W szkole modlitwy
Problem czasu, modlitwy i pracy Wielką trudność odczuwa dzisiejszy człowiek w rozwijaniu swojego życia modlitwy z powodu braku czasu. Mówi się, że technika rozwiąże problem braku czasu, że stoimy w przededniu epoki poprzemysłowej, której zasadniczym problemem będzie: co zrobic z nadmiarem wolnego czasu. (…) Obok rzeczywistego problemu braku czasu człowiek dzisiejszy dorabia sobie doktrynę, która znakomicie uzasadnia postawę rezygnacji ze specjalnego czasu poświęconego modlitwie. Istotnie, jedną z cech ludzi naszej epoki jest monizm w myśleniu. Nasi współcześni często wyrażają swoją niechęć do „szufladek”. „Po co kawałkować nasze życie, kiedy wszystko można sprowadzić do jedności? Czyż trzeba wciąż rozróżniać, że tu jest modlitwa a tu jest praca? Czyż praca też nie jest modlitwą, jeżeli ożywia ją dobra intencja?”. „Ja się modlę, bo ja pracuję” – to częsta dziś forma rozwiązywania trudnego problemu modlitwy w czasie.(…) Ta fałszywa doktryna jest dziś bardzo niebezpieczna, bo prowadzi do całkowitego zagubienia życia duchowego, a nawet i wiary w dzisiejszej naturalistycznej atmosferze. Formuła „uświęcać się przez zwykłe obowiązki” będzie słuszna, jeżeli obejmować będzie wszystkie obowiązki człowieka i chrześcijanina, a nie tylko „obowiązki stanu”. Do obowiązków chrześcijanina należy świadome dążenie do Boga jako celu życia, świadomy wysiłek, aby Boga poznać, uwielbić, żyć z Nim w przyjaźni i poddać się Jego woli.
Trzeba więc tu zachować wielką trzeźwość i rzeczowość. Wszystko należy nazywać po imieniu, bo w dzisiejszym zamgleniu i chaosie intelektualnym młodzież łatwo traci ostrość widzenia. A więc modlitwa i praca to nie to samo, ale to dwie rzeczywistości o różnym znaczeniu i różnej wartości. Modlitwa uświęca pracę, a nie praca modlitwę.
Do scalenia i jedności całego życia można dojść ale nie od razu. To scalenie jest możliwe tylko pod wysokim napięciem tzn., że cała nasza działalność może rzeczywiście stać się modlitwą i aktem uwielbienia Boga, ale pod warunkiem, że nurt modlitwy będzie w duszy naszej tak intensywny i potężny, że wszystkiemu w nas nada swój kierunek. Wówczas będzie można mówić o jedności, ale zbyt tanio tej jedności nie zdobędziemy.
Na modlitwę potrzebny jest więc specjalny czas. Jest to fundamentalna potrzeba naszej duszy. Nikt nie zaprzecza, że odżywianie jest konieczne dla ciała. Każdy kierowca, chociażby w wielkim był pospiechu, znajdzie czas, by przystanąć przed stacją benzynową. On wie, że inaczej musi ustać w drodze. Tylko gdy chodzi o duszę, przestajemy rozumieć najprostsze rzeczy.
Ale są i inne aspekty modlitwy, które nam rzuca jasne światło na te sprawę. Nie tylko musimy znaleźć czas na modlitwę, bo tego koniecznie potrzebujmy, ale i dlatego, że Bóg ma do tego prawo. Człowiek nie jest przede wszystkim pracownikiem o określonym zawodzie, ale jest z natury swej i z powołania adoratorem Boga znawcą Boga. Musi mieć na to czas. (…)
Uwielbienie Boga wymaga ofiary z życia, a więc ofiary z czasu, bo żyjemy w czasie i ofiara czasu jest ofiarą z życia. Możemy się modlić idąc do pracy albo wykonując pracę, możemy się modlić w tramwaju czy w pociągu, ale to samo nie wystarcza, bo czas ten nie jest całkowicie Bogu ofiarowany, używamy go do naszych własnych celów, a nie dla Niego jedynie.
Trudno uwierzyć, by miłował Boga ten, kto nie ma dla Niego czasu. Każda dziewczyna, nawet bardzo zapracowana, znajdzie czas by spotkać się ze swoim chłopcem, znajdzie czas, bo uważa to za rzecz ważną. Jeżeliby nie znalazła czasu, on słusznie, on słusznie wątpić będzie o jej miłości. Człowiek znajdzie czas na to, co jest dla niego naprawdę ważne. Jeżeli więc nie znajdujemy czasu na modlitwę, to niezawodnie świadczy to o błędnej hierarchii wartości jaką posiadamy.(…)
Oschłość
Problem oschłości na modlitwie jest zawsze aktualny, a w czasach obecnych może jeszcze aktualniejszy niż dawniej, bo dzisiejszy styl życia wysusza źródła modlitwy. By problem należycie ustawić, trzeba najpierw zdać sobie sprawę z tego, że w pewnej mierze oschłość jest stanem normalnym na tej ziemi, bo żyjemy w stanie wiary. Gdy Pismo Święte chce nam dać całościowe ujęcie naszego życia na ziemi, posługuje się obrazem przejścia Ludu Bożego przez pustynię, gdzie z rzadka tylko rozsiane były cieniste oazy i źródła wód. Ten obraz jest obowiązujący do końca czasów. Potrzebny nam jest ten realizm wiary, który się nie dziwi, że na pustyni jest sucho, że przechodząc przez pustynię trzeba znieść żar słoneczny, pragnienie i znużenie, że obfite źródła wód są rzadkością, że celem ich jest wzmocnienie naszych sił do dalszego marszu przez pustynię. Ten fundamentalny realizm chrześcijański jest bardzo potrzebny dla zachowania właściwej postawy w życiu duchowym, dla podtrzymania wytrwałości i męstwa, a także dla powściągnięcia nieumiarkowanych pociech duchowych.
