczyć rywala i zdominować środek boiska. I nawet przez jakiś czas ta sztuka im się udawała, jednak nie przełożyło się to na stworzenie sytuacji do zdobycia gola. Po początkowych kłopotach warszawianie z czasem przejmowali inicjatywę i trzeba powiedzieć, że im kilka razy udało się zakończyć akcję ofensywną strzałem. Najaktywniejszym zawodnikiem Ursusa był Tomasz Chałas, który trzykrotnie próbował zaskoczyć Oliwera Wienczatka. Powracający po kłopotach zdrowotnych do bramki ŁKS-u golkiper nie dał się zaskoczyć i do przerwy na tablicy widniał wynik bezbramkowy.
W drugiej odsłonie lepiej prezentowali się łomżanie. W 50. minucie dobrym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Marcin Wasilewski, jednak bramkarz Ursusa, Artur Haluch był na posterunku. Dwanaście minut później golkiper gości popełnił błąd przy piąstkowaniu wybijając piłkę pod nogi Rafała Maćkowskiego. Kapitan ŁKS-u od razu dograł piłkę na piąty metr, a tam Przemysław Olesiński oddał strzał głową. Niestety okazał się on minimalnie niecelny. Chwilę później na boisku pojawił się Karol Styś i na kilka minut rozruszał ofensywę drużyny z Łomży. W 70. minucie ofensywny pomocnik znalazł się oko w oko z Haluchem po otrzymaniu dokładnego, prostopadłego podania z głębi pola. Niestety były zawodnik KS-u Wasilków w momencie strzału został zablokowany przez obrońcę. Wydawało się, że po wejściu na boisko kolejnego ofensywnego i zarazem doświadczonego gracza, jakim jest niewątpliwie Paweł Drażba łomżanom uda się w końcu zdobyć zwycięską bramkę. W poczynaniach wychowanka Jagiellonii widać było długi rozbrat z piłką, co skutkowało wieloma stratami. Na szczęście żadna z nich nie zakończyła się zdobyciem gola przez graczy ze stolicy.
Kolejne minuty mijały nieubłaganie, a żadnej z drużyn nie udawało się pokonać bramkarza rywali. Kiedy wydawało się, że na łomżyńskim stadionie padnie piąty już remis w tym sezonie, w polu karnym Ursusa faulowany był Marcin Świderski. Sędzia nie wahał się ani chwili i podyktował jedenastkę, którą na gola zamienił Maćkowski. Nieliczni fani, który w chłodną sobotę zdecydowali się przybyć na łomżyński stadion, mogli w końcu ucieszyć się z prowadzenia swojego zespołu. Ich radość nie trwała jednak długo. Walczący z ogromną determinacją goście do samego końca nie dawali za wygraną dokonując rzeczy wręcz niewyobrażalnej. Najpierw w 92. minucie w ogromnym zamieszaniu kilkukrotnie próbowali z bliska pokonać Wienczatka. Bramkarz ŁKS-u, wspólnie z obrońcami w heroiczny sposób bronili dostępu do swojej bramki. Niestety jednak przy jednej z interwencji w obrębie szesnastki arbiter dopatrzył się faulu zawodnika z Łomży i podyktował drugiego w tym meczu karnego. Pewnym strzelcem okazał się jeden z najlepszych tego dnia na boisku piłkarzy, Tomasz Chałas. Łomżanie wznowili grę ze środka pola, gdy do końca meczu pozostało niecałe dwie minuty. Spiker zawodów powiedział nawet, że ełkaesiacy zanotują siódmy remis w tym sezonie. Innego zdania byli jednak goście, którzy do samego końca wierzyli, że mogą z Łomży wywieźć trzy punkty. I tak też się stało. W 93. minucie wykopem z własnej połowy popisał się Mateusz Baranowski, piłka trafiła do Mateusza Muszyńskiego, który ograł dwóch obrońców i płaskim strzałem zapewnił wygraną swojej drużynie.
- Po takim meczu trzeba ze dwa dni, żeby dojść do siebie. Długo rozmawiałem z drużyną, żeby w końcówce wykazywali się piłkarskim cwaniactwem i starali się przytrzymać dłużej piłkę, gdy wynik jest dla nas korzystny. Niestety już po raz trzeci w tym sezonie tracimy gola w samej końcówce i przegrywamy wygrany mecz. Dla mnie to jest skandal i ciężko mi się z tym pogodzić - mówił po spotkaniu mocno zdenerwowany trener ŁKS-u.
Porażka z Ursusem spowodowała, że łomżanie spadli na 8. miejsce w tabeli, a ich przewaga nad strefą spadkową zmniejszyła się do zaledwie trzech punktów. Kolejnym rywalem biało-czerwonych będzie zajmująca przedostatnią lokatę ekipa Huragana Wołomin. To spotkanie odbędzie się w sobotę, 22 października na boisku rywali.
is