Złote serce i złote ręce
Dr Romuald Krynicki wszczepił po raz pierwszy w Łomży dwóm 64-letnim mężczyznom tzw. aparaty ICD: kardiowertery-defibrylatory. Ta skomplikowana nazwa oznacza urządzenie trochę większe od zegarka, które wysyła impuls elektryczny w czasie groźnego dla życia migotania komór serca. Obaj pacjenci dr. Krynickiego czują się znakomicie i wkrótce opuszczą oddział kardiologii Szpitala Wojewódzkiego.
- Dokładnie osiem lat temu miałem zawał serca i już wtedy dr Krynicki uratował mi życie – opowiada z promiennym uśmiechem Adam Szulakiewicz (lat 64) ze Śniadowa. - Po wszczepieniu „ajsidi” czuję się bardzo dobrze i mogę bez problemu sam chodzić.
Drugi z pacjentów Jerzy Konopko z Łomży przeżył zawał serca w sierpniu 2009 r. Z równą wdzięcznością mówi o lekarzu, który ma „złote serce i złote ręce”.
Oba trwające około godziny zabiegi odbyły się w poniedziałek, 29 marca br. Doktorowi Romualdowi Krynickiemu towarzyszyli jego asystent dr Karol Jakacki i anestezjolog dr Izabela Ziółek.
- Po nacięciu skóry pod lewym obojczykiem trzeba było najpierw przez tkankę tłuszczową dotrzeć do powięzi mięśni klatki piersiowej – opowiada przebieg zabiegu dr Krynicki. - Zrobiłem palcami „kieszeń” na aparat ICD, a trochę wyżej wkłułem się igłą, żeby przez otwór wprowadzić do żyły biegnącej ku sercu cienki drucik. Stanowił on rodzaj szyny, na którą wprowadziłem tzw. koszulkę naczyniową. To rurka, przez którą wsunąłem do prawej komory serca elektrodę: elastyczny, kilkudziesięciocentymetrowy przewód z metalowymi pierścieniami na powierzchni. Jeden jej koniec pozostał w komorze serca, a drugi połączyłem z ICD, czyli właśnie kardiowerterem- defibrylatorem.
Zabieg odbywa się zasadniczo w znieczuleniu miejscowym. Jednak pod koniec, gdy zamontowane są elektroda i aparat, na ok. trzy minuty trzeba uspać pacjenta, żeby sztucznie wywołać u niego migotanie komór. W ten niebezpieczny stan wprowadza się człowieka, aby sprawdzić, czy i jak zadziała ICD.
- W takiej chwili lekarz przeżywa stres, związany z zabiegiem, ale to stres budujący – wyjawia dr Krynicki. - Wszystko szło dobrze, jakby ktoś z góry ułożył plan zabiegu: aparat ICD zadziałał prawidłowo. ICD jest tak czujnym i przemyślnie skonstruowanym urządzeniem, że w chwili migotania komór serca wysyła ratujący życie „strzał” prądu o napięciu 800 woltów. ICD nie czeka, aż człowiek upadnie. Doktor Krynicki życzy pacjentom, „żeby strzał był tylko raz w życiu”.
Aparat ICD powinien bez doładowania pracować pięć lat. Jest drogim urządzeniem, wartym ok. 30 tys. zł, za co można by kupić 10 zwykłych rozruszników serca lub średniej klasy samochód. Szpital Wojewódzki w Łomży jest drugim ośrodkiem w województwie podlaskim – po Klinice Kardiologii Szpitala MSW w Białymstoku – gdzie wszczepia się kardiowertery- defibrylatory ICD. Miejmy nadzieję, że podlaski NFZ przyzna fundusze na zakup urządzeń ratujących życie. Kilka słów o naszym bohaterze: dr Romuald Krynicki ma 48 lat i pochodzi spod Białegostoku, gdzie w 1987 r. ukończył Akademię Medyczną. Po studiach na stałe związał się z Łomżą, skąd jest jego żona i troje dzieci, rozpoczynając pracę na oddziale kardiologicznym łomżyńskiego szpitala. Niezwykle wysoko ceniony kardiolog został w 2000 r. ordynatorem oddziału.