Biedna, skromna i dumna żona bohatera 1920
- Była za komuny poniżana i niedoceniana, jako żona przedwojennego oficera, a wiodła pod koniec życie sama, bez rodziny, i żyła bardzo skromnie – opowiada sąsiadka o Wandzie Raganowicz (1898 – 1975), małżonce płk. Mariana Stanisława Raganowicza, który dowodził obroną Łomży na fortach w Piątnicy w 1920 roku i w latach 1930 – 1938 był dowódcą 33. Pułku Piechoty, stacjonującego przy al. Legionów w koszarach. - Wprowadziłam się do kamienicy przy ul. Długiej 13 pod koniec lat 60. Mieszkała w ubogim pokoju, ze 20 mkw., na pierwszym piętrze kamienicy rodzinnej Jakubowskich. Miała taki stary materac na cegłach, brązowy piec kaflowy w rogu po lewej i jedno okno na balkon.
Sąsiadka Wandy Raganowicz ma dzisiaj 86 lat. Poznała współlokatorkę mieszkania ze wspólnym przedpokojem i łazienką z kotłem do grzania wody na węgiel jako 40-latka - pani pułkownikowa miała więc około 70-tki. Do wspomnienia żony pułkownika sąsiadkę skłonił artykuł, jaki czytała w „Gazecie Bezcennej” (nr 727, 27. lipca 2017). - Ładnie pokazany został pan płk. Raganowicz, ale warto, żeby łomżyniacy wiedzieli, kim była żona bohatera wojny polsko-bolszewickiej i dowódcy 33. Pułku – uzasadnia decyzję o powrocie myślami do łomżynianki, o której tak niewiele wiadomo.
Elegancka i tajemnicza
Trudno snuć opowieść o kimś, z kim żyło się przez ścianę, a kto nie był zbyt wylewny. - Długie lata nie mogła po wojnie dostać pracy, bo się nazywała pani Raganowicz – opowiada sąsiadka. - Wydaje mi się, że była nieprzygotowana do życia w komunizmie i w naszym potocznym znaczeniu. Miała służącą, to była przedwojenna dama raczej do konwersacji, niż do wykonywania pracy zarobkowej. Ale bezpośrednio po wojnie umiała upiec ciasteczka i na ulicy je sprzedawała... Być może, w latach 50. pani Jewniewicz, kierowniczka apteki przy Dwornej, tam gdzie teraz sanepid, zatrudniła Wandę Raganowicz jako kasjerkę. Była ustawa za komuny, że po 5 latach pracy można było postarać się o rentę. Była nieufna w stosunku do ludzi, bogaczka z zamożnego rodu, kulturalnego, patriotycznego, kilku wojskowych w rodzinie. Jakubowscy mieli znaną masarnię w Łomży naprzeciwko kamienicy.
Sąsiadce nie udało się dowiedzieć, gdzie i w jakich warunkach wdowa przeżyła II wojnę. Po wojnie miasto było spalone i zbombardowane, „nie było domów, ludzie byli wdzięczni losowi i władzom za każdy kawałek podłogi”. - Pani Wanda była dobrze wykształcona, bardzo inteligentna, taktowna i dumna – wspomina z ożywieniem 86-latka. - Czasem użyłam fortelu, żeby ją czymś poczęstować. Bo o poczęstowaniu obiadem nawet nie mogło być mowy. Więc prosiłam: „Pani Wandeczko, może pani tego spróbować przed przyjściem moich gości...?”. Z taką zachętą udawało mi się ją dokarmić.
W pokoju znajdował się wysoki piec z brązowych kafli, mały, okrągły stolik i nieduża, obita skórą ława z oparciem, gdzie Wanda Raganowicz przyjmowała wizyty. Często wychodziła w kolorowych sukienkach z domu. Wysoka, przystojna, 160 - 170 cm wzrostu, siwiuteńka. Elegancka i tajemnicza.
Mądra kobieta z dobrego domu
W rzadkich chwilach bezpośredniej szczerości wyjawiała, że jak mąż zginął w sowieckim więzieniu w Charkowie, gdzie trafił w 1940 r. z obozu jenieckiego w Starobielsku, to miała żal do Rosjan, do historii i życia, że została sama jedna, bez męża i choćby jednego dziecka... - Mąż był na wysokim stanowisku w 33. Pułku Piechoty, a w międzywojennej Łomży to była licząca się instytucja i dająca gwarancję dostatniego życia, więc pani Wanda przywykła do zamożnego, kulturalnego i ciekawego spędzania dni, miesięcy i lat – zastanawia się nad dziejami sąsiadka po pół wieku od wydarzeń na fortach w Piątnicy. Na przełomie lipca i sierpnia 1920 płk. Raganowicz organizował obronę z ludzi dopiero co szkolonych i z niedobitków oddziałów, wycofujących się ze wschodu przed nacierającą Armią Czerwoną. Ofiarnie zachowywała się ludność miasta, w tym 22-letnia Wanda Jakubowska, donosząca wodę, jedzenie, opatrująca rannych. Prawdopodobnie wówczas się poznali i... w 1922 r. wzięli ślub. Być może, w łomżyńskiej Katedrze; trudno to stwierdzić, bo księgi wywieźli lub spalili sowieci za okupacji, w latach '39 – 41, '44... - W ostatnich chwilach życia przekazała mi broszurkę, wydaną w Moskwie po polsku, jak Niemcy wymordowali oficerów w Katyniu, z opisem wydarzeń i listą jeńców, płk. Raganowcz był na liście... - wspomina staruszka. - "Pani Sąsiadeczko, pani młoda, może nadarzy się okazja, że pani w Charkowie zapali świeczkę na grobie mego męża?". Nie byłam, poprosiłam uczennicę z ogólniaka przy Bernatowicza. Młodzież jechała w tamte strony. Broszurkę wielkości połowy zeszytu zawiozłam do Warszawy ks. Zdzisławowi Peszkowskiemu (1918–2007).
Pułkownikowa nie nosiła biżuterii. Nie chodziła do kościoła, choć była wierząca. Prosiła o pogrzeb katolicki, przed śmiercią wyspowiadała się w starym szpitalu. Pochowana jest na starym cmentarzu w grobie rodzinnym Jakubowskich. Wśród tablic nagrobnych jedna symboliczna, jej męża bohatera. Wanda Helena Raganowicz urodziła się w Łomży 17. stycznia 1898, zmarła 8. kwietnia 1975. Tata Stanisław, mama Maria z domu Kucharska. - Pani Wanda bez uskarżania się wiodła skromne życie mądrej kobiety z dobrego domu - wzdycha Sąsiadeczka. - Niestety, za komuny umierała w nędzy...
Mirosław R. Derewońko