Gdy jednak oschłość ma cechy trwałości, nie wolno obok tego problemu przejść bez poważnego zastanowienia się nad nim, gdyż oschłość trwała może mieć bardzo różne przyczyny, które nieraz mogą mieć duże znaczenie dla życia duchowego. Ponadto oschłość, jeżeli trwa długo, może doprowadzić do oziębłości. Niektórzy szczycą się, że idą twardą drogą nagiej wiary, że nie mają pociech duchowych, że stale są w oschłości. Nie należy tego rodzaju pochwał przyjmować bez zastrzeżeń, bo może ci sami ludzie, gdyby mieli więcej gorliwości, byli bardziej umartwieni i wierniejsi w modlitwie, mieliby więcej również pociech duchowych. Nie otrzymują ich jednak bo są zbyt oziębli.
Gdy więc oschłość jest trwała, nie należy z góry zakładać, że wszystko jest w porządku, że to jest doświadczenie wiary. Trzeba się zastanowić czy nie zachodzą tu inne przyczyny i czy nie ma tu naszej winy. Przyczyny oschłości mogą być różne. Często w obecnych czasach przyczyną trwałej oschłości jest stan duchowego niedożywienia.(…)
Inną przyczyną oschłości jest lenistwo duchowe, brak męstwa i wytrwałości w dążeniu do pełnego rozwoju modlitwy. Jest to przyczyna bardzo powszechna. Dzisiejsze czasy wymagają zwrócenia szczególnej uwagi na pewne bardziej ukryte i subtelne przyczyny zanikania życia modlitwy dzisiejszej cywilizacji. Wiadomo, że między rozwojem życia modlitwy a umartwianiem zmysłów istnieje konieczny związek. Niestety w praktyce ignoruje się to prawo życia duchowego. Czym jest np. spędzanie wielu godzin przed telewizorem, jeśli nie ustawicznym gwałceniem tego prawa duchowego. (…) Klimat, którym się oddycha przy telewizorze, nie tylko jest przesiąknięty naturalizmem, ale również nie jest wolny od miazmatów (demoralizujących wpływów) tej atmosfery hiperseksulanej, która charakteryzuje dzisiejszy świat. Wpływ upodobania do telewizji na życie duchowe zakonnika czy zakonnicy może się nie ujawnić od razu. Ale jeżeli sumienie nie da sygnałów ostrzegawczych, to już będzie znak, że sumienie nie ma tej ostrości, delikatności, jaka niezbędna jest dla bliskiego obcowania z Panem. Cóż dziwnego, że na modlitwie dusza pozostawać będzie na oschłości?
Trzeba również zbadać czy nie ma w duszy tych utajonych przeszkód, o których mówiliśmy wyżej (jak np. niechęć do bliźniego, jakieś niedobre przywiązanie, itp.), a które bliższy kontakt z Bogiem czynią niemożliwym.
Na zakończenie tych kilku uwag chcę podkreślić, że chodzi tu o właściwie o rzecz bardzo prostą. Ci którzy umieli się modlić, nie nauczyli się tej sztuki na drodze jakichś specjalnych i skomplikowanych studiów. Nauczyć się modlitwy można tylko modląc się i ktokolwiek będzie się wytrwale modlił, ten się nauczy modlitwy. Biedą nasza nie jest to, że nie wiemy, co mamy czynić, ale że nie czynimy tego, co wiemy, że jest dobre i że czynić powinniśmy. Wiele wątpliwości i niejasności rozwiewa się przed odważną decyzją wykonania tego, co już wiemy. Aby zobaczyć, co się znajduje za zakrętem, nie należy długo rozprawiać, ale należy do tego zakrętu dojść, a wówczas bez wysiłku zobaczymy co dalej. Tak jest i w życiu duchowym. Problemy nasze rozwiązują się w marszu, a bez marszu rozwiązać się nie mogą. Trzeba zawierzyć temu, który nas powołał i iść. Tak jest i z rozwojem życia modlitwy.
„W szkole modlitwy”- o. Piotr Rostworowski OSB ,
Wydawnictwo Tynieckie, seria wydawnicza: Z tradycji mniszej 23